Type and press Enter.

O duchu w skorupie / Terminus / Opowieści o pilocie Pirxie / Lem

Pomówmy o robotach. Jest rok 1920, czeski pisarz Karel Čapek ukuwa termin robot dając, mającemu niebawem na nowo eksplodować gatunkowi fikcji naukowej, jedno z bardziej złożonych i popularnych zagadnień. Isaac Asimov stworzy później prawa robotyki i zapoczątkuje niemałą dyskusję w dziedzinach literatury, filozofii i nauki. Philip Dick będzie wizją androida wręcz opętany, doprowadzi go ona do napisania między innymi słynnego Czy Androidy marzą o elektrycznych owcach, gdzie motyw sztucznego człowieka będzie pretekstem do wielkiej rozprawy o ludzkiej moralności. Swojego Robota napisze Wiśniewski-Snerg, za temat chwytać będzie też niejednokrotnie Lem. I dziś przy Lemie się zatrzymuję, a konkretnie przy jednym z jego opowiadań, wchodzącym w skład Opowieści o Pilocie Pirxie – TERMINUSIE.

Pirxi w skrócie telegraficznym. Pirx to jest przede wszystkim charakter, wymyślony i napisany z olbrzymim kunsztem, wręcz mistrzostwem. Nie wiem czy kiedykolwiek odczuwałem tyle sympatii do jakiejkolwiek fikcyjnej postaci! Poważnie – Pirx to jest majstersztyk, zwłaszcza, że w poszczególnych opowiadaniach będziemy spotykać się z nim w różnych momentach jego życia. I tak w Teście spotkamy kadeta Pirxa i odbędziemy z nim pierwszy lot, gdzie przyjrzymy się jego nieporadności i skutecznym działaniom w panice. W Odruchu warunkowym spotkamy bohatera o kilka lat starszego (wciąż jednak kadeta), pilnie studiującego w lustrze swoją twarz w rozpaczliwych poszukiwaniach oznak męstwa i powagi. Gdy później pewna dziewczyna nazwie go „szalenie poczciwym”, w całości pochłoną go myśli nad tym, jak pozbyć się tego haniebnego miana. Przy rozstaniu pożegna dziewczę klapsem – wszak wszyscy wiemy (albo dopiero się dowiemy), że nic nie zwalcza poczciwości skuteczniej niż stara, dobra rubaszność.

Terminus to jest Pirxowe apogeum. Spotykamy już nie kadeta i nie pilota, a nawigatora Pirxa, odpowiedzialnego za rejs olbrzymiego, zabytkowego okrętu. Znacznie już starszy i poważny, bez śladów młodzieńczej nieporadności, pełen pewnej mądrości wypływającej z doświadczenia. Na kilka rzeczy kiwnie ręką, kilka rzeczy przemilczy, cichcem będzie się przyglądał, składał fakty w głowie.

Na tle innych przygód bohatera, Terminus jest nad wyraz poważny, miejscami wręcz ponury. Ciemne korytarze, migające lampki, stękający od naprężeń metal, dużo miejsca poświęca Lem na opis ciężkiej atmosfery panującej na statku. Momentem zwrotnym będzie chwila, w której Pirx odkryje prawdziwą historię powierzonego mu w zarząd okrętu. To Koriolan, miejsce jednej z najsłynniejszych kosmicznych tragedii, którą każdy kadet znał jeszcze ze szkolnej ławy. Teraz, po dziewiętnastu latach, pospiesznym remoncie i zmianie nazwy, Koriolan trafia w pirxowe ręce. Świadomość przeszłości sprawi, że korytarze zadudnią nową, bardziej złowieszczą nutą, huczenie pokładu będzie wręcz złowróżbne, milczący Pirx w ciszy przemierzający kolejne pokłady, nakładać będzie ponurą historię na kolejne wyremontowane pokłady. A może historia nałoży się sama?

Na scenę wkracza tytułowy Terminus. Przedstawienie cokolwiek ciekawe, spełnia on archetypiczną robocią rolę – zajmuje się robotą i właśnie tak – jak maszyna do wykonywania zadań jest traktowany przez Pirxa. Lem zastosował jednak szereg zabiegów, żeby swojego robota możliwie uczłowieczyć. Po pierwsze jest Terminus nieporadny, co w połączeniu z jego ogólnym stanem (niemalże złomowym) i pozbawionym emocji podejściem Pirxa, niemal jak odruch wywołuje współczucie. Terminus opiekuje się kotem, a przyłapany pewnego razu na nocnej przechadzce, wyjaśnia, że wybrał się po wodę dla myszy (zapytany gdzie ma ową wodę, zaduma się i odpowie, że zapomniał o niej). Z drugiej jednak strony cała zewnętrzna powłoka może budzić niepokój, wielkie mechaniczne łapy, głucho grzmiący z piersi głos, beznamiętne spojrzenia… ciosa Lem robota w grubych, groteskowych opisach. Cała ta zdawkowość i opóźnienia z jakimi robot odpowiada sprawiają wrażenie, jakby podczas każdej rozmowy w jego blaszanej głowie kotłowały się powodzi tylko jemu znanych myśli. Duch w skorupie na dwie i pół dekady przed Ghost in the Shell (luźne skojarzenie, proszę treści nie łączyć).

Ale potem pojawia się nowe światło – Pirx odkrywa mroczną przeszłość statku i wraz z tym odkryciem, stary, zdziwaczały, rozpadający się robot, staje się znienacka milczącym świadkiem wielkiej katastrofy, towarzyszem dryfującej całymi miesiącami w próżni, pozbawionej nadziei załogi. Pirx przygląda mu się odtąd z wielką zadumą – co widział i czemu się przysłuchiwał, czy zostawiło to w nim jakiś ślad?

Staje się znienacka Terminus opowieścią o czymś znacznie więcej, niż o przelocie z Ziemi na Marsa i starym robocie. Każe myśleć o życiu i świadomości w kontekście maszyny, o śladach, które po sobie zostawiamy, gdy nas już nie ma. Jak działa świadomość? Nad tym wszystkim myśli coraz bardziej zagubiony Pirx, przemierza kolejne poziomy, niemal nic nie mówi, kontakty z załogą ogranicza do minimum, pogrążony w tej wielkiej zagadce. To jest zupełnie inny Pirx niż w pozostałych opowiadaniach.

Pora kończyć, kładę palec na usta i milknę. Dalej jest już tylko niepohamowana lemowa wyobraźnia i błyskotliwość, z którymi trzeba obcować osobiście, które tym razem, miast bawić, są w stanie przerazić. To co dzieje się w finale Terminusa, to nie są żarty. O ile całe Opowieści o pilocie Pirxie to wielkie morze humoru i zmyślności, o tyle Terminus jest ziejącą wśród jego fal czarną, ponurą wyspą. Sprawdźcie.

Wasz Paweł M.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *