Type and press Enter.

Pełny przekrój / Utwory poetyckie / James Joyce

Pierwsze zetknięcie z Joycem – cóż więcej napisać? (Tutaj następuje łyk cytrynówki).

Pisząc dobre słowa o tych około stu pięćdziesięciu stronach, będę je składał z myślą nie tylko o samym JJ, ale i Macieju Słomczyńskim, który teksty przetłumaczył i dokonał ich wyboru. Dzięki niemu dostajemy wybór niesłychanie wręcz szeroki, obrazujący olbrzymią rozpiętość joyceowego pisania.

Autor Ulissesa poezji w ścisłym znaczeniu tego słowa, wydał niewiele. Są to dwa tomiki: Muzyka Kameralna (1907) oraz Jabłuszka po pensie (1927). W 1932 dorzucił do kolekcji wiersz o niesamowitym tytule (już samym jego brzmieniem mnie „kupił”) – Ecce puer (po narodzinach wnuka i śmierci ojca). Na końcu tomu umieszcza Słomczyński trzy wiersze satyryczne, będące miejscami dość ostrymi docinkami i komentarzami na tematy z pisarzem związane, Dooley skromny jest wręcz alter ego pisarza.

Muzyka Kameralna to zbiór prostych wierszy, wierszyków rzec można, poddanych rygorowi rytmu i rymu, poruszających zazwyczaj lekkie, związane z uczuciami i ich wyrażaniem tematy. Zadziwiają prostotą. Zupełnie inne są już Jabłuszka po pensie, ale od poprzedniego tomiku minęło przecież dwadzieścia lat. Wiersze nadal trzymają się tradycyjnej formy, są jednak o wiele mroczniejsze i cięższe, oceniam je znacznie wyżej. Poniżej, dla wzmożenia apetytu, jeden z tekstów pochodzący z pierwszego tomiku – „XX” (wiersze były tam numerowane).

Byśmy leżeli
W sosnowym borze,
W cieniu głębokim,
W południa porze.
Słodko byłoby
Leżeć, całować,
W bór się sosnowy
Jak w kościół schować.
Twój pocałunek
Też byłby słodszy
A miękka burza
To twoje włosy.
Ach, odejdź ze mną
W południa porze,
Pójdźmy, by skryć się
W sosnowym borze.

Obecność pozostałych „cykli” to już zasługa dociekliwości i gorliwości tłumacza, który uznał, że umieszczenie tylko twórczości stricte poetyckiej nie będzie oddaniem sprawiedliwości twórczości Joyce’a. Pojawiają się więc utwory kolejne.

Epifanie to czterdzieści próz poetyckich, powstałych pod wpływem impulsu, chwili, pisanych już prawdopodobnie w dzieciństwie. Oto, co w posłowiu napisze o nich Słomczyński: „Nazwą tą określał nagle zarejestrowane zjawiska lub nieoczekiwane powstanie myśli, mającej autonomiczną wartość artystyczną pomimo swej pozornej banalności. Epifanie są – jak gdyby – dowodem osobliwego widzenia świata przez artystów i w związku z tym zaprzeczeniem istnienia banałów w dostrzeganym przez nich świecie”. Epifanie to właśnie skrawki małych scen, przemyśleń, czasem wręcz wierne ich zarejestrowanie, na przykład w postaci dialogu napotkanych postaci. Dziś nazwalibyśmy je prozami poetyckimi, małymi skrawkami banalnej codzienności, z jakichś powodów zamkniętymi w formy pół-liryczne. Dalej dołącza Słomczyński poemat prozą Giaccomo Joyce utworu budzącego moje mocne skojarzenia z Epifaniami (toteż dzielą wspólny akapit), z tym, że jest całościowym utworem, opowiadającym pewną historię (tłumacz umieszcza je bliżej Ulissesa – moje nierozsmakowane podniebienie tego pokrewieństwa nie potwierdza).

Tom zaczyna się lekkimi i przyjemnymi wierszykami ze zbioru Muzyka Kameralna, w końcu przychodzi jednak czas na spotkanie z dwoma gigantami Joyce’a – w tomie znajdują się obszerne fragmenty Ulissesa oraz Finneganów Trenu. Na zderzenie ze strumieniem świadomości i wszystkim tym, co w tych tekstach zachodzi, zwyczajnie nie można się przygotować. To jest wielki chaos, Słomczyński pisze o pierwszym spotkaniu z Trenem, że miał wrażenie słuchania pięknej muzyki, śpiewanej w obcym języku… i ja to wrażenie w pełni podzielam i podkradam autorowi posłowia. Nie wiem co myśleć, wiem natomiast, że po przytaczane tu we fragmentach utwory z pewnością, choćby z samej ciekawości, sięgnę.

Jeśli macie taką okazję, weźcie „Utwory poetyckie” Joyce’a w rączki i poczytajcie sobie. Zachęcam do rozpoczęcia od posłowia, przyjemnie wprowadzającego w świat omawianych tekstów i fragmentów. A później, cóż, nie trudno znaleźć tutaj coś dla siebie, bo twórczość autora rozciąga się od przyjemnej a prostej poezji, aż po zapętlone, połamane labirynty w których się gubię. I chwała (oraz chałwa) wydawcy i tłumaczowi, że zdecydowali się na rozwinięcie tematu! Poezja i literatura to jest przygoda i zmagania, tutaj czuć to wyraźnie.

Wasz Paweł M.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *