Type and press Enter.

Nieznośna lekkość bytu/ Kundera

Zamiast wiosny życia wieczna zima
Niekończący się grudzień

[Jacques Brel]

Powieść Milana Kundery rozpoczyna niedługie, ale bardzo rześkie rozważanie na temat idei wiecznego powrotu, którym, według czeskiego pisarza, Nietzsche wbił klina większości intelektualistów: “pomyśleć, że wszystko, cośmy raz przeżyli, miałoby się kiedyś powtórzyć i to powtórzenie powtarzałoby się w nieskończoność! Cóż oznacza ta przedziwna hipoteza?”. To jest pierwszy akapit książki; wobec tak postawionego pytania cała powieść ujawni się jako złożona z jednego leitmotivu i jego wariacji. Bohaterowie Kundery są ulepieni z podobnej gliny, ale każdy jest solistą, stąd – rozbieżność, nieledwie kakofonia ich charakterów. Być może dlatego w myśl wpada motyw leitmotivu – jedna cecha wspólna – którą jest “teodycea ciała”, “dziwkarstwo epickie” (której przeciwstawia się jedna Teresa – ale ona ma przy sobie pancerz, pieska Karenina), przetworzona na mnogość wariantów, z zamętu których nikt nie wychodzi niepokrzywdzony.

Jedną z ciekawych składowych tej powieści jest nieliniowość narracji. Gdzieś w połowie książki dowiadujemy się, jak potoczą się losy głównych bohaterów, jakby autor chciał nas uspokoić – nie ma co rozmyślać o zakończeniu ich losów; każda chwila jest równoważna, nic nie jest mniej znaczące. “Takie wyobrażenie jest straszne. W świecie wiecznego powrotu na każdym geście kładzie się ciężar nieznośnej odpowiedzialności”.

To pierwsza myśl po lekturze: Kundera już na początku wiele wyjaśnił – idea wiecznego powrotu jest, za Nietzschem, najcięższym brzemieniem (das schwerste Gewicht). Parmenidesowskie antynomie, których jeden biegun był pozytywny (zatem światło, lekkość, ciepło), a drugi negatywny (ciemność, ciężar, zimno) stanowią oś Nieznośnej lekkości bytu. Oś, jeśli nie jest zrównoważona, jeśli jeden jej koniec jest wyraźnie lżejszy, zacznie obracać się w nieskończonym kole. Jego zakreśloną objętość, jakkolwiek byśmy tego pięknie nie nazwali czy opowiedzieli, wypełni smutek spowodowany tęsknotą. Idea wiecznego powrotu to właśnie takie koło, które zapełnimy miliardem sytuacji, jednak nigdy nie wydostaniemy się poza jego obręcz.

Dopowiedzieć warto jeszcze o nieznośnym horror loci, który pozbawia śmieszności postaci Nieznośnej lekkości bytu. Fabuła bowiem, w prymitywnym skrócie, ma się tak: Tomasz, dobrej renomy chirurg, zakochuje się w Teresie, prowincjonalnej kelnerce. Nie potrafiąc jednak pożegnać się ze swoimi przyzwyczajeniami, nieustannie zdradza swoją ukochaną, utrzymując, że miłość cielesna i duchowa nijak się do siebie mają. To horror loci objawia się najbardziej groteskowo w chwilach, kiedy Tomasz, skądinąd człowiek trzeźwo myślący i wręcz w stosunku do innych chłodny w obejściu, nie potrafi zapanować nad swoimi namiętnościami. Przy Teresie telefonuje do swoich kochanek, czyta listy od nich; z kolei kiedy jest u kochanek – myśli o jak najszybszym powrocie do Teresy. Wydaje się, że uczucie tych dwojga podsycają antynomie: wierność Teresy i zdrady Tomasza. Tak postawiona sprawa szuka swojego balansu, ale łatwo przeczuwać, jak może się zakończyć.

I o ile wierność Teresy jest rozczulająca, to jakoś nie potrafi usprawiedliwić jej zachowań – mam na myśli powrót z Genewy do okupowanych Czech. Tomasz oczywiście podąża za nią, jak się podąża za prawdziwą miłością, która wymaga czasem pewnej ofiarności. Wiąże się to z degradacją jego stanowiska, powrotem do kraju okupowanego, do życia znacznie cięższego.

Zdrady Tomasza wydają się z jakiegoś manichejskiego powodu, na pierwszy rzut oka, usprawiedliwione, ponieważ zostały wypowiedziane głośno i szczerze. Dopiero z czasem, gdy zaczyna nawarstwiać wokół siebie kłamstwa, wydaje się obrzydliwy, wręcz groteskowy, być może dlatego, że prawda, dzięki Bogu, nie usprawiedliwia podłości.

Kundera pisze, że postać i jej historia objawia się w całości w jednym momencie. Inaczej przy lekturze, kiedy mieniona wielorakimi refleksami, raz wydaje się podła, innym razem – godna współczucia. Taki osąd pojawi się w momencie, gdy do Tomasza przybywa jego syn (którego wyrzekł się był) i  redaktor (na którego Tomasz doniósł ubecji). Oni – zupełnie jakby na odkupienie win – przybywają do Tomasza, aby podpisał petycję, która przedłożona będzie prezydentowi. Tomasz rozmyśla, w końcu nie podpisuje, konstatując w myślach, że to zagrażałoby Teresie. Zupełnie, jakby zdradzanie jej było całkowicie fair. To powoduje zamęt oceny, stąd wniosek – ocena jest niepotrzebna. Rzeczy są, jakie są.

Ten namysł nad książką nie ma żadnej puenty. Zaczyna się w dowolnym momencie i kończy się w dowolnym momencie. Nie życzę nikomu takiej miłości.

Zamiast wiosny życia wieczna zima
Niekończący się grudzień

 

Fot. Elisa Cabot / Flickr / CC-BY-SA 2.0
edit by don Pablo

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *