Type and press Enter.

Się porobiło z nami / Tak se myślę #4

unnamed

Się porobiło z nami. Bo skoro porobiło się z poezją, a ta jest przecież pewnego rodzaju barometrem (Miłosza przypominam i jego Świadectwo poezji) to i z nami się musiało, prawda?

Królowa myśli błyskotliwej, niejaka Wisława Sz., tak napisała w tomiku Tutaj: „Żyjemy dłużej / ale mniej dokładnie / i krótszymi zdaniami”. Ciężko się nie zgodzić, no nie? Wygoda ma to do siebie, że psuje jak mało co. Internet miał być kluczem do wszechwiedzy, o Boże, jacyż my mieliśmy być mądrzy… Przypominam sobie pierwsze komputery w mojej wiejskiej podstawówce, z jakim nabożnym lękiem do nich podchodziliśmy, z wciśnięcia przycisku ON czyniliśmy niemalże sakrament, z prawdziwą bojaźnią bożą oczekiwaliśmy napisu Teraz możesz bezpiecznie wyłączyć komputer, pod koniec każdej lekcji. A w domu: napiszę wypracowanie na temat: Komputer – okno na świat.

Łatwy dostęp do informacji okazał się zgubny, zrobił z nas pokolenie TL;DR, które ma czas na dwie godziny obrazków w internecie, a Dostojewskiego czytać nie ma komu. Nie chodzi tu wcale o czytanie, bo to koniec końców nic więcej jak pewnego rodzaju rozrywka (przeceniamy czytanie, pisałem już kiedyś), chodzi o coś większego – o postawę, którą w sobie wyrabiamy. Postawę oczekiwania łatwości.

Przecież nauka to jest proces obcowania z rzeczywistością i poznawania świata. I mechanizmy za pomocą których jej dokonujemy dotyczą obydwu tych zjawisk – nie tylko nauki o świecie, ale też stosunku do świata i w nim bycia. Jeśli tę samą rzecz można dostać łatwiej lub trudniej, to którą drogę wybierzemy? Wydeptywanie takich ścieżek prędzej czy później zaowocuje nie tylko wyborem łatwiejszej trasy, ale i łatwiejszego celu. I tak: lektur nie czytamy, bo za długie. Studia lecimy na wikipedii, bo w bibliotece ciemno i zimno. Żonę, z którą nie możemy się dogadać, zamieniamy na inną, rosną z nas byle jacy cwaniacy, byle jak piszemy, byle jak i byle co czytamy…

Jeśli już czytamy, to raczej rzeczy dające łatwą i szybką rozrywkę – spójrzcie na listy bestsellerów i ekranizacji. Naiwnym jest to moje dziwienie się, że poezja znika z półek, ustępując taniej rozrywce, że dział literatura (?) erotyczna zajmuje całe dwa regały, gdy na lirykę znajdzie się niecała półka.

Muzyka coraz gorsza, książki coraz gorsze, poezja coraz gorsza… Przepaść, przepaść, czarna przepaść!

***

A może nie jest aż tak źle? Lem pisał o tym, że to internet uświadomił mu, że na świecie jest aż tylu kretynów… czyli musieliśmy istnieć już wcześniej (tylko mniej widoczni byliśmy) i nasze czasy wcale nie są takie wyjątkowe jeśli chodzi o tę ilość (my tu na Statku Głupców podnosimy im statystyki). Może więc wcale nie jest gorzej, niż było?

Fakt, że każdy może coś napisać i dotrzeć do mniejszej lub większej czytelni albo coś nagrać i przy odrobinie szczęścia / bogactwa to wydać, sprawia, że kultura trafia w ręce ogółu. Wiek XX był świadkiem narodzin kultury popularnej, tworzonej przez ludzi z tłumu dla tłumów. I w naszej codziennej powodzi informacji płynie też powódź kultury. I to, że znakomita większość tej treści jest co najwyżej przeciętna, nie oznacza, że mamy złe czasy dla kultury.

Popowe klikanie i polskie rege nie stanowią o kondycji dzisiejszej muzyki – ta ma się dobrze, Nick Cave, Swans, czy choćby nasze polskie Voo Voo wciąż nagrywają i robią to niezmiennie porządnie. I niech nie zasmuca nas prymat miałkiej literatury na półkach! Twardoch, Dukaj, Świetlicki żyją, piszą, jakoś się trzymają. I to, że obijaliśmy się na studiach także nie świadczy o tym, że nie ma już ludzi, którzy by się starali, kiedy trzeba. I poezja. Poezja też nie ginie. Czego jak czego, ale pomyleńców, wiecznych dzieci, hultajów, niecnót i psubratów nigdy na tym świecie nie zabraknie.

Skoro to nie są złe czasy dla kultury, to może i dla nas nie są aż takie złe? Skoro piękno gdzieś powstaje, a my nadal mamy chęć i możliwość zachłystywania się tym pięknem, źle być nie może.

Fakt, trzeba nam przeczekać pewien okres przejściowy, okres pewnej bylejakości, w której pokazanie dupy i pisanie wulgarne dla samego szokowania wiodą prym. To już zdycha, pewna intensyfikacja, której od pewnego czasu możemy się przyglądać, mocno to potwierdza; to są trupie podrygi. Ja tam światło w tunelu widzę. Chyba nie jesteśmy aż tak głęboko w dupie, jak nam się to nieraz wydaje. Miłosz wieszczył wiek XXI wiekiem ducha, Rimbaud oficjalnie uczynił każdego z poetów jasnowidzem i prorokiem, a ja i jednemu i drugiemu wierzę, co w sumie czyni niezłą prognozę.

Słucham nowego Voo Voo, czytam sobie polską poezję z minionej dekady i uśmiecham się popijając herbatę, do czego i Was, Kochani, zachęcam.

Wasz Paweł M.

Zapisz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *