Karel Čapek, jeden z najoryginalniejszych pisarzy czeskich, a może i europejskich XX wieku, pisał tę niepozorną książeczkę przez kilka lat. Przyświecała mu idea rewizji niektórych stanowiących podwaliny naszej kultury, znanych powszechnie opowiastek, występujących w zbiorowej świadomości pod nazwą mitów, przypowieści czy wreszcie relacji historycznych.
Można ten zbiorek postrzegać z kilku perspektyw.
Pierwszą jest perspektywa religijna. Mniej więcej połowa tekstów obejmuje tematy biblijne. Jest to bezlitosny strzał wymierzony w tych, którzy pojmują podobne przypowieści dosłownie. Nie czyni przy tym Čapek szczególnego rozróżnienia między przeciwnikami a zwolennikami religii, doskonale świadom, iż po obu stronach barykady nie brakuje durniów, nie rozumiejących istoty przypowieści i gotowych prostacko je cytować. Sam autor nie śmieje się z religii, tylko z ludzi. Czyni to zresztą dość życzliwie, bo doskonale pamięta (o czym zdarza się niekiedy artystom zapomnieć), że sam jest jednym z nich.
Innym, najbardziej oczywistym kluczem do czytania „Księgi apokryfów”, jest krytyka historii jako nauki i próba wskazania jej miejsca w szarej strefie między literaturą faktu a literaturą piękną. Čapek przypomina, że mechanizmy historio- i mitotwórcze mało albo wcale uwzględniają ludzką naturę i jej predylekcję do rozmaitych słabości. Podobnie jak dosłownie kilka lat przed nim Boy, podejmuje próbę odbrązowienia tej czy tamtej postaci; ale jego postacie są tym brązem obrośnięte znacznie mocniej. Szczęśliwie, nie jest to ten brąz, o którym śpiewał pewien zachrypnięty Ryszard, ani inny brąz, który by się może automatycznie nasuwał na myśl i którego w dziejach ludzkich również jest w bród, a nawet w brud. Wcale nie odchodzi on jednak łatwiej i proces ten wymaga niecodziennych zabiegów, nie gwarantując pewnego efektu; bo też pewny efekt jest nieosiągalny ze względu na samą, niewątpliwie twórczą, naturę dziejopisarstwa. Ale ile jest przy tym zabawy!
Idąc dalej, zastanawia się czeski pisarz nad aspektem praktycznym poszczególnych historii, co daje mu niewyczerpany uzysk komiczny. Majstersztykiem jest zaś wprowadzenie elementu, który bywa zazwyczaj w przypowieściach kompletnie pomijany, czyli czynnika psychologicznego. Jego analiza pozwala uzyskać kolejne komiczne, choć zarazem dość niewesołe wnioski.
Inną, nieuchronną w zasadzie i zupełnie nieoryginalną refleksją płynącą z „Księgi apokryfów” jest myśl, jak to pięknie historia kołem się toczy. Od zarania dziejów jedni uważają, że ich czasy są najlepsze, drudzy zaś – że najgorsze. I oczywiście wszyscy mają rację.
Jak zwykle Čapek pisze językiem prostym, bezpośrednim i bardzo łatwo przyswajalnym, pod którym kryją się prawdy złożone i skomplikowane, do których dotarcie wymaga podjęcia wysiłku intelektualnego. Czyni to jego prozę uniwersalną i możliwą do konsumowania w każdym niemal wieku, bo nie sposób zerwać z niej naraz wszystkich warstw; trzeba swoje przeżyć i przemyśleć, by móc dotrzeć do kolejnej.
I jest tu podobnie, a zarazem odwrotnie, niż u Stempowskiego – u tamtego pod pesymizmem można odnaleźć optymistyczne nuty, a u Čapka powierzchowny humor skrywa nierzadko wnioski dość ponure. Obu pisarzy łączy jednak coś więcej – niezaprzeczalna jakość ich tekstów, przez co nie wyobrażam sobie, bym nie miał do nich kiedyś powrócić.
utracjusz