Type and press Enter.

Tryptyk porównawczy (podwójne spoilery!) / Ghost in the Shell 1995-2017

No, to byłem w kinie. Ghost in the Shell ma w moim serduszku miejsce szczególne. Trafił doń jakąś dekadę temu, jako „jeden z najlepszych filmów jaki widziałem” i mimo pewnych rys, które dziś na nim dostrzegam, trwa tam, jak jakiś owad zawieszony w bursztynie.

Na remake czekałem ze sporym optymizmem – poprawy sytuacji się nie spodziewałem, niemniej nowe podejście do tematu to zawsze, tak czy inaczej dwie godziny nowej, świeżej zabawy. Oczekiwaniu temu towarzyszył jednak pewien niepokój. Jak mówi stare chińskie przysłowie: „Gdy za remake biorą się Amerykanie, czeka cię bracie rozczarowanie”. Oczekiwania zdominował jednak optymizm.

Jak to wyszło? Zadać trzeba nie tylko pytanie czy to dobry film, ale też: czy to dobry Ghost in the shell? Na całościowy opis nie mam sił ni ochoty, wezmę zatem trzy sceny / motywy, które w dużym skrócie pokazują charakter jednego i drugiego filmu i pozwalają na pewnego rodzaju porównanie. Rzućmy zatem okiem:

GITS1.png

1. SCENA NA ŁODZI.

W oryginale jest moment, w którym bohaterka nurkuje, nie tylko po to, by odciąć się od szumu świata, ale też by przeżyć pewne spotkanie z sobą samą. W pewnej chwili unosi się ku powierzchni, dość sugestywnie pokazana jest ta scena ze zbliżaniem się do tafli wody, która z jednej strony odbija to, co pod nią, z drugiej przepuszcza obraz nieba. Po wyjściu z wody, na rozkołysanych falach zatoki, z rozświetlonym miastem w tle, odbywa się cudowny dialog między Motoko i Batou. Popijają piwo, trochę się przekomarzają, spod relacji wynikających ze wspólnej pracy lekko prześwitują oznaki pewnej sympatii. Rozmowa o szukaniu tożsamości, o pewnym niepokojach, o relacjach każdego z nas z samym sobą. I nagle pada cytat ze świętego Pawła „teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno…”. Nad wszystkim unosi się (przynajmniej dla mnie) duch Dicka. I to wszystko: spokojna pogadanka przy piwie, scena z lustrem wody, biblijny cytat i huczące miasto w tle zlewają się w jedno, wielkie piękno.

Ta sama scena w remaku z 2017 roku. Ładniejsza wizualnie, nie przeczę. Ale po kilku słowach o tym, że nurkowanie jest sposobem na ucieczkę od całego tego futurystycznego huku, dalsza część dialogu skręca w stronę rozmowy o zaufaniu (bohaterka ma pewne, wynikające z toku fabuły, powody do poddania w wątpliwość wierności bliskich jej osób). Film ucieka od całego filozoficznego ładunku oryginalnej rozmowy. W scenie na łodzi nie chodziło o jakąś tam rozmowę na łodzi, chodziło o tę konkretną rozmowę na łodzi.

2. SZTUCZNA ŚWIADOMOŚĆ.

W 1995 roku twórcy chwycili za rogi trudny (choć popularny) temat sztucznej inteligencji. W całym zalewie filmów i książek poruszających zagadnienie, zabłysnęli jednak pewną oryginalnością. Tak jak życie, w swojej biologicznej formie wynurza się z morza związków organicznych i bazuje na informacji zapisanej w genach, tak, analogicznie morze informacji elektronicznej również wyrzuca na brzeg zrodzone w nim życie. Nie jest to żadna sztuczna inteligencja, a autonomiczna i autentyczna świadomość, nowa gałąź ewolucji, którą sami sprowokowaliśmy. Jedna z postaci wyśmiewa pojawiający się w filmie manifest samoświadomości i życia. W odpowiedzi pada pytanie o to, czy potrafimy w pełni zdefiniować czym jest życie jako takie i czym różni się jedna świadomość od drugiej…

Rok 2017 przynosi kolejny unik. Nie ma ani słowa o świadomości, o ewolucji idącej tym torem, temat potraktowano jak powietrze. Tytułowy duch w skorupie ogranicza się do podłączenia żywego ludzkiego mózgu do sztucznego ciała. Ależ to świeże! Ależ odkrywcze! Wow. Tutejsze gdybania futurystyczne, zamiast w zadawanie pytań o to czym jest życie i świadomość, idą w stronę prób wszczepienia ludzkiego mózgu w mechaniczne ciało.

3. WYJĄTKOWOŚĆ – TAKASAMOŚĆ.

1995. Motoko Kusanagi, główna bohaterka, to kobieta posiadająca w pełni syntetyczne ciało. Rzecz jasna, rodzi to pewne pytania o naturę jej człowieczeństwa. W filmie pojawia się kilka niemal nawiedzonych scen: wszystko się zatrzymuje, a widz śledzi spokojną wędrówkę przez miasto. Nad budynkami w zwolnionym tempie suną gigantyczne samoloty, tłumy przemierzają krzykliwie rozświetlone ulice, puste spojrzenia odbijają się w witrynach, pada deszcz… i przez to miasto w milczeniu przechodzi Motoko. Jej ciało to produkt, jeden z wielu, zatem na ulicy mija setki identycznych twarzy, każda z nich jest jak przejrzenie się w lustrze. Co miałoby czynić ją wyjątkową, inną (odpowie na to pytanie we wspominanej już scenie na łodzi). „Teraz widzimy jak w zwierciadle”.

2017. Bohaterka jest jedynym w swoim rodzaju prototypem. Pierwszym udanym owocem eksperymentu mającego łączyć człowieka i maszynę. Jej dramat polega na tym, że jest jedyna w swoim rodzaju. Nie uważam tego za jakiś wielki minus… wszak motyw samotności i wyobcowania został wywrócony tutaj na do góry nogami. Jest nieco bardziej oczywiście, bo to już dosłowna samotność wynikająca z wyjątkowości, a nie wyobcowanie w tłumie lustrzanych odbić.

___________________________________________

GITS2.png

Z powyższego porównania jasno wynika, że nowy Ghost in the Shell jest filmem, w porównaniu z oryginałem znacznie płytszym, unikającym cięższych, wymagających pomyślunku tematów. Nie oznacza to rzecz jasna, że to zły film. Warstwa wizualna, sceny akcji, świat przedstawiony, wszystko to zrealizowane jest doprawdy rewelacyjnie, co do tego dyskusji być nie może. I gdyby film nosił inny tytuł, uznałbym go, za całkiem dobrą produkcję. Ale uwaga: całkiem dobrą, ale jedną z wielu, całkiem dobrych produkcji. Tym, co wyróżnia film jest… TYTUŁ. Gdyby nie tytuł, za dziesięć lat nikt by o tym filmie nie pamiętał. Teraz co prawda pamiętać będziemy, będzie to jednak pamięć cokolwiek gorzka.

Twórcy wzięli mocny film traktujący o człowieczeństwie, idei rozwoju i ewolucji, o relacjach każdego z nas z samym sobą i społeczeństwem… i zrobili zeń cyber-sensacyjne kino o złej korporacji chcącej stworzyć doskonałe narzędzie, ludzką maszynę. To nie jest Ghost in the Shell. W tej skorupie nie ma ducha. Są jakieś jego namiastki, rażąco jednak płytkie w porównaniu z oryginałem. Ktoś wziął sobie Ghost in the shell, kamień milowy w kinie cyberpunk i science fiction, obraz kultowy, i zrobił zeń dobry, ale nie wyróżniający się film akcji.

Zamyślić należy się: dlaczego? Czyżby współczesny widz nie był w stanie przyjąć obrazu nieco głębszego? Czy całość fabuły trzeba koniecznie sprowadzić do walki między tymi dobrymi a tymi złymi i wprowadzić sensacyjną, pełną akcji kulminację, żeby widz wyszedł z kina usatysfakcjonowany zjadłszy wprzódy regulaminową ilość popcornu? Wychodzi na to, że tak.

Wasz, z lekka smutny i rozczarowany Paweł M.
Tekst zilustrowany kadrami z filmów Ghost in the Shell (1995) i Ghost in the Shell (2017).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *