Autor: Zbigniew Herbert; książka: Król mrówek; powód czytania: klasyka
Prywatna mitologia to podtytuł książki. Wydanej po śmierci Zbigniewa Herberta, pieczołowicie odtworzonej przez Ryszarda Krynickiego. Książki, nad którą poeta pracował 20 lat – oczywiście z przerwami i tworząc w tym czasie inne rzeczy.
Do wydań pośmiertnych, wydań z notatek i niedokończonych tekstów – tu też jest takich trochę – zawsze podchodzę z nieufnością. Bo bardzo często są to rzeczy słabsze, wydawane wbrew woli twórcy, z pobudek materialnych. W rezultacie „psujące” obraz artysty. Ale tym razem nie zachodzi żadne z tych zjawisk. Prawdą jest, jak podaje za samym Herbertem Ryszard Krynicki, że powstała „książka w toku”, książka dziejąca się, książka wyboru – są tu nawet teksty uwzględnione w dwóch wersjach. Ale, nieoczekiwanie, ta ruchomość tekstu, świadomość niedomknięcia, wpisuje się w mitologię sprzed wieków, staje się jej elementem i specyficznym hołdem. Jest wyrazem ciągłości, istnienia poza czasem. Tu i teraz mitologia grecka ożywa, a nie da się przecież zamknąć rzeczy żywej. Taki tom jako pożegnanie staje się wyborem idealnym, bo pożegnaniem nie jest.
Choć przychodzi mi do głowy, że popełniam nadużycie, nazywając, nawet na chwilę, tę mitologię grecką. Wyrasta z antycznych korzeni, lecz jest to mitologia Herberta. Mitologia pominiętych, słabych, niemych. Postaci drugoplanowych.
Jej podstawę stanowią oczywiście mity. Zmienione, wymyślone, dłuższe i króciutkie, nie Herkules lecz Atlas albo Anateusz, Narcyz i Echo (serdecznie polecam też inną odsłonę mitu o Echo, u Johna Bartha w Labiryncie śmiechu, opowiadanie Echo), Tersytes z jednego ustępu Iliady, nieznany zapaśnik Kleomedes zamiast Odyseusza, śpiący Endymion. Najbardziej znani: Prometeusz, Ares i Dionizos. W sumie dwadzieścia tekstów, większość z nich drukowana wcześniej na łamach prasy. Klamrą spina je postać Dionizosa. Podziwiamy go na okładce: leżącego na łodzi, na malunku, na antycznej czarze Eksekiasa i w wierszu Herberta. Na końcu jest bohaterem mitu „Ofiara”.
Dla Herberta postacie mityczne to towarzysze dociekań i wątpliwości jeszcze z dzieciństwa. Postaci, które znał zawsze. Korzystamy, czytając, z głębokiej erudycji autora, ale nie ma w tej mitologii nic z intelektualnego popisu. Są to opowieści konieczne, wyrosłe z poety.
To książka dla wszystkich, którzy w dzieciństwie również związywali się z bohaterami drugiego planu. Dostrzegali w baśniach nieoczekiwane pęknięcia. Dla tych, którym choć przez chwilę było strasznie żal sióstr Kopciuszka albo nie mogli polubić księżniczki marudzącej o niewygodzie po nocy na stosie materacy. Jedyne, czego mi zabrakło, to głos heroin: Ariadny, Heleny i Medei (choć ona dostała szansę od Eurypidesa, współcześnie wstrząsającą Medeę w wykonaniu niemej Marii Callas przedstawił Passolini, Helenę wspaniale reprezentuje Barth – Labirynt śmiechu, opowiadanie Menelajada)
Nie podjęłabym się wskazania tu mitów ciekawszych i słabszych, lepszych i gorszych; dla mnie bardziej obce są mity związane z określoną przestrzenią historyczną – przede wszystkim Securitas. Ale już tytułowy Król mrówek, choć zło świata reprezentuje tu totalitaryzm, jest jednak opowieścią o Myrmidonach. Przy tym utworze chwilę się zatrzymam, bo był to mit dla mnie trudny do oswojenia, najtrudniejszy interpretacyjnie, bo będący pochwałą skrajnej prostoty, odrzucenia wszystkiego co zbędne, w tym sztuki i nauki. Z drugiej strony, może to nie pochwała, tylko akceptacja, głośne przyznanie prawa, do niebycia orłem, bohaterem, świadomą siebie jednostką. Prawa do niezadawania pytań. Może wyciągnę z niej morał, że najważniejszą cechą człowieka jest umiejętność śmiechu: [Myrmidoni] dokonali epokowego odkrycia, że każda praca intelektualna jest swoistym wynaturzeniem, a jej wyniki zawierają potężny ładunek komizmu. Dlatego też Ajakosa nie utożsamiam z dyktatorem. Jest dla mnie zagubionym w nie swojej przestrzeni nieszczęśnikiem. Najważniejszym momentem tej opowieści staje się jego rezygnacja z panowania: Prosił tedy swojego boskiego ojca [Zeusa], aby odwołał go z tej mistycznej wyspy, gdzie dobro jest naturalne, zło zawsze z zewnątrz, i niczego, ale to niczego pośredniego – przecież to opis wyrafinowanego rodzaju piekła.
Toteż czytam Króla mrówek i pomimo Transportowców, pomimo fragmentów będących bezpośrednim potępieniem ustrojów totalitarnych, nie o tym myślę. Ale rozumiem przyczyny innego czytania. Wielość interpretacji to tylko dowód na żywotność mitu.
Myślę, że w tej mitologii jest mnóstwo takiej przestrzeni, do rozmowy czy zamyśleń (chętnie też zamieniłabym miejscami obie wersje ostatniego tekstu – „Ofiary”).
Trzecią część książki stanowi „Dziesięć ścieżek cnoty” (pierwsza: dionizyjski czterowiersz, druga: 20 mitów). W ponumerowanych przykazaniach będących dekalogiem zbioru Zbigniew Herbert wyszczególnia zasady, do których doprowadziły nas mity. Utwory niedokończone złożyły się na część ostatnią, czwartą.
Warto pamiętać przy czytaniu o przypisach, zawierają cenne wskazówki. Dobrze jest połączyć lekturę Króla mrówek z tomikiem wierszy Rilkego (Orfeusz.Eurydyka.Hermes, Endymion). Warto mieć pod ręką Parandowskiego czy Kubiaka.
Agnieszka Ardanowska
Recenzji towarzyszy obraz. Był inspiracją mitu. Oddaję głos Herbertowi: Najbardziej wiarygodny portret Narcyza przekazał nam Caravaggio. Obraz wisi teraz w Villa Borghese i przedstawia ulicznika, jednego z tych, którzy zabijają swego dobroczyńcę deską z płotu. Ulicznik pochyla się nad kałużą. Caravaggio znał sie na tym. Można mu wierzyć.
źródło wikimedia commons
Dal tych, którzy lubią szczegółowe interpretacje, bardzo ciekawy artykuł o otwierającym Króla mrówek wierszu: http://podteksty.amu.edu.pl/content/olimpijski-ragnarok-czyli-o-zagadkowym-czterowierszu-zbigniewa-h.html