Type and press Enter.

Spowiedź dziecięcia wieku / Alfred de Musset

Najpierw Bernanos, potem Riemizow, teraz (niealfabetycznie…) Alfred de Musset. Trzecia postać, niemalże przemocą wepchnięta w moje czytelnicze przygody tego roku. Niemalże przemocą, bo przecież Czapski w swoim Tumulcie i widmach słowa kładł tak dokładnie i tak dobrze, że sięgać po omawiane i polecane przez niego rzeczy to jest niemal przymus (wciąż jednak dobrowolny). Oto jakie słowa znajdujemy u niego (pierwsza część jest cytatem z de Musseta):

„Szczęśliwi ci, którzy ten czas ominęli, szczęśliwi, którzy przeszli nad przepaściami, patrząc w niebo… Jest prawdą niestety, że gest bluźnierczy daje wielki upust sił, przynosi on ulgę sercu zbyt pełnemu… To był paroksyzm rozpaczy, wołanie bez imienia do wszystkich potęg niebieskich… To był wielki krzyk bólu i kto wie, czy w oczach tego, który widzi wszystko, to nie była modlitwa.”
Któż to pisał? Dwudziestoparoletni Musset, którym się zaczytywały nasze pobożne babki, pisze tak o sobie, pisze o młodzieży, wyrosłej na gruzach tamtej epopei, epopei napoleońskiej. Francja bez złudzeń wielkości była dla nich za mała, za duszna, i za ciasna.

Mając możliwość chwycenia tej powieści w formie audiobooka, zdecydowałem się na mały eksperyment. Eksperyment, bo do tej pory tylko raz (chyba) z podobnym medium miałem styczność. Było to dość dawno temu i z tego, co pamiętam (a pamiętam niewiele) miałem spore problemy ze skupieniem, być może przez to, że słuchałem w trakcie pracy… Tym razem postanowiłem słuchać jedynie w trakcie podróży, tak, by myśli mojej nic poza drogą i słuchaniem nie zajmowało. I udało się!

*

Spowiedź to jest (w największym skrócie i w moim rozumieniu) opowieść o zepsuciu. Podzielić ją można na trzy etapy: w pierwszym z nich bohater traci swoją ukochaną, na rzecz innego mężczyzny (będzie rozpacz, będą klątwy, będzie pojedynek…); w drugim wizja ucieczki w rozkosze ciała, pijatyki i hulanki u boku wiernego kompana, zatruwającego pocieszyciela; trzecia część przynosi opis cichego wejścia w tak zwaną prawdziwą miłość.

Ta opowieść o miłości, najpierw traconej, później zagłuszanej, w końcu jednak pojawiającej się na nowo, jest pretekstem dla przyjrzenia się przemianom jakie w nas zachodzą, jakie sami możemy w sobie sprowokować. Najpierw zatem jest paląca rozpacz, topiona w lekkim podejściu do świata, w życiu zuchwale i bez hamulców odpowiadającym twierdząco wszystkim pragnieniom i potrzebom. Czy nie po to jest człowiek, by robić to, czego pragnie?, zdaje się pytać bohater w środkowej części powieści. Zdaje się też odpowiadać, że owszem, po to właśnie jest.

W końcu wkraczamy w trzeci etap – odnalezienia miłości. I gdyby ambicją Musseta było jedynie przedstawić, jak traci się miłość, jak się po tym cierpi i jak później znajduje się miłość szczęśliwszą i dojrzalszą, Spowiedź dziecięcia wieku, byłaby dziełem błahym, wartym ciśnięcia okno! Na szczęście nie jest. Jak pisałem, to jest opowieść o zepsuciu. O tym, jak długa folga i spełnianie wszelkich zachcianek ciała i ducha psują, niszczą od wewnątrz podatnego na nie bohatera. Bo to, co przeżywać musi para kochanków w ostatniej części książki to owoc nie tylko niedojrzałości i „trudnego charakteru” Oktawa. To także owoc zepsucia, jakiemu uległ, topiąc rozpacz po swej pierwszej miłości.

*

I na tej analizie miłości i zepsucia Musset nie poprzestaje: swojej opowieści nadaje szersze znaczenie już w samym tytule. To jest obraz dziecięcia jego wieku. Próba diagnozy choroby, która toczy jego pokolenie. Nie bez przyczyny pierwszy rozdział odbiega od następujących. Jest to długa i wyczerpująca rozprawa na temat społeczeństwa, literatury i młodych ludzi, żyjących w XIX wieku. To doprawdy fenomenalne akapity i nawet jeśli ktoś nie ma czasu i chęci na dłuższe zmagania z romantyczną opowieścią, warto sięgnąć po Musseta chociażby dla tego traktatu o wieku XIX!

Znajduję tam zdanie: Tak jak ów żołnierz, którego zapytano niegdyś: „W co wierzysz?” i który pierwszy odpowiedział: „W siebie”; tak samo młodzież francuska, słysząc to pytanie, pierwsza odpowiadała: „W nic”. Rzecz jasna wydźwięk powieści de Musseta nie może zatrzymywać się ani na rozmyślaniach o miłości, ani o zepsuciu, ani nawet na diagnozie kondycji jego stulecia. Prowokować on musi do tego, by myśleć: a jak wygląda spowiedź dziecięcia naszego wieku? Czyż doskonale nie znajdujemy się w owej odpowiedzi: „W NIC”, na pytanie o to, w co wierzymy? Chyba tak, ale myślę, że idziemy o krok dalej. Prawda, jako pokolenie wierzymy w nic. Ale w jakiś dziwny sposób, nadajemy owemu NIC znaczenie głębsze, udajemy, że owo NIC jest NOWYM CZYMŚ. Może najlepiej z pobiblijnych pokoleń rozumiemy instytucję Złotego Cielca. W naszym uwielbieniu dla łatwej przyjemności, sami i dobrowolnie rezygnujemy z piękna. Tańczymy wokół przyjemnej pustki.

*

Wracając do Spowiedzi dziecięcia wieku. Doprawdy wiele trzeba tej książce wybaczyć – romantyczny dramatyzm, rozdmuchane uczucia i ta stała zmienność bohatera; momentami z trudem to znosiłem (na szczęście nacisk na to stawia Musset dopiero w trzeciej części książki). Tak jak pisałem, trzeba wybaczyć, niepodobna bowiem puszczać bokiem tak szczerej analizy nie tylko zestawu zachowań około miłosnych, dzieło przygląda się też w szerszej perspektywie zarówno człowiekowi jako takiemu i epoce, jako takiej (pozostając aktualnym wciąż, już po zakończeniu tejże).

Wasz Paweł M.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *