Type and press Enter.

Imponderabilia po japońsku, czyli jak uchwycić nieuchwytne

„W powieściach o wielkim emocjonalnym ładunku odkrywał głębię kryjącą się w naszym iluzorycznym poczuciu łączności ze światem” – tymi słowami Akademia Szwedzka uzasadniła wybór Kazuo Ishiguro, brytyjskiego pisarza japońskiego pochodzenia, na laureta Nagrody Nobla 2017 w dziedzinie literatury. Jako że na wszelką iluzoryczność, na oniryzm i efemeryczność jestem łasa, postanowiłam sprawdzić jak noblista radzi sobie z imponderabiliami, czyli z tym, co nieuchwytne, acz mające wpływ na nasze życie.

Padło na Pejzaż w kolorze sepii – debiut powieściowy Ishiguro z 1982. Wprawdzie w jego stylu wiele mogło się zmienić na skutek tak długiego twórczego rozwoju, jednak przedmiotem obserwacji miała się tu przecież stać wrażliwość na nieoczywistości naszego obcowania ze światem, a to stanowi cechę nierozerwalną z twórcą, który albo ją posiada, albo nie; może jedynie dopracowywać zdolność odpowiedniego wyrażania tego, co dostrzega.

I co my tu mamy? Na pewno nielinearność, nakładające się na siebie płaszczyzny czasowe – przeszłość nieustannie miesza się z teraźniejszością, chwilami wręcz zlewając się w spójną masę. Bohaterka, Etsuko, naznaczona jest traumą w postaci samobójczej śmierci pierworodnej córki. Natura traumy najczęściej każe jej zagnieździć się głęboko w podświadomości i stamtąd, z ukrycia, sterować instynktami człowieka. Tutaj jednak spaja się ona z tym, co w czeluściach umysłu tkwiło już wcześniej, staje się niepodzielną, jednorodną magmą i w tejże postaci zalewa myśli bohaterki. Co więc było wcześniej?

Wcześniej była zagadkowa przyjaźń z dość ekscentryczną Sachiko i jej alienującą się od świata córką, często spacerującą bez celu o najbardziej nieoczekiwanych porach, przepadającą bez wieści tylko po to, by zaraz odnaleźć się w towarzystwie kotów lub rzekomo prześladującej ją kobiety, która przypuszczalnie jest tylko wytworem fantazji. Słowo „przypuszczalnie” jest tu kluczem do jak najbardziej wiernego odtworzenia świata wykreowanego przez noblistę. W tej powieści nie ma niczego pewnego. Są fragmenty obrazów zapisanych w umyśle bohaterki, wspomnienia tajemniczych sytuacji i nietypowych relacji. Są zarysowane wątki, nigdy nie doprowadzone do końca. Po stronie czytelnika natomiast w postaci mnogiej występują pytania i spekulacje, żadnych niepodważalnych odpowiedzi. Iluzoryczność potwierdzona.

Pytanie, czy podążając śladami tych fantasmagorycznych wydarzeń, kolekcjonując kolejne odsłony dawkowanej nam przez pisarza tajemnicy, możemy zyskać interesującą lub nawet odkrywczą perspektywę oglądu rzeczywistości – bo chyba właśnie o to w literaturze operującej iluzorycznością chodzi. To stanowi sedno realizmu magicznego (do którego odwołuję się z rytualną wręcz regularnością). Widzę w nim manufakturę narzędzi do oglądu świata na coraz to nowsze sposoby. Lub nawet do filtrowania go w celu uzyskania konkretnych produktów myślowych, nie tylko do bajania o fantastycznej alternatywie dla tego, co istnieje. To ani alternatywa, ani przeciwieństwo. To tylko inna forma dla tej samej, lecz płynnej i zmiennokształtnej treści.

Na jakich zależnościach opiera się gra Ishiguro? Dlaczego łączy śmierć córki bohaterki ze wspomnieniami sprzed jej narodzin? Cóż, i tu tropów jest kilka. W czasach demaskowanych w reminescencjach z przeszłości, Etsuko była w ciąży z przyszłą samobójczynią. Ponadto właśnie wtedy była w pobliżu innej relacji matki z córką – nie tylko przyglądała się ich nietypowym stosunkom, ale i aktywnie uczestniczyła w tajemniczym życiu tej dwójki. Dlaczego Sachiko zawsze sądziła, że jej wiecznie odchodzącemu bez słowa dziecku nic nie grozi i że nie trzeba go szukać? Czy mała rzeczywiście widywała złowrogą postać milczącej kobiety? Czy wyalienowana dziewczynka, która przyjaźniła się wyłącznie z kotami, mogła poradzić sobie z utopieniem ich przez własną matkę? Czy mógł ziścić się ich nieoczekiwany plan wyjazdu do Ameryki? Jak miały odnaleźć się w nowej rzeczywistości, tuż po wojnie, która pozbawiła je znacznego majątku? Obraz tej dziwacznej kobiety i jej jeszcze bardziej nietuzinkowej córki był pełen zagadek, które pochłonęły wówczas główną bohaterkę, a po latach objawiły się jej, splecione z tajemnicami z własnego życia, razem tworząc nie tyle różnorodną mozaikę, co jednolity pejzaż. Pejzaż w kolorze sepii.

Kazuo Ishiguro większość życia spędził wprawdzie w Wielkiej Brytanii, jednak jego japońskie pochodzenie, kreowanie bohaterów tejże narodowości oraz pisanie w konwencji realizmu magicznego (lub przynajmniej z zastosowaniem kategorii oniryzmu, w której jawa miesza się ze snem) prowadzą do nieuchronnego kojarzenia go z innym, bardziej nawet popularnym autorem urodzonym w Kraju Kwitnącej Wiśni – Harukim Murakamim.

Jeśli Ishiguro został doceniony za analizę naszych związków ze światem, to Murakamiemu osobiście przyznaję tytuł mistrza uchwytywania nici łączących nas z innymi ludźmi – we wszelakich relacjach, z rozmaitymi odcieniami wzbudzanych w ten sposób odczuć i z uwzględnieniem wielu ról, jakie jeden człowiek może pełnić w życiu drugiego. Mówi o tym, jak ulotna jest żywa obecność innych w naszym świecie; pokazuje relacje intensywne i przybierające nadzwyczaj realne kształty, niepozbawione defektów i swojej indywidualnej specyfiki, uwzględniające nieoczywiste niuanse, z jakich składa się nasze obcowanie z ludźmi, a które rzadko trafiają w ramy odtwarzającej je sztuki. Z tych drobnych smaczków buduje prawdę o wzajemnym oddziaływaniu człowieka na człowieka, ukazując najczęściej te relacje, które są efemeryczne; pomimo swej krótkotrwałości w wyrazisty sposób budują jednak świat i tożsamość tego, kto w nie wkracza. Na czerpanie radości z literatury o takim charakterze ma szansę każdy, kto sam skonstruował się z fragmentarycznych doznań, ze spotkań zapadających w pamięć pod postacią bliską obsesji, z długich, przypadkowych rozmów prowadzonych gdzieś, gdzie rzucił go na chwilę świat, o czymś, czego sformułowanie nie byłoby możliwe w innym miejscu i innym czasie. W tym duchu, mniej lub bardziej, utrzymane są wszystkie utwory Murakamiego, z jakimi dane mi było obcować (a było ich około pięciu). Przeniknięte są żywymi, pełnokrwistymi relacjami, prowadzone tropem obsesji i nienasycenia, niezmiennie prowadzącym jednak do poczucia obcowania z pięknem. O tym wszystkim jest z pewnością powieść, którą czytałam niemal równolegle z Pejzażem… Ishiguro, jedna z wcześniejszych w dorobku autora (1987), w dodatku ta, która przyniosła mu rozgłos – mowa o Norwegian Wood. Traktuje ona również o wrażliwości psychiki wobec tych silniejszych oddziaływań międzyludzkich, o jej wielowarstwowej strukturze i kruchej konstrukcji, ujawniającej się w obliczu straty.

Niech zabrzmi tu utwór Beatlesów, którego tytułem posłużył się japoński autor, by nawiązaniem do jego treści firmować swoją powieść i naprowadzać na ulotne doświadczanie drugiego człowieka. Nie wspominając już o tym, że akcja osadzona w latach 60. pulsuje w rytmie tej właśnie kultowej kapeli.

Wiwat imponderabiliom! Wiwat literaturze o japońskim rodowodzie. Osobiście pozostanę przy Murakamim, którego sposób formułowania myśli i prowadzenia fabuły uważam za bardziej zajmujący od pisarstwa Ishiguro. Jednak i noblista wypadł całkiem dobrze – jak na pisarza. Umiarkowanie – jak na noblistę.

Ewa Wasiak

***

Na zdjęciu Kazuo Ishiguro. Źródło:

https://qz.com/1095363/kazuo-ishiguros-2017-nobel-prize-for-literature-is-a-victory-for-speculative-fiction/

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *