Świat ze starego, stale zmienia się na nowy, wszyscy to zauważamy, każdy w końcu powie, że kiedyś było, a teraz choć być może nadal jest, to już nie tak, jak było kiedyś. Świat idzie do przodu. Ktoś kiedyś naostrzył grot strzały czasu i odtąd musi już lecieć przed siebie, z wiecznego prawa, w wieczne lewo. I Ziemia musi się obracać i krążyć bez przerwy.
Bezwzględną konsekwencją całego tego ruchu do przodu, jest zostawianie pewnych rzeczy za sobą. Gdzieś tam za nami jest stary świat, którego pewnie już nie chcemy, ale niebawem to, co znamy teraz, też stanie się starym światem, za którym, z kolei będziemy tęsknić. Nie da się tego zatrzymać.
I miażdży się ten stary świat i w jakimś wielkim i dziwnym recyklingu lepi się z niego wszystko, co nowe. Człowiek też podlega takiej prasie. Jest coraz niższy, coraz bliższy ziemi, w końcu w tej ziemi zamieszkuje, ale niecały umiera, jeśli ufać starym zdaniom. Nie ma niczego nowego pod słońcem, powiada Kohelet.
*
Bohumil Hrabal napisał książkę o człowieku, który od trzydziestu pięciu lat przemienia stare w nowe – prasuje książki na makulaturę, na nowy papier, na nowe książki. To podła praca, brudna i męcząca, wykonywana w zatęchłej, zamieszkałej przez myszy piwnicy. Ale Haňtio czyni ze swego zajęcia prawdziwą ceremonię, prasowanie książek to dla niego zajęcie z pogranicza filozofii i teologii, to jest punkt wyjścia do badania świata, do zachwytów nad nim.
Jak mało w nas gotowości i zgody na to, żeby wieść tak zwane zwykłe życie, jak mało zgody na małość. Wyrośliśmy na bajkach o wielkości, na wierze w siebie, na przekonaniu o swojej niezwykłości. A potem każde z nas spotkało (albo dopiero spotka) świat i się w nim pogrąży i utonie. A Hrabal mówi: świat to jest powód do zachwytu! W szarych elewacjach Pragi dostrzega szumiące liście z marmuru korynckich kolumn; w naprzemiennym wciskaniu dwu guzików przez trzydzieści pięć lat, wyczuwa pulsowanie świata, jego przypływy i odpływy; a w praskich kanałach toczą ze sobą wojny dwa szczurze plemiona, na co nikt, poza nimi samymi, uwagi nie zwraca.
*
Ale to Hrabal, obok zachwytu stoi więc także gorycz. Bohater niszczy swoje książki z namaszczeniem, wyciąga je, ocala, czyta, chowa w kolejnych paczkach jak w grobach. W jednej ze scen natyka się jednak na nowy świat – wielką prasę, w której piękni i młodzi ludzie niszczą tysiące książek, nie wiedząc nawet, co to za książki, nie zwracając na nie najmniejszej uwagi. Świat idzie do przodu i mało go obchodzą stare sprawy i pożółkłe strony.
I przygląda się ten bohater hrabalowy tym młodzikom, z taką beztroską ciskającym te książki w zgniatarkę i dostrzega w nich to, co jeszcze mocniej toczy dzisiejszy świat: ludzie nie pragną piękna. „…ani trochę nie są przejęci tym, że podczas urlopu pojadą do Hellady, nie mając najmniejszego pojęcia o Arystotelesie i Platonie, i Goethem, przedłużonej ręce antycznej Grecji”.
Czy problem ten wciąż się wzmaga? Z jednej strony stosy zniszczonych książek, z drugiej listy bestsellerów w księgarniach, na które nie da się patrzyć bez gniewu. Z jednej strony Turnau z kilkunastoma tysiącami płyt w nakładzie, z drugiej skoczne disco sprzedające się w setkach tysięcy albumów. W pracy słucham grającego radia, kilkugodzinny spektakl groteski i bylejakości. Świat idzie do przodu.
*
Ale czy rozpacz jest w pełni uzasadniona? Przecież już Heraklit wychodził na rynek Efezu i gardził wszystkimi, goniącymi za przyjemnością, zamiast za tym, co piękne, dobre i mądre. Nic się zatem nie zmienia. Piękna niby ubywa, ale jednak wciąż jest i wciąż jest go pod dostatkiem. Wszystkie rzeki płyną do morza i morze wcale od nich nie wzbiera, ani źródła nie wysychają.
W patrzeniu na to światowe odchodzenie, musimy pamiętać o tym, że świat faluje. Że prasa miażdżąca książki ma czerwony i zielony guzik, porusza się w dół i w górę. Wszystko, co znika, kiedyś powróci.
Hrabal umyślił sobie opisać człowieka, który zapuścił w starym świecie korzenie. Haňtio doskonale rozumie mechanizmy drgającego świata, mimo to jest w wielkim szoku, gdy okazuje się, że ten proces dotyczy także jego samego. Czy da się zatrzymać obroty niebieskie, albo czy da się stępić ostry grot czasu? Nie. Pozostaje ufać w powroty, w to, że jakiś przypływ wyrzuci nas kiedyś na jakąś nową plażę.
Wasz Paweł M