Type and press Enter.

Zrozumieć wolność / Ildefonso Falcones, Bosonoga królowa

Ostatnio coraz częściej jeżdżę tramwajami. Wprawdzie to samochód został wymyślony po to, by dać ludziom wolność w obrębie przestrzeni, jednak taka wolność nijak się ma do przestrzeni miejskiej. Wybieram tramwaj, rower lub – jak śpiewa zdolna Bela z sympatycznego zespołu Sorry Boys – Wolę ufać własnym nogom.

Nie dając się poskromić miejskiemu przepełnieniu na ulicach i parkingach, wsiadam gdzie chcę, wysiadam gdzie chcę, kroczę tą czy tamtą ścieżką, co dzień innej urody i długości – zależnie od pokładów czasu, sił i dobrego humoru. Mojego i ziemskiej atmosfery. Idę, wsiadam, wysiadam (bo zaułek ładny), idę, coś załatwiam, dalej idę, wsiadam (bo książka w torbie zmoknie), jadę… i czytam o wolności.

Może moje komunikacyjne praktyki niewiele mają wspólnego z koczowniczym trybem życia dawnych Cyganów, jednak skoro dziś nawet prawdziwych Cyganów już nie ma, to i koczownictwo inne.

Co tak czytam, gdy tej miastowej namiastki wolności swej zażywam? Bosonogą królową Falconesa. Tak, tak – to ten sam, który napisał słynną Katedrę w Barcelonie. Ręka Fatimy też jego. Ja zaczęłam od końca, Bosonogą królową dostałam bowiem w prezencie. Ofiarodawczyni bez trudu dopasowała ją do mnie, kierowana zapewne takimi hasłami-kluczami w opisie dystrybutora jak: Hiszpania, znaleźć swoje miejsce w życiu, natura i teatr, zapach pomarańczy, flamenco. Książka wprawdzie odleżała na półce swój kawałek wieczności, lecz nie pomyliłaś się, Moja Droga. 760 stron pochłonęłam w trzy doby.

Ildefonso Falcones to pisarz trudny i łatwy zarazem. Trudny, czy raczej poważny, bowiem pisze powieści historyczne, skrupulatnie gromadząc w nich fakty składające się na tło obyczajowe opisywanej epoki. Łatwy, czy też niepoważny, bo mnogość namiętności i powodowanych nimi zwrotów akcji wystarczyłaby na pożywkę dla niekrótkiej telenoweli.

Jednak pasja, która wyziera z Bosonogiej królowej, jest niewątpliwie pasją wolności, i to jej intensywność jest tu najważniejsza. Autor przepięknie i niezwykle zamaszyście sportretował to pojęcie (choć portretowanie pojęcia samo w sobie jest zadaniem karkołomnym!), rzucając postać świeżo wyzwolonej murzyńskiej niewolnicy w fabularne objęcia cygańskiej rasy, od wieków słynącej właśnie z umiłowania wolności. Sprytny kontrast. Okazuje się, że wcale niewydumany.

Trzy ludy prześladowane i ujarzmione, moryskowie, Murzyni i Cyganie: jedni w niewoli, inni wyzyskiwani i wypędzani – wszyscy traktowani z pogardą.

A to wszystko w jednej tylko Hiszpanii. Tak w kończącej książkę Nocie autorskiej Falcones opisuje sytuację swojego kraju w XVIII wieku. Lwia część fabuły Bosonogiej królowej toczy się wokół obławy na Cyganów, do jakiej doszło w 1749 r.; masowe aresztowania, a zarzut tylko jeden – bycie Cyganem. Najważniejsza okazuje się tu walka, determinacja i niepokorność; nieposkromiona duma z własnej tożsamości i nieustająca batalia o zachowanie – choćby wewnętrznej – wolności. W tych warunkach uczy się jej również Caridad – wspomniana Murzynka, której całe życie określone było kategoriami podporządkowania i pokory. Gdy po śmierci pana otrzymuje dokumenty świadczące o jej wyzwoleniu, nie wie, co oznacza brak niewoli, skoro nadal musi ciężko pracować tylko po to, by mieć gdzie mieszkać i co jeść; skoro ciągle spotyka się z przemocą i poniżeniem. Dzięki Cyganom stopniowo poznaje smak posiadania własnej tożsamości i walki o nią; odbiera od życia bolesne nauki o wolności sumienia i jej konsekwencjach; staje się posiadaczką zdolności wyboru. Z zahukanej, stłamszonej niewolnicy przekształca się w kobietę o wewnętrznej sile i człowieka świadomego swego człowieczeństwa. Co innego jej cygańska przyjaciółka, Milagros – ona uczy się pojęcia wolności, stopniowo wpadając w sidła nieoczywistego zniewolenia…

Wszystko zaś zaczyna się od tego, że Czarna ładnie śpiewa. Pewnie, że ładnie – śpiew jest dla niej jedynym sposobem wyrażenia wewnętrznego bólu; cierpienie uwiarygadnia jej pieśni, dodaje jej głosowi mistycznej wręcz głębi. Cyganka zaś roztacza swój czar w tańcu; to taneczne fiesty są tu sposobem łagodzenia rodzinnych konfliktów i środkiem ekspresji namiętnej natury. Cała powieść Falconesa tętni rytmem flamenco, tańca powstałego na skutek zderzenia kultury cygańskiej z hiszpańską – na terenie tej drugiej. Słuch jednak nie jest jedynym zmysłem, na który oddziałuje ta opowieść. Patriarcha cygańskiego rodu, grającego tu pierwsze skrzypce, reprezentuje bowiem niezwykle powszechne w tamtym czasie zjawisko przemytu tytoniu, będąc jedną z najważniejszych postaci w tej branży – szanowaną i budzącą respekt. Murzynka zaś na plantacji tytoniu spędziła swe niewolnicze lata. Burzliwe losy licznych bohaterów rozgrywają się tu więc pośród dusznego zapachu cygar, których zróżnicowana jakość jest niemal wyczuwalna, dźwięków gitary flamenco i rozdzierających pieśni czarnoskórych niewolników. Opisywany świat jest namacalny, jakby – wzorem głównych żeńskich bohaterek – chodziło się po nim boso. Tak – ten świat jest idealnym światem do zilustrowania złożoności pojęcia wolności.

Skończyłam czytać w nocy, następnego dnia wsiadłam do tramwaju, a tam… dwoje cygańskich dzieci. Coraz częściej pojawiają się na tej trasie, ciągle ta sama para. Próbowałam spojrzeć na nie inaczej, szukając w nich tego, z czego naród ich zawsze był dumny. Jednak cóż… Dziś prawdziwych Cyganów już nie ma. Dobrze, że są prawdziwi pisarze. Po takich warto pójść do księgarni choćby i boso, pośród tłuczonego szkła.

Ewa Wasiak

 

Obraz:

Franciszek Streitt – Fahrende Zigeuner

https://commons.wikimedia.org/wiki/Category:Franciszek_Streitt

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *