Type and press Enter.

KROPKA WE WŁAŚCIWYM MIEJSCU / CAMUS / PIERWSZY CZŁOWIEK

pierwsza warstwa: skóra

Pierwszy rozdział Pierwszego człowieka to ogromnie intensywna i mocna scena. Nagły, przedwczesny poród pod pochmurnym niebem Algierii, młody mężczyzna szukający pomocy w obcym miasteczku i narodziny chłopca.

A później, po przewróceniu strony i przejściu w kolejny rozdział, spotykamy tego samego chłopca, mającego już czterdzieści lat. Wszystkie wydarzenia pierwszych stron to jedynie niewiele znacząca przeszłość, której rzecz jasna nie zatrzymał w pamięci. Ojciec zginął na wojnie, gdy Jacques miał zaledwie rok, zatem ojca nie znał nigdy. I w żaden sposób mu to nie doskwierało, przynajmniej do tej pory. Odwiedziny na grobie ojca, zdarzenie doskonale obojętne, staje się nagle momentem zwrotnym, gdy bohater dostrzega datę urodzin i śmierci wyryte na nagrobku: „Nagła myśl, która przyszła mu do głowy, była wstrząsem. On miał czterdzieści lat. Spoczywający pod tą płytą mężczyzna, jego ojciec, był od niego młodszy.”

Szok, którego doznaje bohater, staje się pretekstem dla wszczęcia poszukiwań, próby odnalezienia fragmentów rozbitej przeszłości. W kolejnych rozdziałach, czas teraźniejszy nieustannie przeplatany jest z minionymi wydarzeniami; dorosły mężczyzna szuka ojca i przy okazji siebie samego odwiedzając kolejne miejsca i ludzi; jednocześnie w szeregu retrospekcji (lwia część książki), młody chłopiec przeżywa swoje dzieciństwo, pierwsze przygody, cierpienia i rozczarowania, kolejne inicjacje, przekracza kolejne granice.

I już na tym poziomie ta cokolwiek surowa, choć sentymentalna podróż do rozgrzanej afrykańskim słońcem i afrykańską nędzą krainy dzieciństwa, jest lekturą wyjątkowo dobrą. Świadomość odległej, oglądanej we wspomnieniu przeszłości, miesza się tu z niezwykłą, namacalną, wręcz organiczną bliskością wszystkich wydarzeń. Wszystko ma tu fakturę, zapach, brzmienie.

druga warstwa: mięśnie

Książkę należy czytać, mając świadomość, że to fabularyzowana opowieść autobiograficzna. Świadomość prawdziwości większości wydarzeń, zwielokrotnia jej ciężar.

Falujące od upału niebo, nędzne życie w małym mieszkanku, wyścigi na plażę, bójki, zmagania z piętrzącymi się wymaganiami, wszystko to jest tak bliskie i namacalne, bo to prawdziwy, nie zmyślony świat. Tutejsze postaci żyją. Ile prawdy, ile tętniącej krwi jest w postaci surowej babki, ile cudownej łagodności i bólu w opisach zawsze cichej i dobrej matki, ile zadziorności i szaleństwa w nieokrzesanym wuju!

I jak głęboka i autentyczna jest postać tego chłopca, który co prawda na brak ojca nigdy się nie uskarżał, stale jednak potrzebował takiego, albo innego potwierdzenia i akceptacji. Najpierw u przyjaciół i kolegów na podwórku, później w trakcie polowań i pracy u wuja Ernesta. Malec wszędzie szuka potwierdzenia tego, że jest kimś, jakiegoś ratunku, przed tłamszącą czarną chmurą: babką i tłamszącym czarnym od upału niebem.

W końcu postać nauczyciela, pana Bernarda, weterana Pierwszej Wojny Światowej, który z wielkim sercem pomaga dzieciom swoich kolegów, którzy z frontu nie wrócili. Do książki dołączone są też dwa listy. Pierwszy z nich pisze dorosły już, uhonorowany Noblem Albert Camus. Pisze go właśnie do swojego nauczyciela, Germaina Louisa (prawdziwe nazwisko bohatera książki). „Bez Pana, bez tej serdecznej dłoni, którą wyciągnął Pan do biednego dziecka, którym byłem, bez Pańskiego nauczania i Pańskiego przykładu, to wszystko by się nie wydarzyło.”

trzecia warstwa: kości

Jest jeszcze trzecia warstwa. Książka została wydana ponad trzydzieści lat po śmierci autora. Ten nigdy jej nie skończył. W jego torbie znaleziono rękopis z niedokończoną powieścią.

Zdania piane odręcznie, zdobione skreśleniami, notatkami, sugestiami, kilka nieczytelnych słów, brak interpunkcji, wielkie ciągi słów i ten nagły koniec. Wszystko to zostało uwzględnione podczas wydawania książki. Uwagi na marginesach i przekreślenia, wszystkie pojawiają się jako przypisy. Wszystko to sprawia, że ma się wrażenie obcowania z surowym językiem, literackim tworzywem, niezastygłym jeszcze żywiołem. Często przypis zadaje pytanie – czy powinienem ten wątek rozwinąć? Czy trzeba coś skreślić? Czy dodać jakiś opis?

czwarta warstwa: duch

Książka urywa się nagle. Ta wyprawa do przeszłości, traktat o braku korzeni, o pustce, którą trzeba jakoś wypełnić, nagle milknie. Czy ta próba wydobycia z własnej przeszłości jakiegoś zrozumienia, jakiegoś jasnego ja gaśnie jednak bezowocnie? W ostatnim akapicie czytamy:

…bo urodził się na świecie bez przodków i bez pamięci, w świecie, gdzie unicestwienie tych, którzy żyli tu przed nim, było całkowite (…) czuł dzisiaj, że życie, młodość, istoty wymykają mu się i nie może już ich zatrzymać, i pozostaje mu tylko ślepa nadzieja, że owa ciemna siła, która przez tyle lat trzymała go przy życiu, syciła bez umiaru i wspierała w najtrudniejszych okolicznościach, z tą samą niewyczerpaną szczodrością, z jaką zawsze dawała mu powody do życia, da mu również powody, by się zestarzeć i umrzeć bez buntu.

Jak wyglądał moment, w którym Camus pisał te słowa? Nie mam pojęcia, ale czy ktoś zabroni gdybania? Może wyskrobał je na kartce w pośpiechu, schował do torby, po czym wsiadł w auto i chwilę później zginął? Wolę myśleć, że pisał te słowa w spokoju, przed położeniem się spać, że noc była cicha i spokojna i naprawdę kojąca. Wolę myśleć, że właśnie tak. Ten, który urodził się w świecie bez przodków, znalazł siłę i nadzieję i ulgę.

A potem, jak już pisałem, wsiadł w samochód i umarł. Książka, którą pisał, książka o jego własnym życiu została znienacka urwana. Tak samo jak życie, które opisywała. Zupełnie tak, jakby to nie Camus, ale ktoś inny, ktoś z jakiejś nieokreślonej „góry” postawił tutaj kropkę. Po odłożeniu książki i przetrawieniu jej, myślę sobie, że ona urywa się w doskonałym momencie. Że nie mogła być już lepsza i pełniejsza. I to jest dobra myśl.

Niesławny Paweł M

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *