Type and press Enter.

Boskość zrewidowana / Maciej Nawariak / Według niej

Literatura nowoczesna polega już podobno jedynie na przepisywaniu klasyki i miksowaniu jej wątków. Niektóre próby tego przepisywania, a może nawet ich większość, jawią mi się jako całkowicie zbędne, nie sięgając poziomu oryginału. W tym kontekście porywanie się na najbardziej wyeksploatowany temat Nowego Testamentu zakrawa na krok karkołomny, wręcz samobójczy. Ale w tym wypadku samobójstwo się nie powiodło.

Apokryficzne ewangelie proponowały już współczesnemu czytelnikowi takie tuzy literackiego świata jak sir Jeffrey Archer czy noblista José Saramago. Maciej Nawariak, a właściwie Hen, bo to on ukrywa się pod tym wymyślnym pseudonimem, przyjął jednak unikalną perspektywę. Oto żywot Jezusa opowiada jego matka. I jest to kobieta nieco odmienna od tej, którą nasi pobratymcy zwykli czcić jako swą królową.

Blisko stuletnia kobieta, prosta, ale i pełna ludowego sprytu, koleje losu tego niezwykłego młodzieńca przytacza ze stanowiska racjonalistycznego. Co więcej, wbrew oczekiwaniom, ton opowieści nie jest ani lamentacyjny, ani tryumfalny; narratorka trzeźwo oraz z dystansem odnosi się do relacjonowanej historii, dopełniając ją komentarzem przepełnionym spokojną mądrością, nawet jeśli wygłoszonym bez uciekania się do wyszukanych terminów.

Nieszczęsna Maria, oddalona od Jerozolimy oraz głównego nurtu historii, nie ma pojęcia, że w międzyczasie powstała oficjalna narracja, odbiegająca od jej doświadczeń, a owoc jej łona został już zawłaszczony na potrzeby mitologii uciśnionego narodu i postawiony na piedestale. I ten mechanizm, jak doskonale wiemy, wielokrotnie powiela się w historii, również najnowszej.

Tymczasem, zdaje się szeptać Hen spod maski Nawariaka, hagiografie dobre są na górną półkę, do której nie sposób albo nie chce się dosięgnąć, ale Syn Człowieczy musi być z krwi i kości, a także z namiętności. Bo jeśli tajemnica tkwi w człowieku, to może niepotrzebne nam żadne cuda.

Ale żeby zdemitologizować, trzeba najpierw zmitologizować. I Hen ukazuje niektóre elementy tego procesu, choć całościowo go nie objaśnia. Dyskretnie wskazuje też korzenie chrześcijaństwa, przemycając odniesienia do nich w relacjach z zachowań i wypowiedzi Jezusa, który swobodnie czyni użytek z sokratejskiej dialektyki czy buddyjskich praktyk medytacyjnych.

I jakże sugestywne jest to zanurzenie się w odmienną kulturę, z jej obyczajami, rytuałami i nawet transkrypcją odmienną od tej, do której zdążyliśmy się przyzwyczaić. Te szczegóły kreują w powieści zwiewną atmosferę obcowania z tajemnicą, a nawet z czymś zakazanym.

Muszę tu zwrócić uwagę na jeszcze jeden istotny aspekt „Według niej”. Bo do bardzo niedawna historię pisali jedynie mężczyźni. Oddanie głosu Marii jest symbolicznym oddaniem głosu tym wszystkim kobietom, które na przestrzeni wieku go nie miały. Hen postarał się wywołać wrażenie, że głos ten wcale nie ustępowałby głosom wielkich mężów. I że bez tego głosu, nieuchronnie trochę innego, historia zawsze już będzie niekompletna.

Ostatecznie jest więc „Według niej” wysmakowaną literacko polemiką z pewną obowiązującą narracją, nie tylko androcentryczną i nie tylko religijną. Skoro bowiem wplecione w opowieści o Jezusie dzieje narodu żydowskiego ujawniają oczywiste paralele z dziejami narodu polskiego, należałoby może dotrzeć do źródła naszej skłonności ku martyrologii oraz mesjanizmowi i zbadać, czy nie mogą z niego wypływać inne, mniej mętne strumyki.

utracjusz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *