Type and press Enter.

APOKRYFY POLSKIE O ŚWIĘTYCH I CZARTACH, XSIĘGA PIĄTA / ŚWIĘTY MARCIN

A święty Marcin raz do roku na koń wsiada i jedzie do Poznania po rogale i w Poznaniu i okolicach ludzie potem chodzą bogate, piękne płaszcze noszą, na pięknych koniach jeżdżą, dobrze im się wiedzie, gdy takiego patrona mają.

I szykuje się święty przez rok cały, najlepsze niebieskie konie wybiera i skarby bogate gromadzi, i płaszcze przepiękne u tkaczy anielskich zamawia, i gdy wszystko już na jesień gotowe, pakuje to w sakwy i do podróży już gotów. I musi go Pan Jezus zatrzymywać i do jedenastego listopada każe czekać, bo jak za wcześnie święty wyjedzie to ludzie rogali świętomarcinowych napiec nie zdążą. Czeka więc święty niecierpliwie i w kalendarz patrzy, a gdy czas przychodzi, wsiada na koń i jedzie na objazd wokół Poznania.

A gdy jedzie drogą na pięknym swoim koniu i biedaka widzi, co nie ma się w co odziać, zatrzymuje się, płaszcz z ramion ściąga i z radością oddaje, a gdy mu biedak dziękować zaczyna, ten zaraz mówi, że to nie od niego prezent, a od samego Pana Jezusa, który jest w niebie, co go tu przysłał, coby całą ziemię poznańską ze wschodu na zachód przejechał. I choć zimno po tym świętemu, to cieszy się i jedzie dalej i szuka, komu jeszcze pomóc da się.

I gdy przez miasto jedzie i biedaków widzi, co nie mają czego jeść, zatrzymuje się i frykasy niebieskie z sakw wyciąga i z radością oddaje, a gdy mu biedacy dziękować zaczynają, ten zaraz mówi, że to nie od niego są fanty, a od samego Pana Jezusa, który jest w niebie i go tutaj przysłał, coby całą ziemię poznańską z północy na południe przejechał. I choć głodno potem świętemu, to cieszy się i jedzie dalej i szuka, komu jeszcze pomóc da się.

I gdy przez wieś przejeżdża i widzi jak biedny chłop z babą pole orać próbują a wołu do tego nie mają, zatrzymuje się, z konia zeskakuje i z radością im go oddaje, bo jeden koń niebieski siły ma tyle co wołów dziesięć. A gdy mu chłop z babą dziękować zaczynają, ten zaraz mówi, że to nie od niego prezent, a od samego Pana Jezusa, który jest w niebie, co go tu przysłał, coby całą ziemię poznańską z góry na dół przejechał. I choć bez konia ciężko się idzie świętemu, to cieszy się i idzie dalej i szuka, komu jeszcze pomóc da się.

I tak przechodzi całą ziemię poznańską, a tam gdzie się zjawi dzieli się tym, co ma i dzieli się tak długo, że koniec końców nie ma już nic i gdy do samego Poznania dociera nie ma już nawet portek. Ale – myśli sobie święty – przynajmniej przyjmą mnie tutaj i rogalem świętomarcinowym poczęstują, najem się tedy i odpocznę! Ale gdy tylko zbliża się do miasta, wyskakują parobcy z kijami i gonią świętego, krzycząc, że gołodupców i psich braci w mieście sobie nie życzą.

Wraca potem święty Marcin do nieba, a tam święty Piotr go przy bramie wita i przez dziurę w murze, bokiem do nieba wpuszcza, co by biedak z gołą dupą przez bramę niebieską nie przechodził, żeby wstydu i zgorszenia nie było. A po drugiej stronie muru, tuż pod dziurą czeka na świętego sam Pan Jezus z płaszczem. I świętego przyodziewa i chwali że tyle dobra na ziemi zrobione. I tylko tym frasuje się Zbawiciel, że święty znów rogali do nieba nie przyniósł i że znowu rok trzeba będzie czekać.

Bo święty Marcin raz do roku na koń wsiada i jedzie do Poznania po rogale i w Poznaniu i okolicach ludzie potem chodzą bogate, piękne płaszcze noszą, na pięknych koniach jeżdżą, dobrze im się wiedzie, gdy takiego patrona mają.

psubrat paweł

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *