Pierwsze strony tej intrygującej książki zapowiadają miks powiastki oświeceniowej z powieścią szkatułkową, by dość szybko zastygnąć w formę bliską powieści epizodycznej. Przede wszystkim okazuje się jednak „Żywot kobiety swawolnej” – zapewne odrobinę mimowolnie – wykładem z bardzo zaawansowanego i bardzo skomplikowanego systemu seksualnego wyzysku kobiet – nader często niezwykle młodych – w siedemnastowiecznej Japonii.
Człowiek wykształcony powinien rzecz całą czytać w szerszym kontekście, w szczególności mając wzgląd na ówczesny ustrój społeczny, z jego silnym systemem klasowym oraz kulturową izolacją Nipponu, skutkującą silnym zorientowaniem na tradycję. Mimo tego podczas lektury fascynacja niewątpliwą egzotyką idzie często w zawody z odrazą, będącą skutkiem dzisiejszych pojęć o ludzkiej godności.
Poczucie obcowania z egzotyką znacząco wzmaga autor – znowu mimowolnie – za pomocą prostego zabiegu. Oto bardzo rzeczowy, suchy język kontrastowany jest przez istne zatrzęsienie szczegółów. Ihara opisuje drobiazgowo stroje, fryzury, kolejne rytuały czy wreszcie układ i wystrój pomieszczeń. To rozbudowane świadectwo życia codziennego zainteresuje nie tylko wielbicieli fatałaszków, ale i historyków.
Język zasługuje zresztą na osobne uwagi. Polski tytuł jawnie nawiązuje do Brantôme’a i Boya, ale tekst trzyma się od obu panów z dala, bo nie zawiera właściwie śladu stylizacji, przez co czyta się go łatwiej, ale i z mniejszą przyjemnością. Nie mam jednak pojęcia, jak brzmiał oryginał i do kogo był skierowany – być może prosty język miał uwiarygodnić bohaterkę bądź dotrzeć do szerokiego czytelnika, a tłumaczka jedynie wiernie go oddała. Na pewno do poprawienia jest za to kilka niezręczności językowych, a nawet ewidentnych błędów.
Nie wszystko należy czytać tu dosłownie. Tekst zawiera sporo typowo dalekowschodnich, przybranych w metaforyczne szatki mądrości. Większość tych sentencji nie wznosi się ponad poziom obiegowych prawd, ale w niektórych pozornie prostych komentarzach czy opisach można odkryć niepodziewaną głębię. Dzisiejszy polski czytelnik (nie będąc w tym jednak historycznie ni geograficznie osamotnionym) dojrzy dodatkowo pewną paralelę w pomieszczonym tu sugestywnym obrazie zepsucia i rozpasania buddyjskich mnichów.
Choć „Żywot kobiety swawolnej”, zgodnie z tytułem, obejmuje cały okres świadomego bytowania bohaterki, nijak nie podpada pod kategorię powieści rozwojowej, skoro zamiast rozwoju rysuje jedynie obraz nieustannego znoju, owszem, rozszczepionego na nieliczne wzloty i regularne, dotkliwe upadki, nie prowadzącego jednak do aktu samorefleksji i korekty postępowania.
Mogłoby się wydawać, że na autorefleksję nie miała bohaterka czasu, zajęta nieprzerwanym świadczeniem usług seksualnych, korekta postępowania nie była zaś w jej zasięgu, bo zaprzestanie tego procederu skutkowałoby ostatecznie śmiercią głodową. Choć jednak z historii tych wyłania się obraz systemowego wyzysku i poniżenia, bezimienna protagonistka daje w kilku miejscach do zrozumienia, że na drodze do odmiany losu stanęły przede wszystkim jej pycha i głupota.
Czyta się to wszystko z pewnym smutkiem, ale i oszołomieniem. Jeśli wierzyć Iharze, w jego czasach w Japonii seks towarzyszył niemal wszystkim transakcjom handlowym. Dźwignią handlu nie była zatem wcale reklama. I nie wiem, jak dziś przedstawia się los japońskich kobiet, ale pozostaje mi wierzyć, że nieco lepiej. W każdym razie mniej będę się już dziwił incydentalnie docierającym do mnie historiom o zadziwiająco powszechnych we współczesnej Japonii seksualnych dewiacjach. W końcu historia tornistra chwytem jest.
utracjusz