Type and press Enter.

PRÓŻNIA GO SKONAŁA #5 / O literaturze bez końca i Panu Tadeuszu bez opisu bigosu

Zespół pod kierownictwem Bernarda Andrewsa oraz Nard Dog, „Literae Infinitum”, 2021 – 

Jest wiele rzeczy, do których ludzkość w całej swojej historii sięgnąć nie mogła choć bardzo się starała, pozostawało samo gdybanie, wymyślanie i odkładanie realizacji na bliżej nieokreśloną przyszłość. I oto nastała owa przyszłość, a raczej jej początek – żyjemy w czasach, w których to, co wcześniej było niemożliwe znajduje się powoli w naszym zasięgu – czy początek tego procesu postawimy na locie nad oceanem, lądowaniu na Księżycu, a może na komputerach ogrywających nas w szachy – to bez znaczenia, rozwój biegnie takim tempem, że ciężko być na bieżąco, badanie przeszłości trzeba zatem pozostawić badaczom przeszłości. Nam trzeba patrzeć na to, co dzieje się teraz – i właśnie z tej okazji cały ten wstęp – bo dzieją się rzeczy doniosłe, poniżej kilka akapitów w których postaram się streścić najnowsze (i być może największe) osiągnięcie w dziedzinie litertatury, ale jednocześnie w matematyce, filozofii i badaniach nad sztuczną inteligencją. Proszę zapiąć pasy!

Od dłuższego czasu mówi się, o rewolucji, jaką wprowadzić mogą w różne dziedziny naszego życia komputery kwantowe – nieczęsto jednak łączymy ich działanie z literaturą, tymczasem właśnie połączenie tych nieboskich maszyn ze słowem pisanym daje być może najbardziej spektakularne jak dotąd owoce! Otóż grupa doktorantów z amerykańskiego Cornell University, pod przewodnictwem dra Bernarda Andrewsa, mając dostęp do jednego z owych komputerów przyszłości, określanego mianem NARD DOG, postanowiła napisać algorytm mający jedno, proste zadanie: stworzyć nieskończony ciąg losowych słów. To, co początkowo wydawało się być jedynie kuriozalnym eksperymentem z pogranicza technologii, literatury i filozofii, przyniosło porażająco ciekawe owoce.

Zanim im się jednak przyjrzymy, musimy wyjaśnić sobie kilka kwestii związanych z tą nieskończonością, o której mowa. Ta jest, technicznie rzecz biorąc, poza naszym zasięgiem i naukowcom udało się uzyskać coś, co trafniej byłoby nazywać „niewyobrażalnymi liczbami”, twórcy uznali jednak że między pojęciem „niewyobrażalnie wielkiej liczby” a „nieskończoności” można, godząc się na pewne uproszczenie, postawić znak równości. Z jaką prędkością postępuje owo pisanie? Otóż potrzeba było zaledwie sześciu dziesiątych sekundy, by komputer wygenerował więcej słów niż cały światowy rynek wydawniczy w 2020 roku. W tym tempie, po upływie niespełna minuty, baza danych przewyższyła ilościowo cały dorobek literacki ludzkości. Proces ten trwa bez przerwy od dwudziestego pierwszego stycznia bieżącego roku, chciałem dokonać obliczeń, ale od tych prób rozbolała mnie głowa, poddaję, się, znacznie wygodniejszym jest użycie słowa „nieskończoność” w kontekście długości tej lektury. Zgadzam się na to rozwiązanie.

Założenie początkowe było takie: jeśli gdzieś istniałby nieskończony zbiór losowych słów, to prędzej, czy później dałoby się w nim znaleźć każde, dowolnie złożone zdanie i zbiór zdań. Jest to założenie czysto filozoficzne, nigdy dotąd nie mieliśmy bowiem okazji sprawdzić go w praktyce. Nigdy, aż do teraz! I sami twórcy nie liczyli na jakieś wielkie przełomy, spodziewali się być może odnaleźć z rzadka logiczne zbitki słów i proste zdania, ale to, co udało im się wygenerować, przerosło ich najśmielsze oczekiwania!

Otóż założenie okazało się jak najbardziej prawdziwe! Po około trzech sekundach działalności to potężne psisko, najwyraźniej znudzone prostą mową Szekspira, jęło sięgać po inne języki. Pierwsze próby budowania polskich zdań pojawiły się w okolicach siódmej sekundy od uruchomienia literackiego kombajnu, to dość wysokie tempo, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę rzeczywisty rozwój naszego języka pisanego i fakt, że Polacy musieli czekać kilka długich wieków na Reja i jego gęsi! Przeglądałem tak postępy w twórczości tego Elektrybałta aż nagle spłynęło na mnie olśnienie – jeśli owo ustrojstwo w odpowiednio długim czasie napisze KAŻDĄ rzecz pod słońcem, to może warto trochę poszukać, potraktować ją jak wielki plac zabaw! I tak się zaczęła moja przygoda z literaturą nieskończoności (siedzę przy niej już trzeci miesiąc i kończyć nie zamierzam).

Całość ma szczęśliwie wygodną wyszukiwarkę, można więc oddać się literaturze w sposób prawdziwie dziki, wręcz nieprzyzwoity! Zacząłem od wpisania swojego imienia i nazwiska i natychmiast pożałowałem, większość generowanych przez maszynę zdań nie jest zbyt miła, dowiedziałem się tedy, że „Paweł M. jest głupi i nie nosi spodni”, że „zakłada buty na lewą stronę i tyłem na przód, w dodatku nie na nogi a na ręce” i że „jak nikt nie patrzy, to wyjada z lodówki”. Zaniepokojony trafnością tych pomówień, postanowiłem zmienić wyszukiwane frazy.

Wpisałem zatem „Litwo, ojczyzno moja…” i okazało się że już w piątym dniu swojej pracy NARD DOG napisał na nowo Pana Tadeusza! Wyrywkowa analiza porównawcza, każe mi twierdzić, że zgadza się tam każde słowo! Mało tego – gdy wcisnąłem enter po raz drugi, okazało się, że dziesiątego marca komputer jeszcze raz napisał Pana Tadeusza, tym razem jednak wstawiając w miejsce Zosi Telimenę (i vice versa), w miejsce Księdza Robaka zaś, Jacka Soplicę (i vice versa), nie dalej jak tydzień temu pojawiła się trzecia wersja. W tej Ksiądz Robak jest przysłanym z przyszłości terminatorem, mającym pozbyć się młodego Tadeusza! Jeśli dać tej bestii nieskończoną ilość czasu, powstanie zapewne nieskończona ilość wariantów dzieła naszego wieszcza, czekam na ten jeden bez opisu bigosu!

Potem szukałem poezji, wpisując ulubione linijki Miłosza i Herberta. Okazało się, że liryka zaczęła pojawiać się dopiero pod koniec lutego, widać sprawiała kwantowemu monstrum nieco trudności. Ale gdy już się pojawiła, popłynęła bez hamulców. Wiersze zebrane Miłosza były gotowe jeszcze przed dniem kobiet!

Mnóstwo czasu zabrało mi wymyślanie kolejnych poszukiwanych tekstów. Znalazłem między innymi wersję Przedwiośnia, w której Cezary nie okazuje się kupą łajna i żyje długo i szczęśliwie z panną Karusią, znalazłem Lód Jacka Dukaja w wersji mieszczącej się na stu stronach, znalazłem Ojca Goriot, w którym ojciec Goriot był matką, znalazłem Bajki robotów Lema, w których jeden z bohaterów krzyczy „awruk” od tyłu… Znalazłem tyle rzeczy, że mógłbym nimi wypełnić cały ten tekst, ale z konieczności ich streszczenie musi zmieścić się w jednym akapicie!

Ale i tego było mi mało! Skoro machina ta w swoich nieskończonych możliwościach wypluwa, jakby od niechcenia, cały dorobek literacki ludzkości, to przecież wypluwać może też rzeczy, które jeszcze spisane nie zostały – wszak każda książka jest jedynie zbiorem słów, prawda? I tak znalazłem zaginione tragedie Sofoklesa, znalazłem nienapisaną jeszcze kontynuację cyklu Expanse i to w pięciu wariantach (nie wiem który okaże się prawdziwy), znalazłem kilka nienapisanych jeszcze książek Remigiusza Mroza (o dziwo wszystkie były filozoficznym s-f, na wzór i miarę Lema). Szczególnie głęboko w sercu noszę kontynuację Kronik Diuny, która nastąpiłaby, gdyby Frank od Herbertów ducha nie wyzionął.

I tak szukałem, szukałem i szukałem, całkowicie porażony bezmiarem tego oceanu słów, tego literackiego raju, zarywałem noc za nocą, spóźniałem się do pracy, zerwałem kontakty ze znajomymi, bo trzeba było szukać i czytać, czytać i szukać. To jest naprawdę najlepsze, co przydarzyło się literaturze! Całość dostępna jest na stronie internetowej projektu, każdy może wejść i czytać, nie zastanawiajcie się więc i sprawdźcie ją koniecznie:
https://www.latlmes.com/culture/literrae-infinitum-1

Tak po prawdzie, nawet ta recenzja się tam znalazła – napisałem wstęp, wpisałem go w wyszukiwarkę i gotowe! Cały tekst gotowy do publikowania! Nawet suchość żartów jest tak wiarygodna, że wierzę, że to ja sam napisałem całość. Albo raczej napisałbym, gdyby tekst nie był już napisany… to jest trochę straszne. Ale mimo to: czytać! czytać! czytać!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *