Type and press Enter.

APOKRYFY ŚWIĘTYCH I CZARTÓW POLSKICH, XSIĘGA WTÓRA / ŚWIĘTY BRAT ALBERT

A święty brat Albert, co to patronem jest od chleba, ręce ma zawsze pełne roboty. Rozdawać chleb głodnym jest jemu mało, święty chce więcej dobra, idzie więc do Pana Jezusa i prosi go o pozwolenia i błogosławieństwa, żeby mógł na pole iść i zasiewu pilnować, żeby zboże na mąkę piękne rosło. Pan na to w ręce klaszcze i pięknie świętemu błogosławi, a święty biegnie w te pędy, bo rolnicy w polu już z rana samego pełnymi garściami ziarno w ziemię ciskają! Zstępuje święty na pole i na boso po ciemnej ziemi przed rolnikiem idzie, a tam gdzie stąpają jasne stopy święte, tam ziemia sama z siebie żyźnieje, tam dżdżownice się kotłują, nawóz podwójnie pracuje i gdy tylko ziarno w nią wpada, to tak jakby wpadało w tę ziemię ewangeliczną, gotowe by przynieść plon wielokrotny. Gdy słońce w oczy razi, święty cieniem je zasłania, gdy wiatr zimny wieje, święty w płaszcz go łapie, tak że człowieka, co pracuje, ani słońce razi, ani wiatr przeszywa.

A gdy wszystko już posiane i ludzie w ciepłych siedzą domach, nogi moczą w mydlinach i mleko ciepłe piją i gdy w dzień święty odpoczywają, święty się nad polem unosi i cień jego jako strach wróblowy ptaki od ziarna odpędza. A gdy ziemia jest sucha, idzie święty na obchody i niby krowy na łańcuchach przyprowadza tłuste i nadęte chmury i jak te krowy doi je nad ziemią, co już dalej sucha nie jest. I patrzy tak jak ziarno kiełkuje, podlewa je i dba o nie, a gdy to zaczyna się zielenić, czuje święty, co to patronem jest od chleba, że to mało, wciąż mało!

Idzie więc do Pana Jezusa i prosi go o pozwolenia i błogosławieństwa, żeby mógł iść na pole także w porze zbiorów i w żniwach uczestniczyć. Pan na to w ręce klaszcze i pięknie świętemu błogosławi, a święty biegnie w te pędy, bo słońce już wysoko i ludzie już strudzeni. Przebiera się zatem w łachy i starucha udaje i idzie na pole z wiadrem a w wiadrze jedna część wina i trzy części wody. Chochlę ma do tego złotą i chochlą tą, jakby szablą wymachuje i w kubki blaszane nektar czerwony leje. I od wina tego i od tego że z dobrocią podane i że chochla jak szabla w powietrzu błyszczy, nowe są siły i praca rusza dalej. A w południe chodzi święty po polu z kosą na sztorc postawioną i południce piękne gdzie raki zimują przegania, bo choć piękne, to i groźne są to stwory, a tu praca trwać musi, a tu zbożu kłaść się pod sierpem trzeba.

I stoi święty i patrzy jak wozy jadą, plonów pełne i dumny jest i wszystkich mijanych klepie po plecach, a ci czują, jakby wiatr ich otulał. Ale i tego mu mało! Idzie więc do Pana Jezusa i prosi go o pozwolenia i błogosławieństwa, żeby mógł iść do młyna i tam wielkim kołem obracać i tam ziarno w mąkę ścierać. Pan na to w ręce klaszcze i pięknie świętemu błogosławi, a święty biegnie w te pędy, bo rzeka spokojnie szumi i koło się leniwie obraca, pomocy jego czekają. Stanął święty w rzece, wodę po kolana mając i tak powiada do ryb, co w nurtach żyją: płyńcie rybki! Płyńcie a żywo, niech się woda w rzece kotłuje, niech jest bystra i wartka. A że to człowiek dobry, to ryby się go słuchają i płyną tak, jak im nakazuje, i woda się w rzece kotłuje i koło się kręci jak szalone i młynarz zadowolony na wszystko patrzy, a mąka się sypie i sypie.

Ale obracać kołem i ścierać ziarno na mąkę jest jemu mało, idzie więc do Pana Jezusa i prosi go o pozwolenia i błogosławieństwa, żeby w piekarni mógł siedzieć i chleby wypiekać. Pan na to w ręce klaszcze i pięknie świętemu błogosławi, a święty biegnie w te pędy, bo nocna zmiana czeka i mieszanie mąki i oczekiwanie, gdy ciasto rośnie i pieca pilnowanie! Wypieka święty bochnów tysiąc, a każdy jak głaz wielki, jak lico rumiany, a każdy dobry tak, jak tylko chleb być może i każdy z nich idzie w świat i brzuchy napełnia i dobrzy ludzie po nim dobre rzeczy robią.

I patrzy na to święty i w końcu jest zadowolony choć, jeśliby się dało to więcej by robił. Idzie więc do Pana Jezusa i prosi go o pozwolenia i błogosławieństwa, tylko, że sam już nie wie na co, bo cała praca, od ziarna do chleba jest już zrobiona. Pan Jezus, jak tylko to wszystko słyszy, świętego za brodę łapie i w czoło całuje i śmiejąc się powiada mu: spać idź! Wyśpij się w końcu, dobry i kochany Albercie!

A święty brat Albert, co to patronem jest od chleba, ręce ma zawsze pełne roboty. Ale i jemu spać trzeba, gdy sam mu Syn Boży tak nakazuje. Kładzie się zatem, szuka jeszcze przed snem kolejnych zasiewów w kalendarzu, budzik nastawia i zasypia w końcu.

psubrat paweł.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *