Type and press Enter.

POGADAJMY Z KLASYKAMI #2 / NIEOBJĘTE SMAKI GŁODÓW / CZESŁAW MIŁOSZ

1

W legendarnych (jak zawsze) nastoletnich latach miałem kolegę, któremu zazdrościłem pojemności żołądka. Potrafił przebić mój posiłek dwu- albo trzykrotnie; i to bez żadnych konsekwencji dla swojej sylwetki i prawie bez śladu niestrawności. Był niezmiennie wysmukły, zupełnie jakby w jego organizmie ciężkie bańki tłuszczów cudownie zmieniały się w nieważkie lotki bezczasowej sytości. Każdy pojedynek na apetyt był więc z góry przegrany.

A jednak pewnego razu niechcący zwyciężyłem.

Wyobrażam sobie, że ulubionym stołem Czesława Miłosza jest stół szwedzki, do którego bez przerwy podaje sto kucharek i kucharzy. I to wcale nie jest takie niewinne, na jakie wygląda.

2

Nie ma poety/poetki o stu, a nawet dwu żołądkach. Choć, oczywiście, żaden prawdziwy poeta i żadna prawdziwa poetka nie potrafi najeść się do syta. Tajemnica tkwi w tym miejscu, które wyznacza granicę gromadzenia smaków. Tutaj mamy jakąś władzę. Nad apetytem nie mamy żadnej, i to także jest tajemnica.

3

Ilekroć sięgam do litewskich toni wersetów Czesława Miłosza, tylekroć przeraża mnie jego zaborcza i bezbronna zarazem zachłanność. Ten pękaty czarnoksiężnik naprawdę każdej chwili gotów pić jednym haustem kroplę rosy, kałużę po krótkiej burzy, strumyk potu skazańca, muł z moczarów dzieciństwa, ciepłe fale tuż po wydechach wieloryba. Dobrze: „nieobjęta ziemia”, „forma bardziej pojemna” i tak dalej. Ale to nie wystarcza, bo nic nie wystarcza.

Bierze więc poeta pod rękę straszliwych sojuszników: religię i filozofię. Troje Goliatów. Lepiej nie wchodzić im w drogę, a i tak policzą każdy włos, każde ziarenko, każdy horyzont i każdy atom. Pytanie: czy można spotkać w poemacie powiedzmy Sokratesa, Mistrza Eckharta i Horacego w taki sposób, żeby się nie przekrzyczeli? Czy jest do napisania wers tak pojemny, by wytrzymał ciężar niemowlęcia zrzucanego z balkonu pod ostrzałem, choćby jeden palec jego matki i jeden paznokieć żołnierza okupacyjnej armii?…

Zobaczcie, co robi Miłosz w tak zwanych wierszach-panoramach. On próbuje zmieścić w słowach i między nimi to, co przekracza zasięg ludzkich ramion, horyzont oczu, rozstaw nóg. Próbuje, rachuje gatunki na swojej Arce i natychmiast boleje: nieobjęte…, niepodobna…, mija…, były…, dokąd idą…

Oczywiście, że poezja może więcej. Więcej: może najwięcej. Miłosz wielbi te możliwości i skarży się na nie. W środku nieobjętej wojny mówi do niej, do sztuki poetyckiej:

[…]

Ty, która jesteś zarysem nozdrzy nie urodzonego jeszcze konia,
Kształtem i barwą jabłka, które rozpadło się w pył,
Błyskiem skrzydeł jaskółki, co dotknęła głowy Tyberiusza
W określonym punkcie wieczności,

Wytłumacz, co znaczy mówić „Ty”
Do rzeczy, które innej mowy nie mają prócz tego, że są,
I tam istnieją, gdzie ustaje czas, daleko, daleko
Od ludzkiej nienawiści i ludzkiej miłości.

[Do poezji, Warszawa 1942]

W środku katastrofy widzieć więcej i więcej: zanim narodzi się koń, po rozkładzie jabłka, tuż po błysku skrzydeł wiecznej jaskółki… Nazywać swoje głody i karmić je, wąchać, jeść i wydalać, ale nie do końca, pod nawóz kolejnego głodu. Nieobjęte.

4

Jest czymś nieobjęcie niebezpiecznym kochać Księgę i herezję zaborczą miłością, w każdej chwili gotową zadać cios pocałunku i cios zamachu. Miłoszowi oprócz mleka matki trzeba mleka Wielkiej Matki, mleka Matki Boskiej, mleka matki nieznanej. Ta poezja bywa samotna jak płonący heretyk i kamienowany apostoł. Te wiersze obracają nad wielkim ogniskiem smaki modlitwy, odmowy, obrazy, krzyku, bólu, ironii i śpiewu. We wszystkich skwierczy ekstaza.

I to jest równie cudowne, jak przeraźliwe.

      1. CZYTALIŚMY W KATECHIZMIE

Czytaliśmy w katechizmie o buncie aniołów –
co zakładałoby jakąś działalność w przed-świecie,
zanim kosmos widzialny został stworzony:
tak tylko umiemy myśleć, posługując się kategoriami „przed” i „po”.

Nawet gdyby w przed-świecie istniały całe zastępy
niewidzialnych aniołów, tylko jeden z nich,
manifestując swoją wolną wolę, zbuntował się
i stał się hetmanem rebelii.

Nie wiadomo dokładnie, czy był to pierwszy i najdoskonalszy
z bytów powołanych do istnienia,
czy też ciemna strona samego Bóstwa
zwana przez Jakuba Bӧhme Gniewem Bożym.

Tak czy inaczej, anioł wielkiej piękności i siły zwrócił się przeciwko
niepojętej Jedności, ponieważ powiedział „Ja”,
co oznaczało odłączenie.

[…]

      1. NIE MOŻNA SIĘ DZIWIĆ

Nie można się dziwić tym spekulacjom,
bo Grzech Pierworodny jest niezrozumiały,
i trochę rozjaśnia się, kiedy przyjmiemy,
że Adamowi pochlebiało zostać władcą
wszelkiego widzialnego stworzenia, a to stworzenie,
pragnąc, aby z nim się złączył, miało nadzieję,
że uchroni je od śmierci.

Tak się nie stało, i sam utracił nieśmiertelność.

[Traktat teologiczny]

Widzimy jak na dłoni i jak na sklepieniu pierwszej katedry: Miłosz powierza sztuce poetyckiej rytm i melodię myśli teologów, antropologów, biblistów, filozofów, historiozofów, historyków religii. To bardzo ryzykowna wyprawa na skraj rozumu. Ryzyko tej wyprawy uwodzi Miłosza, więc i nam dostaje się smak uwodzenia.

Wzrok tej poezji jakby nie umiał spocząć na linii horyzontu. Miłosz obwąchuje pisma mistyków i czoła anachoretów, przymierza sandały proroków przyjętych i proroków przeklętych. Kocha sobie wyobrażać, że tańczy na niewidzialnym parkiecie przepaści. Ci, którzy myślą i czują inaczej niż wielu (nie tylko jawni buntownicy), są pierwszymi ludźmi w jego historii stworzenia. A Bóg jest na przemian samotny i zazdrosny: uczy się własnej miłości. To oczywiste i nieobjęte. Jedno i drugie.

6

Liść. Skrzydło. Suknia. Szelest. Błysk. Surdut. Nieobjęta ziemia. Forma bardziej pojemna. TO.

Ponieważ TO oznacza natknięcie się na kamienny mur
i zrozumienie, że ten mur nie ustąpi żadnym naszym błaganiom.

[TO]

A więc czy trawić siły na błagania?

Czy nie lepiej przyjąć DAR… Nie, co ja mówię… zamieszkać w DARZE?

Dzień taki szczęśliwy.
Mgła opadła wcześnie, pracowałem w ogrodzie.
Kolibry przystawały nad kwiatem kaprifolium.
Nie było na ziemi rzeczy, którą chciałbym mieć.
Nie znałem nikogo, komu warto byłoby zazdrościć.
Co przydarzyło się złego, zapomniałem.
Nie wstydziłem się myśleć, że byłem, kim jestem.
Nie czułem w ciele żadnego bólu.
Prostując się, widziałem niebieskie morze i żagle.

[Dar, Berkeley 1971]

Nie da się zamieszkać w DARZE. Mieszka się zawsze w drodze. DAR nie czeka na drodze. Wyłania się z drogi, macha ręką na powitanie i pożegnanie, idziemy dalej.

7

O czym da się pogadać z Miłoszem nad szwedzkim stołem?

O wszystkim.

Ha ha.

W poemacie Czeladnik wystawia sobie taki autoportret:

Nie odważyłbym się wyznaczać sobie funkcji kapłańskiej,
bo byłem tylko czeladnikiem u mistrza alchemii,
na przykład we Florencji około roku 1500,
kiedy humaniści czytali Zohar i inne księgi Kabały,
albo w Lyonie, kiedy damy słuchały Mozarta w salonie loży wywodzącej się od templariuszy.
Miejsca i czasy trwały dla mnie równocześnie,
łączyły się w labirynt międzygwiezdnego ruchu.
Dotykałem wachlarzy, słyszałem szumiące spódnice,
wkładałem maski, odmieniałem stroje.
Złowrogie wydawało się mojemu sercu urządzenie świata,
jak albigensi tęskniłem do wyzwolenia.
Ale Storge, miłość opiekuńcza, instruowała mnie,
i nauczyłem się wdzięczności.

[Czeladnik]

Mam więc ochotę zapytać,

co o wyzwoleniu

sądzi miłość opiekuńcza…

 

 

__________________________________________________________________________________________________

Wszystkie prócz jednego cytowane teksty pochodzą z ogromnej, ale dającej się unieść książki: Czesław Miłosz, Wiersze wszystkie, Kraków 2011.

Wyjątek: wiersz To z tomu Czesław Miłosz,To, Kraków 2004.

Obraz: Hieronim Bosch, Ogród rozkoszy ziemskich (fragment)

Tekst: Adam

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *