Type and press Enter.

TADEUSZ NOWAK / A JAK KRÓLEM, A JAK KATEM BĘDZIESZ

Książka Nowaka jest szalenie bliska ziemi i szalenie bliska ciału, cały czas ma się wrażenie, jakby organicznie z nich wyrastała. Lekturze zamiast zapachu papieru towarzyszy woń ziemi – raz wyschniętej na pieprz, raz mokrej od deszczu, czuć zapach lata i stawu i wiatru, czuć czysty i przeszywający zapach mrozu, czuć – w końcu – jabłka rwane w pośpiechu w sadzie sąsiada. Jak takie pachną wiem, rwałem, uciekałem. Tutaj przez cały czas coś pachnie, tutaj cały czas dotyka się czegoś, czuje się ciepłą wilgoć ziemi, ostre źdźbła trawy, rękę na ramieniu, sztylet w sercu. Tadek od Nowaków sięga po zupełnie nieliterackie zmysły. Słońce przeświecające między gałęziami jabłoni autentycznie razi w oczy, zimowa zamieć przeszywa zimnem, po leżeniu na sianie czuć drapanie w plecach. Wróciło do mnie pierwsze zdarte kolano i nocna gonitwa na polu kukurydzy, i wszystkie nieudane ucieczki przed burzą.

Książka Nowaka dzieje się tutaj, niesłychanie blisko, wyrasta prosto z ziemi, w jej rosie błyszczą promienie słońca. I chociaż to jest opowieść o innych ludziach, to czuje się, jakby była opowieścią o nas samych. I chociaż opowiada o innych miłościach, to i swoje miłości, wszystkie te nieudane i udane, jeśli ktoś takie posiada, wydają się być jakby bliższe. I to jest opowieść o śmierci i chociaż to nie my umieramy ani zabijamy, to jednak jest to śmierć bliska.

Książka Nowaka toczy się na wsi, w świecie, którym rządzą pory roku i tradycyjne obrzędy, w świecie, w którym wszystko jest naturalne i normalne. Gdy ktoś umiera, to umiera, przecież ludzie umierają, czasem też zabijają, nikt się temu nie dziwi. Czasem jest wojna. Ale wojna to są sprawy ludzi i ani natura ani świat nie przejmują się nią za bardzo – zauważają, owszem, ale tylko tyle, tutaj są ważniejsze sprawy: na drzewach rosną jabłka, trzeba je zrywać, trzeba siać zboże, trzeba je zbierać, trzeba kąpać się z dziewczętami w stawie i robić rzeczy, które dziewczęta i chłopaki robią.

Wojna to jest pewne przekroczenie granic, złamanie ich, wtargnięcie w nie swój świat. Najprostszą opowieścią o wojnie jest wbicie łopaty w ziemię. Żelazo gryzie ziemię łapczywie, wywraca ją na wierzch, wyciąga to, co kryła, wdziera się w nią. Ale przecież codziennie kopie się ziemię, nie ma się co przy tym na dłużej zatrzymywać, prawda? Są ważniejsze sprawy, są jabłka do zrywania, są warkocze do ciągnięcia, kogut który pieje i niedziela nad rzeką.

I człowieka zabija się tak samo, jak kopie się ziemię. Granice zostają przekroczone, przerwane, żelazo wchodzi w ciało tak samo jak w ziemię i nieważne, czy to ostrze sztyletu, czy nagły, przeszywający lot kuli. Tutaj przebija się ciało, ale przecież są sprawy ważniejsze: jabłka, warkocze, piersi i rzeka.

I jest w tym wszystkim bohater – Piotr, Piotrek, Piotruś. W tym wszystkim, w samym środku tego wszystkiego. Piotrek śpiewa w chórze, Piotrek kradnie konie, Piotruś idzie z córką sołtysa w staw, oboje są nadzy, Piotruś idzie na wojnę z szabelką po dziadku, rąbie nią Niemca, Piotruś potem tajne, leśne wyroki wykonywa, idzie z pistoletem tam gdzie każą, idzie ze sztyletem, tam gdzie iść musi, potem patrzy w oczy, potem parę zdań zamienia a na koniec metal wchodzi w ciało, i nie ma w tym nic niezwykłego, tak, jak nie ma nic niezwykłego w kopaniu ziemi.

Ale to wszystko dzieje się obok, jakby to nie Piotr – Piotrek – Piotruś zabijał, ale ktoś inny. Nie on kradł konie, nie on na wojnie szablą wywijał, nie on przykładał pistolet do skroni. On miał przecież ważne sprawy: wrzucanie jabłek do stawu, rozbieranie sołtysówny (nie ma ważniejszych rzeczy pod słońcem!), rzucanie ziarna w pole, kąpiele w rzece i tak dalej. To on, to wszystko on, Piotr – Piotrek – Piotruś, dobry chłopak, elegancki chłopak. Ale kto zabijał? Czy on, czy ktoś inny. I czy te jego ręce, które przecież zabijać zabijały – jego, czy nie jego?

A jak królem a jak katem będziesz to jest książka niesłychana. Rzecz o obecności w świecie, obecności tak bliskiej, że my wszyscy tutaj, wrośnięci w nasz beton i szkło już być może nie poczujemy nigdy. Nie rozumiemy tych opowieści jakimi są zdarte kolana, ścięte drzewa, przemoczone w deszczu ubranie, a Nowak właśnie takie historie opowiada, bliskie, przylepione do ciała. O ciele i byciu w ciele. O sobie i byciu w sobie, albo raczej o byciu obok. I o tej wojnie opowiada i nie zajeżdża wcale tego tematu, nie pasie się na nim, ona przewija się gdzieś tam jest czymś co po prostu – jak było napisane – się zdarza.

To jest książka, którą trzeba by czytać na bosaka, chodząc między grządkami, chłodząc nogi w trawie. Czytanie jej na bosaka, to jest sprawiedliwość, którą oddać jej trzeba. A jak się jeszcze rozetnie palec zrywając przy lekturze trawę, a jak się jeszcze zje przy niej parę jabłek, a jak się czyta pod jasnym słońcem, zbyt jasnym na czytanie – wtedy to się dopiero czyta, tak właśnie trzeba. Czytajcie zatem chłopcy, czytajcie zatem dziewczęta – i w las i na łąki i w stawy!

niesławny paweł m, syn Marka i Wiesławy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *