Type and press Enter.

PAMIĘĆ DREWNA / PAWEŁ ARMATA / BLEJTRAM #20

Jest w mojej szkole podstawowej sala z numerem osiem, taki numer nosiła przynajmniej osiem lat temu. Ósemka jest na piętrze i dostęp do niej miało się dopiero od klasy czwartej. Gdy więc  wkroczyliśmy do niej, wydała się nam większa, bardziej stonowana i poważna niż klasy w których byliśmy do tej pory. Tam, wśród kolorowych ścian, chodziło jeszcze trochę o zabawę, o naukę podstaw – tutaj zaś, chodziło o rzeczy poważniejsze, ósemka była miejscem nauki. Ze ścian, zamiast uśmiechniętych buziek patrzyły na nas poważne portrety literatów, nad wejściem zaś wisiał gigantyczny, ciągnący się wzdłuż całego pomieszczenia napis: ABY JĘZYK GIĘTKI POWIEDZIAŁ WSZYSTKO, CO POMYŚLI GŁOWA.

Pomyślałem wtedy, że jest to rzecz cokolwiek oczywista i łatwa, że przecież o to w mowie idzie, że to, co jest wewnątrz w skali jeden do jednego przenosi się na zewnątrz, układa w słowa. Przecież myślimy słowami, trzeba je tylko przesunąć stąd tam. Od tamtego czasu przeżyłem prawie trzy dekady i wiem już, że każde mówienie jest pułapką, każde mówienie jest za małe, zawsze przegrywa się ze słowem. Żadna na piękność nie wystarczy mowa, powiada Miłosz, młody jeszcze bo w – zdaje się – dwudziestej trzeciej wiośnie życia. Ja na to odkrycie czekałem nieco dłużej. Żeby do tego dojść, trzeba zapisać trochę papieru, a potem papier ten podrzeć i spalić, trzeba przegrać ze słowem. Każdy z nim przegrywa w swoim czasie i na swoich warunkach, nie wiem czy da się tego uniknąć. I chyba najdotkliwiej przegrywają nie ci, którzy piszą, ale ci, którzy kochają i chcą to jakoś zręcznie wyrazić – zawsze wychodzi z tego kabaret i żart, wiem co mówię.

Po takiej przegranej wie się już o tym, że im mniej się mówi, tym mówi się lepiej – albo inaczej: tym mniej się przegrywa. Zaczyna się potem redukować, upraszczać, ścinać i wygładzać z tą świadomością, że zawsze można poprawić coś jeszcze, że może być lepiej. Albo raczej mogłoby być, bo wypowiedzenie słowa musi w końcu nastąpić. Ruch ze środka na zewnątrz, w końcu trzeba dać słowo, nie można skrawać bez końca.

A co z innymi sposobami mówienia? Czy ta niemoc w opowiadaniu przejawia się także w innych dziedzinach? Jak często kompozytor przegrywa z melodią, która brzęczy mu w uchu? Jak często malarz przegrywa z krajobrazem, który opada na dno jego oka? Cały ratunek w szukaniu nowych dróg, nowych sposobów na opowiadanie tego, co się słyszy, tego, co się widzi.

Pamięć drewna, cykl prac Pawła Armaty od pierwszej chwili w której ją zobaczyłem, odebrałem jako doskonałe podejście do tematu pejzażu. Totalna redukcja, ucieczka do podstawowych kształtów, wszystko zamknięte w kilku liniach, kilku kątach. Patrzę na to i mam wrażenie, ba!, pewność, że tutaj powiedziane zostało już wszystko, że całość układa się w opowieść tak spójną i pełną, że nie można już niczego dodać ani odjąć.

Autor przyznał, że to redukowanie, ciągłe drobiazgowe poprawki i gdybanie – czy da się zrobić coś jeszcze, coś jeszcze ująć, coś złamać, obrócić, uprościć – są stałym elementem jego pracy, zaś to, co widzimy, to wynik ciężkiego kompromisu. Bo słowo musi być wypowiedziane, obraz musi zostać pokazany – w którymś momencie musi ułożyć się w swój ostateczny kształt. Twórcy chyba zawsze towarzyszy poczucie przegranej, my na szczęście jesteśmy odbiorcami, zatem nie musimy się tym przejmować.

Surowe płaty drewna ułożone w kolejne warstwy, są opowieścią o podkarpackim krajobrazie tak bliską, prostą i organiczną, że zdają się dosłownie przynosić go tutaj – nie tyle o nim opowiadać, co pokazywać go takim jaki jest.

Jest w tym coś z haiku, no nie? Ta szorstka bliskość natury – słoje w drewnie ułożone tak, jak ułożyły się same, chropowata faktura całości, proste, toporne kształty w jakie kolejne fragmenty drewna są wycięte i ich ustawienie. Jest tutaj jakieś dotarcie do serca tego wszystkiego, jest jakieś wydobycie z tego rdzenia opowieści o tym, co autor widział.

I ta zupełna redukcja, która potrzebuje tylko tworzywa, kształtu i ułożenia. Integralną częścią każdej z prac jest rama i tło – są one przedłużeniem tej opowieści, która dzieje się na pierwszym planie. Autor przyznaje, że szalenie ważna jest dla niego ta autonomia jego prac – widzieliśmy to już w Fastrygach gdzie podkład pod obrazem i przykrywające go szkło były przedłużeniem jego samego. Tak samo jest tutaj – obrazy zamykają się same w sobie, okalane głęboką na dziesięć centymetrów ramą, zdają się być jeszcze bardziej pełne, szczelnie zamknięte, zdaje się, że nie uroniły ani kropli tej opowieści, którą w sobie niosły.

Parafrazując cytat ze Słowackiego z sali z numerem osiem – ręce giętkie pokazują wszystko, co widzi oko – gdy patrzy się na Pamięć drewna, ma się tę dziwną pewność jakiejś pełni, powodzenia w opowiadaniu o świecie, podobno poczucie nie towarzyszy mi często.

niesławny paweł m, syn Marka i Wiesławy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *