Siedzimy na kawie u Krzysztofa Ryfy, ja i Marcin. Siedzimy w pracowni, na ścianach wisi mnóstwo obrazów, jeszcze większe mnóstwo stoi pod każdą ze ścian, na stole, na fotelach. Krzysztof pokazuje jakiś obraz, na obrazie szara gruda – a! To wyciągnąłem z pieca, taka zgorzelina. Patrzę i patrzę i myślę sobie: byłby z tego obraz, więc naklejam na płótno i mi ten kawałek dyktuje resztę kształtów i kolorów. Więc siadam i maluję tę dopowiedzianą resztę.
Bierzemy łyk kawy i przechodzimy do kolejnego obrazu. Tam byłem na plaży i był tam taki piękny pomost. Stary, rozwalony. I chciałem go namalować, ale zobaczyłem, że zaczął się sypać i w piachu znalazłem kawałek belki i wkleiłem go w ten obraz. I piasek, dużo piasku też tu jest. A tamten obraz – byłem nad Niemnem, tak, połowa tego obrazu to tamtejsza ziemia, piękna ziemia tam była. Ja ogólnie kocham ziemię.
I tak dalej, obraz za obrazem, wszędzie mnóstwo piasku, ziemi, kamyków, wszędzie patyki, gałązki, kora, igliwie, prochy do prochów i pył do pyłu. A wśród nich ten jeden, tak bardzo nasycony obecnością miejsca i czasu, w którym był malowany, że aż przez nie zasłonięty. To tak jak z tym lasem, którego nie widać, bo zasłaniają go drzewa. I trochę o to chodzi w pejzażach Ryfy – o to, żeby być blisko, żeby zamiast patrzeć na skrawek miejsca, być w tym miejscu, w jego środku, w jego wnętrzu. Większość jego obrazów ma w sobie elementy malowanego widoku.
Taka garść piachu przywieziona na płótnie z Ukrainy, jest rzeczą niezwykłą, jeśli się na nią patrzy wystarczająco długo. Czymś więcej niż zdjęcie albo obraz, jest cytatem z tego miejsca, sprawia, że jest ono mniej lub bardziej obecne wszędzie tam, gdzie zjawia się obraz. Szalenie zachwyca mnie ta dobitna dosłowność w obrazach Krzysztofa – to jest obraz pola i jednocześnie ziemia z tego pola, pejzaż geologiczny, pejzaż tak dosłowny, że bardziej, być może się już nie da.
Malarz dzielił się z nami radością z planowanego wyjazdu do Normandii i najwięcej mówił właśnie o tej ziemi, o tamtejszym piachu! Jak mnie to powaliło i z jaką niecierpliwością czekam na garść piachu z normandzkich plaż, nawet nie umiem tego opisać. Bo ta garść piachu to jest obecność. Siedzę i patrzę na ten i inne Panaryfowe obrazy i myślę sobie o tej garści ziemi. I odkrywam nagle, że i ja noszę w sobie garść ziemi, jakiś piach z plaży moich rodziców. Będąc, zwyczajnie będąc, cytuję ich. Ale nie tylko ich, bo przecież mam w sobie garść piasku od wszystkich, którzy już tutaj byli przede mną. Przyjemność sprawia mi podkreślenie w myśli: „dosłownie wszystkich”. Ta przekrojowość obrazów Ryfy każe mi myśleć o geologii, każe pchać się w oszałamiającą dosłowność, w kamienie, kości, skamieniałości, każe schodzić głębiej i głębiej: w przeszłość, w ziemię, w siebie.
Bo świat trzeba przekrawać. My podświadomie przeczuwamy stojącą za światem prawdę, przyczynę, cel, jak zwał tak zwał. Ale żeby te rzeczy wyszły na wierzch, trzeba – właśnie – kroić. Problem w tym, że my wszystko obserwujemy z zewnątrz a narzędzia do przekrojów są drogie i trudno, choć powszechnie dostępne. Jedynym odcinkiem na jakim mamy dostęp do miąższu, do wnętrza świata i jednocześnie jedynymi narzędziami do tych obserwacji jesteśmy my sami. Konkretniej nasze własne, inne dla każdego z osobna obserwatorium, które nazywa się „ja”. Przecież przenikliwość spojrzenia rodzi się w środku, rodzi się z naszej ciekawości i dociekliwości. I jasne, dzielimy się tym z sobą, pomagamy sobie nawzajem, ale nie zmienia to faktu, że moje oko jest moje, a Twoje jest Twoje i patrzenia przez to moje muszę nauczyć się sam.
Przez to myślę sobie nieraz, patrząc na to, albo inne malarstwo, że im więcej prawdy malarz mówi o świecie, im głębiej dociera, im zawzięciej maluje pejzaż, tym bardziej i dokładniej maluje siebie samego, jakiś rodzaj portretu, w którym ten który patrzy i to, co widzi są jednakowo obecni. I gdy patrzę na obrazy Krzysztofa, myślę sobie zawsze, że on potrafi patrzeć, skoro widzi takie rzeczy.
Jego obrazy pokazują świat skrajnie dosłowny, a jednocześnie metaforyczny, symboliczny, zamknięty w prostych kształtach i kolorach, uciekający od szczegółów, skupiony na prostej prawdzie o tym, co pokazuje: to jest ziemia, to jest woda, to jest niebo. Niech wasza mowa będzie tak tak, nie nie, tylko taką mową da się mówić prawdę. Tak samo jest z tym malowaniem.
niesławny paweł m, syn Marka i Wiesławy.