Type and press Enter.

Bardzo krótko / Kurt Vonnegut / Kocia kołyska

Brawurowa opowieść o pozytywnej roli mitu, o fikcji organizującej rzeczywistość lepiej od samej rzeczywistości. Konfrontacja dwóch zasadniczych światopoglądów, które w ostatecznym rozrachunku okazują się pustą przestrzenią między palcami. Jak to często bywa w życiu, śmiech przykrywa tu tragizm, a zimnowojenna atmosfera zagrożenia łączy się z powojennym uczuciem tymczasowości i oderwania.

W charakterystycznych dla Vonneguta oparach absurdu łatwo może umknąć najważniejsza lekcja „Kociej kołyski”, w której fikcyjna religia fikcyjnej społeczności obnaża słabość i bezsens wszelkich form plemienności, czyli organizowania się w zbiorowości na podstawie zewnętrznych przesłanek, przy jednoczesnej niemożności wzniesienia się ponad jej rytuały i uświęcone tradycją, lecz bynajmniej nie rozumem myślowe schematy.

Z jednej strony absolutna niepoprawność polityczna tej książki lewicującego bądź co bądź autora (przekładanego dla Polaków przez prawicującego tłumacza) przynosi powiew świeżości. Powiew okazuje się pochodzić z miejsca poniżej pleców, gdy czytelnik przekonuje się, że wszystkie kobiety w tej powieści są idiotkami, czego nie sposób wytłumaczyć umownością występujących w niej postaci.

To przy tym podróż pospieszna, wręcz nerwowa; narrator niemal gwałtem wdziera się w świat jednej postaci, by za chwilę przyciskać do ściany kolejną, a wszystko to w pogoni za czymś, czego nigdy nie zdoła uchwycić, co czyni biografię twórcy bomby atomowej uniwersalną metaforą życiowego celu, którego nie sposób nie chybić.

Jednocześnie narrator musi budzić podejrzliwość, gdyż okazuje się klasycznym człowiekiem bez właściwości. Sam zastanawia się, jakim cudem ludzie wpuszczają go do swoich żyć i opowiadają swoje historie, skoro jego stosunek do nich jest lekceważący, a jego wypowiedzi nie niosą żadnej treści, jakby były cytowane wprost z Flaubertowskiego „Słownika komunałów”. Jest przezroczysty, pojawia się tylko jako odbicie innych.

I przecież niewychylanie się jako strategia przetrwania również ostatecznie zawodzi, a na dodatek sprowadza życie właśnie wyłącznie do przetrwania, co, przyznajmy, nie jest szczególnie zachęcające. Skoro trzeba było znieść całą litanię wyrzeczeń, by dotrzeć na to przyjęcie, chciałoby się przynajmniej zobaczyć fajerwerki, a może nawet kawałek pośladka.

utracjusz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *