„Nawet nie wiesz, jacy jesteśmy szczęśliwi, że nie wiemy, jak bardzo jesteśmy nieszczęśliwi”
Wybija ćwierćwiecze, kiedy do małej bułgarskiej miejscowości zjeżdżają najprzeróżniejsze dziwactwa: magicy, szarlatani, sześciometrowe węże, diabły przebrane za ormiańskie staruszki. Dzieciak, puszczony samopas z pierwszymi własnymi pieniędzmi, otoczony postaciami rodem z legend albo baśni, stoi, zdumiony, zastanawiając się, którą atrakcję zobaczyć. Wybierze Minotaura, „dziecko z głową byka”, odda piątaka i… nie wejdzie do środka. Scyka.
Minotaura zobaczy dopiero jego wnuczek, który posiada zupełnie niesamowitą umiejętność: wkrada się w cudze opowieści. Wystarczy mu podać rąbek historii, a zuchwale skręci w pierwszą uliczkę dygresji i zgubi się, na zewnątrz udając zainteresowanie, pogrążony w labiryncie tego, co z opowieści chciał wydobyć. Pozna nieopowiedziane; pozna to, o czym się w rodzinnych opowieściach milczy.
Ta umiejętność nadana głównemu bohaterowi ufunduje narracyjne sztuczki Gospodinowa. Na przestrzeni dwu akapitów otwierających podrozdział narrator narysuje dwie perspektywy. W pierwszym pokaże nam porzucone przez matkę dziecko. W drugim już będzie tym dzieckiem. Jego oczami, myślami i dziewiczym strachem opowie historię rozpostartego na cały wiek dwudziesty własnego życia. I powie: “ja jesteśmy”.
Pozostawionym dzieckiem jest to, które w osiem lat później nie zobaczy Minotaura. Łzy, a płacz jest „dźwięcznym wydychaniem strachu”, spłyną po jego policzkach i dadzą „zaczyn chleba smutku”, które nosiło w sobie ono, potem jego syn, beznadziejnie przez całe życie czekający na przydział własnego mieszkania w realiach komunistycznej Bułgarii drugiej połowy XX wieku, w końcu jego wnuk, ten, który wkradł się w tę opowieść. On do sytości posilił się chlebem smutku. Poznał opowieści, o których nie chciał mówić ojciec. On w końcu dostrzegł w sobie zanikanie umiejętności wkradania się w cudze opowieści. Ta urealniająca tę postać diagnoza nie tylko stała się eskalacją jej smutku, ale również stała się sercem tej powieści.
Bunt przeciwko zapominaniu czyni z “Fizyki smutku” swoiste silva rerum. Z chaosu rzeczy wyjętych z potopu czasu Gospodinow ułoży tyleż (pozornie) nieważne, co definiujące człowieka i człowieczeństwo wspomnienia. W swojej kapsule, którą zaczyna tworzyć, kiedy dowiaduje się, że jego umiejętność wnikania w cudze opowieści zanika, zawrze mnóstwo rozmaitości.
Będzie w niej spis odpowiedzi na najgorsze pytanie wszech czasów, czyli „jak się masz?” (chyba najpiękniejsze: „Trochu chory, jutro grzebiem”). Będzie opowieść o beznadziejnie zakochanej w Alainie Delonie Żuliecie, która co wieczór wystaje pod małomiasteczkowym kinem, czekając na filmowego amanta (Gospodinow opowie w rozmowie, którą przeprowadził z nim Michał Nogaś, że zaproszony do włoskiego miasteczka Sora na spotkanie autorskie, usłyszy, że tam również – tyle, że autentycznie – przydarzyła się dokładnie taka historia…). Stworzy pokrótki opisczłowieka dla istot po końcu świata. Zawrze w kapsule spis tablic informacyjnych z Muzeum Sztuk Pięknych w Rouen i w ogóle wszystko, co wydaje się, że nieważne.
Myślę o tym, po co została napisana „Fizyka smutku”. Książka sprzedana w Bułgarii w bodaj siedmiu wydaniach, od razu uznana za kultową. Gospodinow w wywiadach wypowiada słowa swojego ojca – człowieka z pokolenia, które nigdy nie zdobyło się na opór, które biernie przyjęło to, co przyniósł los. Zdanie człowieka, którego jedynym buntem było słuchanie potajemnie w kuchni Radia Wolna Europa brzmi donośnie, jak głos starca, który – mimo iż o jeszcze silnym głosie i wyprostowanej sylwetce – nie sprostał wymaganiom wieku i musi odejść w cień, niespełniony, nie wie bowiem, za czym tęsknił: „Nawet nie wiesz, jacy jesteśmy szczęśliwi, że nie wiemy, jak bardzo jesteśmy nieszczęśliwi”. Parafrazując tytuł książki Bieńczyka, można chyba uznać, że powieść
„Fizyka smutku” rehabilituje zapomniane. Postaci i rzeczy. Nawet metafory. W tej powieści to Minotaur opowie mitologię minionego świata. Bo ilu z nas rozczulił kiedyś los brzydkiego chłopca z głową byka?
Marcin
Powieść ukazała się w minionym roku nakładem Wydawnictwa Literackiego w przekładzie Magdaleny Pytlak.