Type and press Enter.

PRÓŻNIA GO SKONAŁA #6 / Jeden do jednego

Ottokar Dieter, „Jeden do jednego”, Wydawnictwo AWRUK, Kraków, 2022

Literatura to jest jednak wspaniała rzecz! Żyjemy w tym dwudziestym pierwszym wieku i chociaż wszystko zostało już niby napisane, to jednak od czasu do czasu, niby spadająca z nieba gwiazda, pojawia się w czytelniczym pejzażu nazwisko, które przekonuje nas, że jest zupełnie odwrotnie, że są wciąż jeszcze ziemie nieodkryte i dziedziny niezagospodarowane, jest miejsce na nowość, na świeżość, na coś, czego jeszcze nie było! Takie rzeczy nie zdarzają się często, trzeba ich zatem bacznie wyglądać – donoszę zatem z radością, że już niebawem zjawi się okazja do podobnych przeżyć – już jesienią do polskich księgarń trafi bowiem Jeden do jednego, zaskakująca i świeża książka Ottokara Dietera, zupełnie nowe i świeże odkrycie w dziedzinie pisania dzienników!

Ottokar Dieter, nieznany dotąd szerzej publiczności niemiecki listonosz, krótkofalowiec i realizator dźwięku, zjawia się znikąd, by w skostniały już nieco gatunek, jakim jest dziennik, wlać całe morze świeżości, postawić kolejny kamień milowy. Fakt, że dokonuje go autor nieznany, nieparający się wcześniej pisarstwem w jakiejkolwiek formie, pokazuje jedynie jak gwałtownym i żywym tworem jest literatura! Ale przejdźmy do szczegółów – co stanowi o doniosłości dzieła (nie boję się używać tego słowa!) niemieckiego autora?

Pisanie dzienników jest relacją z własnego życia, wpuszczeniem odbiorcy w rejony nieraz intymne i trudne, to przebywanie z nim sam na sam, prowadzące – niejednokrotnie – do odkrycia pewnego braterstwa między tym, który pisze, a tym, który czyta. Relacja z życia, nigdy nie będzie jednak pełna, wierna i dosłowna, choćby autor starał się najbardziej i siódme poty z siebie wyciskał, nie pokazuje nam wcale swojego życia, ale jedynie swoją tego życia interpretację. Do tego życia docieramy pośrednio, co utrudnia to przeglądanie się, dostrzeganie podobieństw. Dieter postanowił całkowicie odrzucić element tego pośrednictwa, zdecydował się pokazać swoje życie nomen omen jeden do jednego.

W wywiadach podkreśla, jak trudnym było to zdaniem – najwięcej problemów nastręczała ciągła wymiana baterii w dyktafonach, a trzeba wiedzieć, że autor symultanicznie korzystał z trzech urządzeń tego typu. Pierwsze nagrywało, drugie było w stanie gotowości na rozładowanie się baterii w tym pierwszym, trzecie zaś uruchamiane było w międzyczasie, tak, by nie stracić nawet sekundy podczas zamiany głównych urządzeń nagrywających. Rejestracja trwała przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, wliczając w to sen pana Dietera (okazuje się, że autor mówi przez sen!).

Nagranie rozpoczęło się w samo południe siódmego lutego 2013 roku i trwało dwie doby, trzy godziny i czternaście minut, zakończyło się zatem dziewiątego lutego o godzinie 15:13. I choć czas ten wydaje się być wyjątkowo krótki jak na prowadzenie dziennika, objętość książki jest doprawdy imponująca – to nieco ponad osiemset stron wypełnionych szczegółowym i bliskim, niemal podskórnym obrazem człowieka. Obrazem, jakiego w kulturze jeszcze nie spotkaliśmy.

Sam autor mówi o Nowym Humanizmie, o potrzebie oddania człowiekowi jako takiemu sprawiedliwości, sprawiedliwości poprzez wierność i brak zakłamania i przekrzywień w pokazywaniu jego życia. Nic co ludzkie nie jest mi obce, powtarza i utrzymuje, że człowiek jest człowiekiem tylko, jeśli przedstawimy go w pełni. To nowe podejście do dziennikopisarstwa prowadzi czytelnika w rejony niejednokrotnie trudne i ciężkie, wstydliwe, przekraczane są kolejne granice, odbiorca trafia w świat twórcy i może czuć się jak intruz, ale trzeba to w sobie pokonać, w końcu jest tutaj na zaproszenie autora. Czego można się spodziewać?

Zarówno czwartek, jak i piątek są dniami roboczymi, zatem wraz z pisarzem wyruszamy na ulice przedmieść Berlina, które Ottokar Dieter przemierza na swoim wiernym towarzyszu – czarnym, nieco już wiekowym i skrzypiącym rowerze. Rozdziały pracownicze są zatem w dużej mierze wypełnione transkrypcją odgłosów zmęczenia – sapania, westchnień, sporadycznych splunięć, przerywanych od czasu do czasu krótkimi rozmowami z adresatami dostarczanych listów. Z rzeczy ciekawych możemy wymienić cztery ataki psów, z których jedno skończyło się pogryzioną nogawką, a także zaskakujący, nieco pikantny fakt, że jedna z adresatek, jest kochanką Dietera. Czytamy dokładny zapis ich rozmów, a potem, no cóż – najdokładniej odtworzoną scenę miłosną w historii literatury!

Tutaj na marginesie trzeba podkreślić radykalizm autora. W jednym z udzielanych wywiadów przyznaje, że po umieszczeniu szczegółowego opisu poczynań z dnia 7 lutego 2013, miał sporo kłopotów – mnóstwo pretensji od byłej już kochanki, a także poważną rozmowę z jej (także już byłym) mężem. Wiedział, że opublikowanie tych pikantnych szczegółów przyniesie przykre konsekwencje, jak jednak mówi, Nowy Humanizm wymaga poświęceń i ofiar, prawdziwa sztuka nigdy nie była łatwa!

Ale wracajmy do treści – po dość żmudnych rozdziałach pracowniczych przychodzi pora na czas wolny, który przynosi burzliwe zmiany w dalszym przebiegu opowieści. Autor zjada niezdrowe jedzenie na mieście, co sprawia, że od mniej więcej osiemnastej godziny pojawiają się u niego pewne nieprzyjemne dolegliwości żołądkowe, z którymi borykał będzie się aż do końca książki, poświęcając im bagatela łącznie dwieście stron! Wiemy już, że mamy do czynienia z pisarstwem odważnym, bezkompromisowym i radykalnym – tutaj nic się nie zmienia. Niesmaczne szczegóły, dokładne opisy panadieterowej katorgi, to moment jakiego nie znajdziemy w historii literatury!

Nie chcę tutaj streszczać całości wydarzeń, wspomnę może jeszcze tylko o tym jak pan Ottokar Dieter pięknie mówi przez sen! Owe senne, nocne rozdziały to moment, w którym niemiecki twórca sięga do poziomu Finneganów Trenu, wylewając przy tym niczym nieskrępowany strumień świadomości! To trzeba przeczytać!

Lekturę, z ręką na sercu polecam każdemu miłośnikowi dzienników i autobiografii – to jest przełom, początek nowego podgatunku, Dieter przeciera szlaki, pozostaje czekać na marnych naśladowców. Po jego Jeden do jednego powinien sięgnąć każdy miłośnik literatury, oto bowiem na naszych oczach zjawia się coś niezwykłego, przełom – być może nie doczekamy drugiego takiego wydarzenia. Już wczesną jesienią, na początku października w księgarniach!

Dziękuję wydawcy, małemu, krakowskiemu Wydawnictwu AWRUK za udostępnienie książki do recenzji.

niesławny paweł m, syn Marka i Wiesławy!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *