LINK DO PLAYLISTY: https://www.youtube.com/playlist?list=PL6J5qBy7Rdm-kS93655BxTjTItsSpTXhU
Jako, że każdy, kto dba o zbawienie duszy, mniej lub bardziej troszczyć się winien także o ciało, wszak w ciele zgnuśniałym, gnuśnieje i dusza! Żeby ciało było zdrowe, trzeba tedy utrzymywać jego członki w dobrym kształcie, przecież dane nam one zostały zaledwie w dzierżawę! Zatem w trosce o nasze i Wasze członki ustawać nie będziemy!
Dziś nowy plan treningowy w Pakerni pod Ulanym Morświnem – zwie się „Trąby Jerychońskie”, lecz nie drżyjcie – złowieszcza nazwa kryje całkiem przystępne wnętrze, chyba, że komuś obrzydły saksofonowe jazgoty. Bo to saksofon właśnie i rytmiczne weń dęcia, stanowią szkielet planu ćwiczeń na najbliższy tydzień! Bierzmy się zatem za radosne pląsy!
THE COMET IS COMING – SUMMON THE FIRE
Na pierwszy ogień idzie londyńska grupa The Comet is Coming, lawirująca gdzieś pomiędzy jazzem, elektroniką, funkiem, rockiem i zapewne jeszcze kilkoma innymi gatunkami – i całe to lawirowanie daje się odczuć już w tym pierwszym utworze. Ile tu energii, ile życia, radości, ruchu! Człowiek niemal odruchowo, sam z siebie bujać się zaczyna – jakże sprzyja to wszelakiej maści ćwiczeniom, cały problem w utrzymaniu morderczego tempa utworu przez całą jego długość!
A gdzieś pod koniec pojawia się totalnie magiczny i niezwykły, euforyczny wręcz moment – w kulminacji saksofon zaczyna wypluwać tylko jeden, pojedynczy dźwięk, skandować go, jakby muzyk pogubił nuty i postanowił po prostu rytmicznie piszczeć aż do końca jeden ton. Jakie to jest dobre!
THE COMET IS COMING – BLOOD OF THE PAST
Drugi utwór od Kometek to już sprawa zgoła inna – ustawiczna ciężka rytmika, podbijana jedynie niskimi, dudniącymi basami, znacznie mniejsze tempo, znacznie więcej przestrzeni, można zamknąć oczy i oddać się powolnemu, rytmicznemu kołysaniu, oczekując przy tym powrotów niskich, dudniących partii i rozpiętego nad nimi jazgotu. Parę wdechów, parę wydechów, oczyszczony umysł i bujanie się z szeroko zamkniętymi oczami, to jest bardzo dobra rzecz.
RIMBAUD – POTOP
Zmiana wykonawcy! W uszkach szanownych Państwa gości właśnie polskie trio – Tomasz Budzyński, Michał Jacaszek i Mikołaj Trzaska, które kilka lat temu wydało płytę totalnie niesamowitą, godną wszelkiej uwagi i słuchania, słuchania, słuchania! Panowie postanowili zmierzyć się z poezją legendarnego Artura Rimbauda, nie bawiąc się przy tym w półśrodki. Szumiąca, ciężka elektronika Jacaszka, nawiedzone okrzyki Budzyńskiego i – to, co interesuje nas dziś najbardziej – bezpardonowe, totalnie surowe i odważne dźwięki wypluwane przez saksofon Trzaski! Całość składa się na jedyną w swoim rodzaju mieszankę, którą trzeba, trzeba, trzeba usłyszeć!
A do ćwiczeń słuchamy Potopu, utworu niezwykle rytmicznego, rozbujanego w umiarkowanym, wyraźnym tempie, sprzyjającego rozkołysanemu bujaniu. Warstwa liryczna robi dodatkową robotę, bardzo jest plastyczna, zamyka się oczy i widzi się wszystkie te rzeczy, te pustynie tymianu! No i kulminacja na końcu! Coś pięknego!
MORŚWIN – STARY SKOŃCZONY
Nie odchodzimy daleko, wciąż pozostajemy w dziedzinie poezji, bo oto oczom (albo i uszom) naszym ukazuje się Morświn i jakże wspaniały i okazały to Morświn. Kolejne, drugie z rzędu trio – tym razem za struny basowe szarpie Małgorzata Tekiel, niczym skowronek śpiewa (i teksty pisze) Marcin Świetlicki, jednak nas dziś najbardziej interesuje Paulina Owczarek – sprawczyni dęć saksofonowych!
Ileż niepokoju wnosi nam tutaj ten postrzępiony utwór! Jakie piękne szarpanie, jakie okrzyki ochrypłe, jakie gwizdy, jakie jazgoty! No przecież ucho aż się na całą tę kakofonię cieszy! Wszystko to wymaga wzmożenia intensywności ćwiczeń. Lirycznie jest pięknie, dowiadujemy się mianowicie, że ze Świetlickiego to jest niezły gagatek, co to niby już stary i skończony i na spacerze z psem, ale jednak groźny, jednak niebezpieczny, jednak trzeba nań uważać, szczepić się, chronić rodzinę! Uważajcie tam na tych poetów, psichbratów!
CHARLIE PARKER – BLOOMDIDO / CANNONBALL ADDERLEY – BOHEMIA AFTER DARK
Zaraz po tej podwójnej porcji liryki, niejako w formie lekarstwa, cobyście Państwo wzdęć nie dostali, podwójna porcja jazzu w wydaniu klasycznym. Dwóch bebopowych kowbojów – Charlie Parker, zwany Birdem, oraz Julian Edwin Adderley, zwany Kulą Armatnią. Oba nagrania pochodzą z lat pięćdziesiątych zeszłego wieku. Mocny, wyraźny rytm, melodyjne, wysokie trele i dużo, dużo pogody i zabawy dźwiękiem. Niechże będzie to też zabawa ruchem!
COLIN STETSON – BETWEEN WATER AND WIND
I na koniec kolos! Colin Stetson to jest dla mnie szczyt tego, co z saksofonem zrobić da się! Techniczny mistrz i totalny purysta – ile tam mikrofonów w trakcie nagrywania, ile dbałości o to, żeby przenieść na płytę dźwięki instrumentu (i ciała!) jeden do jednego! Technika cyrkulacyjnego oddechu (czy jak się to tam nazywa) pozwala mu grać gigantyczne, nawet kilkunastominutowe utwory, w których nie znajdziemy żadnej przerwy w dęciu, żadnej przerwy na wdech. To jest wręcz kaskaderskie wykorzystanie saksofonu!
Ustawiczny, niski rytm, trzask klap instrumentów, odgłosy tupania, nagłe jazgoty wyrywające się z tej otchłannej, metalicznej czeluści brzmienia i… wokal! Bo tak, Colin Stetson grając swoje gigantyczne, zatrważające rozbudowaniem utwory, gdzieś między wdechami (które słyszymy jedynie w tle, jako sugestię, że to nie maszyna a człowiek tłoczy powietrze w blaszane odmęty tych rur dudniących!) znajduje jeszcze przestrzeń na śpiew. Śpiew, który przetłacza przez cały ten dudniący labirynt, nadając mu przy tym niemal widmowy wydźwięk.
I to jest piosenka na koniec ćwiczeń. Rytm ustawiczny, średnio wymagający, tak żeby sobie trochę odpocząć, spokojnie zakończyć ćwiczonka.
_____________________
Za tydzień widzimy i słyszymy się znowu, pamiętajcie jednak, że Pakernia pod Ulanym Morświnem działa przez siedem dni w tygodniu i czynna jest przez całą dobę, za ćwiczenia można wziąć się o każdej porze. Bierzmy się tedy i walczmy o lepsze jutro dla swych ciał i zamkniętych w nich jako w więzieniu dusz udręczonych!
Z niskimi ukłonami, niesłynny paweł m, syn Marka i Wiesławy.