Type and press Enter.

WIERSZE PODEBRANE #12 / CZESŁAW MIŁOSZ / W SZETEJNIACH

„Ty byłaś mój początek i znów jestem z Tobą, tutaj gdzie nauczyłem się czterech stron świata” napisze Miłosz w 1994 roku. Ma wówczas 73 lata i wspomnieniem wraca w dzieciństwo i rysuje wyćwiczoną przez lata poetycką linią obrazy, na które składa się wiersz „W Szetejniach”.

Przed sobą ma jeszcze mnóstwo lat, kilkadziesiąt do napisania wierszy, kilka tomików i nagród, lecz mimo to pobrzmiewa w jego linijkach już ton chęci niemożliwego powrotu, ale nie – żalu. Nie ma żalu w starym poecie o to, że czas minął. Jeśli jest niepokój, to jest to kolejne kruszywo, następny karmiciel poezji. I jeśli znam jakąkolwiek z Miłosza naukę, a nie tylko czytanie, które budzi naprzemiennie zazdrość, podziw i zdumienie, to jest to nauka o braku odczuwania żalu.

Żal zastępuje Miłosz zamyśleniem i ono – dla mnie – toruje drogę przez kłębowiska znaczeń i pozorny patos retrospektyw aż do miejsc, w których znajduję spokój. Zwykły spokój czytania poezji.

I w moim odczuwaniu wygląda to tak, jakby każdy quasi-dystych pierwszej części wiersza rozwijał plenery rodzajowych scen, których domyślam się, z butną satysfakcją tego, który nie wie, że się myli, ale woła głośno i nie wstydzi się wołania. Czy początkowy fragment mówi o Litwie, matce, a może pierwszej nauczycielce? Jak wygląda detal rysowanego pośpiesznie pomerium krainy oznaczonej, jakby różą kierunków, Rzeką, Lasem, Świętym Brodem, Kuźnią i Promem? Nie wiem, jak smakuje tatarak, ani nie słyszałem starych pogańskich pieśni. Przeczuwałem może niepokój oraz znam „słońce pogodnych wieczorów”, które dogasa ponad linią drzew, za pagórkami tego miejsca, skąd czytam, tak – w jakiś mityczny sposób – podobnego do Szetejniów. Czy to za mało, aby przeniknąć do serca wiersza? Nie wiem.

Podobnego dlatego, że Szetejnie dzięki słowu Miłosza stają realne, ciepłe i żywe w swoim obrazie. I dlatego, że przywołują na myśl: dziecięce polowania na żaby, którym nadawaliśmy imiona; przyjaciela, który przepadł w zamęcie czasu; złoto żniw, którym przewodził tata; ciepło świątyni i zapach kadzidła w majowe wieczory wśród wrzawy modlitwy, a także tych, których twarze pamiętam za mało.

W miarę przepływania tych obrazów pojawia się część trzecia wiersza, znacząco inna niż dwie poprzednie. Jak ją nazwać i czy trzeba? Brzmi niby obrachunek, jak początkowe zamyślenie wyrażone już dosadnie, spójrzmy:

„Wybiegłem o letnim świcie między głosy ptaków i wróciłem, a między chwilą i chwilą

 napisałem dzieło”. Może tak się dzieje, że pomiędzy chwilą i chwilą dokonuje się rzecz, jakby w mgnieniu oka, trochę obok nas?

I dalej: „Teraz myślę, że dzieło jest zamiast szczęścia i że zostaje skażone litością i grozą”.

Ale czy każdy z nas tworzy dzieło? Czym ono jest? Tysiąc stronicową księgą wypełnioną znakami, których nie umiemy napisać lepiej, choć chcielibyśmy? Tęsknotami zamienionymi w niemożliwe pragnienia? A może jednym jest nasze dzieło – odnalezieniem spojrzenia tej osoby, która potrafi przebaczyć i dalej, w niezasłużonej łasce, nawet więcej niż przebaczyć? Nie wiem.

Ale czy chwilę, która teraz trwa, odważę się pomyśleć za parę lat bez żalu, z wdzięcznością? Jakakolwiek jest, tak.

 

Czesław Miłosz, W Szetejniach

I

Ty byłaś mój początek i znów jestem z Tobą, tutaj gdzie nauczyłem się czterech stron świata.

Nisko za drzewami strona Rzeki, za mną i budynkami strona Lasu, na prawo strona Świętego Brodu, na lewo Kuźni i Promu.

Gdziekolwiek wędrowałem, po jakich kontynentach, zawsze twarzą byłem zwrócony do Rzeki.

Czując aromat i smak rozgryzionej białoczerwonej soczystości ajeru.

Słysząc stare pogańskie pieśni żeńców wracających z pola, kiedy słońce pogodnych wieczorów dogasało za pagórkami.

W zdziczałej zieleni mógłbym wskazać miejsce altany, gdzie zmuszałaś mnie, żebym stawiał pierwsze koślawe litery.

A ja wyrywałem się, uciekając do moich kryjówek, bo bylem pewny, ze pisać liter nigdy nie będę umiał.

Nie spodziewałem się jednak również takiej wiedzy: że rozpadają się w pył kości, mijają dziesiątki lat, a trwa ta sama obecność.

Że możemy, tak jak ja z Tobą, przebywać w krainie wiecznych luster, brodząc w nie koszonych trawach równocześnie.

II

Trzymałaś lejce i dwoje nas jechało jednokonną bryczką w gościnę do wielkiej wioski pod lasem.

Gałęzie jej jabłoni i grusz ugięte pod nadmiarem owoców, ganki domów, ozdobne, nad ogródkami malw i ruty.

Twoi dawni uczniowie, teraz gospodarze, podejmowali nas rozmową o urodzajach, kobiety pokazywały swoje warsztaty tkackie i deliberowałyście długo o kolorach osnowy i odetki.

Na stole wędliny, plastry miodu w glinianej misie, i piłem kwas chlebowy z blaszanej kwarty.

Poprosiłem kierownika kołchozu, żeby pokazał mi tę wioskę, zawiózł na pola puste aż po las i zatrzymał auto przed dużym głazem.

„Tu była wioska Peiksva”, powiedział, nie bez triumfu w głosie, jak to u tych, co są zawsze z wygrywającymi.

Zauważyłem, że jedna część głazu była odłupana, próbowano więc rozbić kamień młotem, żeby znikł nawet ten ślad.

III

Wybiegłem o letnim świcie między głosy ptaków i wróciłem, a między chwilą i chwilą napisałem dzieło.

Choć tak trudno było ciągnąć pałeczkę n, żeby łączyła się z pałeczką u, albo odważyć się na most między r i z.

Trzymałem cienką jak trzcina obsadkę i zanurzałem stalówkę w atramencie, pisarczyk wędrowny z kałamarzem u pasa.

Teraz myślę, że dzieło jest zamiast szczęścia i że zostaje skażone litością i grozą.

Jednak duch tego miejsca musi być w nim, tak jak jest w Tobie, którą prowadził od dziecka.

Girlandy z dębowych liści, sygnaturka w rozwidleniu lipy wzywająca na Majowe, chciałem być dobry i nie chodzić między grzesznikami.

Ale kiedy staram się teraz przypomnieć sobie co było, tylko studnia, i tam tak ciemno, że nic nie można zrozumieć.

Wiadomo tylko, że jest grzech i jest kara, cokolwiek mówią filozofowie.

Oby moje dzieło przyniosło ludziom pożytek i więcej ważyło niż moje zło.

Ty jedna, mądra i sprawiedliwa, umiałabyś mnie uspokoić, tłumacząc, że zrobiłem tyle, ile mogłem.

Że zamyka się furtka Czarnego Ogrodu, pokój, pokój, co skończone, to skończone.

Marcin

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *