Type and press Enter.

WIERSZE PODEBRANE #17 / WIERSZ ELEKTRYMBAŁTA / LEM

Elektrymbałt, ***

 

Chrzęskrzyboczek
pacionkociewiczarokrzysztofoniczny

Apentuła niewdziosek, te będy gruwaśne
W koć turmiela weprząchnie, kostrą bajtę spoczy,
Oproszędły znimęci, wyświrle uwzroczy
A krośliwe porsacze dogremnie wyczkaśnie!

Trzy, samołóż wywiorstne, gręzacz tęci wzdyżmy,
Apelajda sękliwa borowajkę kuci,
Greni małopoleśny te przezławskie tryżmy,
Aż bamba się odmurczy i goła powróci.

Żądny młęciny brądnej, łydasty łaniele,
Samoćpaku mimajki…

Czy literatura w literaturze to jest literatura do kwadratu, czy też pierwiastek z literatury? Chodzi o sytuację, w której postać fikcyjna, sama będąca tworem działalności literackiej, również działalność literacką prowadzi. Czy taka działalność, przez tę swoją podwójność i warstwowość jest powiększona, czy pomniejszona? Jak działa ta soczewka? Jakąkolwiek by nie była, możemy chyba założyć, że jest to rzecz wyjątkowa i ciekawa. Zwłaszcza w przypadku, gdy fikcyjny autor wyszedł spod Lemowego pióra.

Jest w Cyberiadzie takie opowiadanie, w którym Trurl postanawia zbudować maszynę tworzącą poezję – jak ciężki i cenny to proces, przekonuje nas fakt, że żeby takowa mogła powstać, trzeba napisać specjalny program i przeprowadzić symulację całych dziejów – najpierw wszechświata, potem Ziemi, potem zaś samej ludzkości. Żeby móc pisać, choćby po grafomańsku, trzeba mieć za sobą całe to doświadczenie: wybuchy gwiazdowe i obroty milionletnie, bezwładne unoszenie się w bezmiarze wód, wypełzanie na ląd, sny o wchodzeniu na drzewo, potem już idzie z górki: jest ostrzenie grotów, lepienie cegieł, sianie zboża i wymachiwanie sierpem, jeszcze moment i będzie można zacząć pisać, odciskać słowa w glinie, potem plamić papier. Drogi na skróty nie ma!

Siedziała więc maszyna i mieliła całą tę symulację, a jej dzielny konstruktor co i rusz poprawiał ją, dostrajał i sprawdzał tak długo aż maszyna nie oznajmiła, „że ma wszystkiego dość, że życie jest dziwne, a wszyscy podli, że pewno niedługo umrze…”, poznał więc, że maszyna jest już gotowa, skoro gada jak poeta. Tak oto zaczęła się twórczość Elektrymbałta, od której tekst się zaczął.

Cały problem w tym, że ten imponujący, ciekawy i bełkotliwy etap w jego dorobku kończy się dość szybko, bowiem pomiędzy poszczególnymi strofami konstruktor dodatkowo dostrajał i naprawiał swoje dzieło tak, że cała ta niezwykła twórczość zamyka się w niecałych czterech strofach. Potem Elektrymbałt zaczyna już splatać piękne konstrukcje, doskonałe rytmicznie, precyzyjnie zrymowane, opowiadające niejednokrotnie całe historie, całość ma walory estetyczne i etyczne, układa się w twory racjonalne. Jednym słowem wchodzimy w nudny okres twórczości elektropoety.

A mnie porywa właśnie ten bełkot! Czytam go sobie na głos od nowa i od nowa i nadziwić się nie mogę całemu temu pięknu, melodii, skoczności tych linijek! Bełkot tak wiele potrafi powiedzieć. Czy jest, na przykład, lepszy czas na wyznawanie miłości, niż solidny stan upojenia alkoholowego? I czy da się lepiej wyrazić miłość, niż gaworząc, będąc niemowlęciem? Malunki z Lascaux krzyczą głośniej niż połowa historii malarstwa. Nieopowiedziane historie sprzed powstania mowy, legendy zbieraczy i myśliwych sklejane z namiastek zdań i słów ciekawią nas najbardziej – do dziś się śnią zresztą! Okrzyki sprzed świadomości, sznurki pociągane przez nie wiadomo kogo i euforyczne wrzaski w radości albo przerażeniu. We wszystkich tych rzeczach znika mówiący, pozostaje samo mówienie, ten który mówi, stoi jakby obok i jest w nim może więcej słuchacza i obserwatora, niż jego samego.

Tak więc tworzy Elektrymbałt, jeszcze zanim nauczył się tworzyć i mówić na dobre, wypluwa wiersze sprzed poezji, opowieści sprzed opowiadania. Ale jeśli dobrze się w to wczytać, dobrze przyjrzeć, to zobaczymy przecież że są tam i rzeczowniki i przymiotniki i czasowniki, bez trudu dostrzeżemy zdania, jakieś wydarzenia – porsacze na przykład zostaną wykczaśnięte, no i bamba się odmurczy i goła powróci. Bóg mi świadkiem, że na powrót bamby czekam, zwłaszcza, że powracać ma goła! Opowieść bez opowiadającego bardzo wyraźnie pokazuje nam, że świat chce być opowiadany – kompulsywnie wciska nam się w usta, wszystkie ludy na ziemi wiedzą, co to jest pieśń, choć nikt im nigdy nie śpiewał.

I świetne jest to, że tę opowieść wyciska z siebie Elektrymbałt zaraz po zasymulowaniu całych dziejów wszechświata, jak mówi się przez sen, albo zaraz po obudzeniu. Czy da się wtedy kłamać? Opowieść o świecie jest opowieścią jeszcze zanim znajdą się odpowiednio skrojone na nią słowa.

Ale nie ma co za dużo gadać, bo jeszcze zagadam temat – trzeba czytać! Radość z czystego, zwykłego czytania poezji jest tu najważniejsza, proszę sobie parę razy tych kilka strof przeczytać, na głos najlepiej, posłuchać opowieści z dopiero kształtujących się słów. Popatrzeć jak poezja kładzie się grubymi, zuchwałymi pociągnięciami pędzla tuż przed naszymi oczami. Rozczula mnie to i przeraża zarazem. To jest poezja! Prawdziwa armata!

niesławny paweł m, syn Marka i Wiesławy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *