Człowiek drugiej (czekaj, już trzeciej!) dekady XXI wieku coraz rzadziej blednie na myśl o wampirach, wilkołakach, wiedźmach i innego rodzaju strasznym tałatajstwie. Każde kolejne pokolenie odkrywa w końcu, że to, co ekscytowało jego matki i ojców a wcześniej dziadków i babki, na nim nie robi już większego wrażenia. Z zaciekawieniem – jako niedzielny fan grozy – śledziłem zatem tak zwane backroomsy, które zdają się być powiewem świeżości w tym, czego się boimy, wkładem młodego (już nie mojego) pokolenia w dziedzinę straszenia.
Puste, ciągnące się w nieskończoność przestrzenie, niejako „zaplecza” rzeczywistości. Dość intuicyjnie rozumiane przez graczy, którym od czasu do czasu, na skutek błędu w tej albo innej grze, zdarza się wypaść poza mapę – czasem jest tam wielka pustka, czasem puste obiekty, które w grze miały się znaleźć, ale jednak pozostały na uboczu, zapomniane, niewykorzystane. Błądzisz więc po nich bez celu, aż się nie znudzisz – w końcu treści w nich nie ma – a potem wyłączasz grę, włączasz ją ponownie i już – wszystko działa znów jak powinno. Ale co jeśli podobny przypadek „wypadnięcia poza świat” mógłby zdarzyć się w rzeczywistym świecie? Tutaj nie ma możliwości resetu – pozostałoby więc zanurzenie w czystej egzystencjalnej grozie.
Pierwsze Zaplecza przyjęły postać pustych biurowych pomieszczeń połączonych korytarzami. Wilgotny dywan, tania tapeta, niekończące się bzyczenie setek, tysięcy świetlówek. Czy pokolenie wychowane na pracy w korporacjach, z większym niż kiedykolwiek dostępem do komunikacji i z większą niż kiedykolwiek samotnością, mogło trafniej zobrazować wizję swojego piekła?
Zaplecza w popkulturze funkcjonują głównie w przestrzeni sieciowej – krótkie filmy na YouTube, creepy pasty wklejane na grupach na social mediach, małe gry tworzone przez niezależnych producentów, rok temu filmową adaptację zapowiedziało studio A24, natomiast jeśli chodzi o literaturę, backroomsy przenikają do niej strasznie powoli – znajduję jeden-dwa anglojęzyczne tytuły, w Polsce zaś jaskółką są Zaplecza, wypełzłe na jesieni spod pióra niejakiego Dawida Kaina.
Samo pojawienie się tej książki mocno mnie ucieszyło, temat uważam bowiem za bardziej niż ciekawy – zupełnie świeża groza, w literaturze (przynajmniej tej drukowanej) w zasadzie zupełnie nieobecna, terra incognita, wszystko można! Kain serwuje nam egzystencjalny horror w niemal czystej postaci – pustki odzianej w kształt ciągnących się w nieskończoność i bez celu korytarzy.
Główny bohater książki (jest nim sam autor) opowiada, jak w dzieciństwie trafił tam, gdzie trafić nie powinien i zobaczył to, czego nie powinien był zobaczyć – rzeczy, które cieniem położyły się na jego dalszym życiu – dużo pracy wkłada w warstwę psychologiczną – w opis życia z brzemieniem, później z poczuciem winy, z próbą ucieczki, zaprzeczenia, z wielką biernością, którą dopiero w finale próbuje przełamać. Dużo pracy wkłada też w warstwę meta- całej historii, dzięki czemu momentami można się poczuć, jak podczas późnonocnego siedzenia na jakimś wyjeździe i opowiadania sobie strasznych historii.
Kain buduje wizję Zapleczy jako podszewki świata rządzącej się swoimi prawami – na pozór zupełnie chaotycznymi i niezrozumiałymi, bohater podejmuje jednak próbę ich rozgryzienia – i nie chodzi mu tutaj wcale o zrozumienie całego fenomenu, raczej o ratowanie własnej skóry i wydostanie się z tej pułapki. Te niedopowiedzenia, istnienie Zapleczy, jako nadbudowy nad naszą rzeczywistością, istniejącej nie wiadomo w jaki sposób, po co i dlaczego, to jest bardzo dobra sprawa, autor nie chce zbyt wiele wyjaśniać, dzięki czemu ma się poczucie obcowania z czymś niezrozumiałym, przerastającym, obcym.
Momentem przełomowym w życiu bohatera jest chwila, w której zdaje sobie sprawę, że nieświadomie mógł wciągnąć w cały ten bigos innych. No, tutaj pojawia się konieczność konfrontacji, dobrowolnego wejścia w Zaplecza i próby wydobycia z nich kogoś, kto w nich zaginął – przeciwieństwo tego, co przez całe życie bohater robił.
Całość jest w porządku, z pewnością warto sięgnąć po książkę, jako po coś świeżego i nowego na gruncie grozy. Poza tym autor urozmaica historię różnymi meta-motywami, o których mówił nie będę, coby mu straszenia nie psuć, głęboko rozbudowuje też warstwę psychologiczną swoich postaci. Oczekiwałem ciekawej historii z egzystencjalnym niepokojem w tle, w sumie nie zawiodłem się.
niesławny paweł m, syn Marka i Wiesławy.
Książkę do testów na ludziach dostarczyło Wydawnictwo VESPER.