Opowieść o wojnie nigdy nie jest przyjemna. Taka, która łączy biografizm z komentarzem, zazwyczaj zmienia sposób postrzegania podczas lektury. Jest to chyba najbardziej anglosaski przykład literatury obozowej, jaki został umieszczony w nieeuropejskich realiach. Ale też jest to autobiograficzna opowieść dziecka. Wpływa to również na styl – język odzwierciedla traumę autora.
Ballard opiera swoją opowieść na osobistym doświadczeniu okupacji, które miało, zdaniem niektórych krytyków, ukształtować jego pisarstwo. Język oddaje tu surrealizm tej wyjątkowej narracji, urywane wątki, przeskoki myśli i mieszanina opisów, które są osadzone w myśleniu dziecięcym, by zaraz przeskoczyć do smutnego rozliczenia z rzeczywistością okupowanych Chin i moralności ludzi zlagrowanych, czytelnik, który usiłuje wsiąknąć w historię doświadcza zmęczenia i powraca do tekstu jedynie na krótkie fragmenty. Rytm narracyjny idealnie kontrapunktuje trzyletni okres wojennej izolacji.
Doktor, który z jednej strony pomaga chłopcu, a z drugiej bogaci się na ludzkiej krzywdzie – w każdy, nawet najbardziej obrzydliwy sposób – stanowi tylko jeden z wielu obrazów prób przetrwania w świecie zagłady. Paradoksalnie, to oprawcy jawią się jako najbardziej „pozytywni” – pozbawieni emocji, wykonujący rozkazy z chłodnym dystansem.
Problem z tą opowieścią jest dwojaki. Z jednej strony mamy tu dosyć odważne, wręcz propagandowe myśli dziecka rodem z moralitetu VIII-wiecznego, a z drugiej Jim potrafi być boleśnie naiwny. Ta dychotomia nie działa dobrze. Z kolei wątek nieobecności rodziców ma wymiar głęboko symboliczny: chłopiec nie tylko wyśnił wojnę, lecz także został przez nią, w pewnym sensie, wyśniony. Ostateczne pojednanie okazuje się puste i głuche – świat po nim traci resztki życia.
Samoloty, symbol wolności i marzeń, stają się zarazem znakiem totalnego zniewolenia Jima – w końcu to z nich spada bomba. I w tym miejscu warto odnieść się do samego tytułu – również warto wspomnieć Imperium Słońca to imperium bomby atomowej, która kończy wojnę, choć dla umysłu bohatera zaczyna po prostu następną, jeszcze bardziej potworną, co doskonale nadaje kontekstu kulturowego do wszystkich strachów fikcji postapokaliptycznej.
Mimo wszystkich okropieństw wojny, niewiele się zmienia – jedynie bohater. Świetnie pokazuje to kompozycyjna klamra: kino z propagandowym filmem, które zastępuje dawny, utracony dom. Trochę to zapis traumy autora, a jednocześnie eksperyment literacki.

