Type and press Enter.

Historie Zakulisowe #10 / Gramofon, goździki

1
Leciwe wahadło waży minuty przed zmierzchem. Domenico, kupiec korzenny szczelnie oprawiony
w fotel, popędza salutem fajkowych kłębów dumne smaki świata, cierpliwe kolonie zapachów,
korzenie pachnące na oczach, oseski parnego rozkwitu. Cichym, niespiesznym wzrokiem
oprowadza podopiecznych po kładkach gęstego eteru izby – zupełnie jakby doglądał płochliwych
cebulek z akademii dla tulipanów albo królewskiej pensji drogocennych róż.

Oto jest scena.

Śmieją się nasiona granatów, gdy kątem oka mierzy biblioteczkę.
Baśnie o królu Salomonie,
księgi tajemne Paracelsusa,
dzienniki Magellana,
wykazy kompanii wschodnioindyjskiej,
katalogi handlarzy kolonialnych,
Vespucciego pamiętniki podróżne,
złoto oprawiony Kolumb,
almanachy kulinarne,
encyklopedie medyczne,
branżowe okólniki,
pseudorozprawki filozofujące,
księgi rytualnych zaklęć,
stare inskrypcje plemienne,
albumy botaniczne,
tomiki poezji zwanej potocznie korzenną,
poematy o królewskim kardamonie,
pieśni o tymianku,
cykl sonetów goździkowych.

Wschodzi teraz korzenna cup of tea, sjesta rozbieganych marzeń. Łagodną falą opadają
wspomnienia.
Pierwsze degustacje,
nieśmiałe podchody gatunków,
lokalne podróże służbowe do portów, towarzystw kupieckich, kompanii transatlantyckich,
bermudzkie melodie czekających nocy,
setki namiętnych debat z posiedzeń cechu,
radość świeżych dostaw,
radość samodzielnych odkryć,
radość lotnych remanentów.

Ciszej niż niegdyś powraca tęsknota niepożegnana: pielgrzymka do legendarnych Moluków –
mekki niedosiężnej, wspaniale dalekiej, której bał się prawem uprzedzających rozczarowań, której
dlatego niezmiennie pożądał, bez której trudno śnić.

Leniwe ciepło wędruje po ciele. Domenico rozmyśla o podróżach nieodbytych.
Do stolicy marzeń sennych,
w głąb serca Betty,
lat dziecinnych ojca,
dzienników pierwszego subiekta kupieckiej gildii.

Prastara esencja goryczy: mogło być inaczej. Pozostał na brzegu, z napoczętą mapą, przekwitłym
bagażem, wyschniętą żeglarską koszulą.

 

2
Betty nie pamięta zupełnie, od kiedy przychodzi. Wie tylko, że musi być w tym miejscu każdego
dnia. Każdego dnia towarzyszy jej termos z herbatą i miodem – gorący amulet od matki. Czasem
dołącza pies starego Johna, najczęściej – bezdenna nostalgia.

Mówią: zabrało go morze. A on się bawi w chowanego, bo zatęsknił do dawnych droczeń. Tyle
razy żałowaliśmy tej młodości.

 

3
Bledną cienie ludzkich spraw. Domenico pozwala im gasnąć. W asyście tymianku, wanilii i pieprzu
żegna cofnięte słowa, zatrzymane kroki, gesty poniechane, które mogły zmienić granice jego
świata.

Nie zmieniły. Słońce zapada sie pod morze. Piękny, płonący punktualnie kardamon.

Pora zdjąć obrączkę.
Słowa już przeszły przez usta.
Gramofon, goździki, podejdźcie.

 

_________________
słowa: Adam (Mersault)
obraz: Remedios Varo

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *