Type and press Enter.

ZIAD (Zuchwały Imaginacyjny Antropocentryzm Dicka) / Raport Mniejszości / Philip Dick

Trzymam w rękach czwarty tom zebranych opowiadań Philipa Dicka. Podchodziłem do niego z pewną rezerwą, może nawet obawą – tom trzeci, Kopia ojca, wymęczył mnie niemiłosiernie tematyczną jednostajnością. Jak się okazuje – niepotrzebnie! Wyobraźnia Dicka wybucha tutaj na nowo, pisarz powraca do różnorodności i oryginalności swoich pierwszych opowiadań.

Nie tylko wraca – wychodzi ze swoją wyobraźnią na zupełnie inny poziom. Pojawiają się pomysły absurdalne, zabawne i dziwaczne. Stare pomysły: podróże w czasie, powojenne krajobrazy, dziwne odkształcenia rzeczywistości i wizje futurystycznych społeczeństw zostają wzbogacone o elementy nieprzewidywalne. Podobne rzeczy pojawiały się już u Dicka, ale nigdy na taką skalę.

I tak na przykład w Coś nowego dla Nicole, gdzie spotykamy się z futurystyczną wizją konserwatywno-religijnego społeczeństwa, główni bohaterowie to bracia grający Bacha na… pustych karafkach… pojawia się też zwierzę-robot, telepatycznie manipulujące publicznością. W Serwisancie bohater otworzywszy drzwi zastaje tam Serwisanta Świbłów, gościa z przyszłości, przez przypadek trafiającego w przeszłość, rozpoczyna się gdybanie: co to jest Świbeł? W Grze wojennej ziemscy urzędnicy badają ganimedejskie zabawki, czy przypadkiem nie stanowią one zagrożenia dla dzieci, a w Czasie Wesołej Pat po wojnie atomowej ludzkość żyje w małych enklawach i wszystkie swoje siły i myśli skupia na zabawie lalkami, mającej niejako gasić sentyment za utraconym, przedwojennym trybem życia.

Dick w kolejnych opowiadaniach tryska humorem, błyskotliwością, pomysłowością. Dwukrotnie zdobywa się na pewnego rodzaju autoironię, żart z własnego środowiska. W Pająku Wodnym i Orfeuszu na glinianych nogach oglądamy dwa pomysły na podróż w przeszłość. W pierwszym wariancie pisarze science fiction z XX wieku przedstawieni są jako prekognici. Bohaterowie cofają się do XX wieku i sprowadzają do swych czasów jednego z pisarzy biorących udział w literackim zjeździe. Obecność gościa z przeszłości to przygoda cokolwiek zabawna, a Dick świetnie wyobraża sobie ewentualne problemy, na jakie taki żywy eksponat mógłby natrafić w obcym sobie świecie.

W drugim opowiadaniu ludzie uprawiają turystykę chronologiczną. Specjalizacją jednego z biur podróży są wycieczki połączone z niesieniem natchnienia znanym osobistościom z przeszłości. Główny bohater postanawia natchnąć jednego z największych pisarzy SF w dziejach, co jednak nie wychodzi mu najlepiej – zupełnie zraża go bowiem do pisania, tak, że ten pisze tylko jedno nieudane opowiadanie pod pseudonimem PHILIP K. DICK… Opowiadanie opowiada o chrono-turystyce powiązanej z podsuwaniem natchnienia słynnym postaciom…

Czy czwarty tom opowiadań Dicka jest zatem kolorowym placem zabaw z gonitwą zabawnych pomysłów? Nie, rzecz jasna nie. Nawet najzabawniejsza opowieść jest tutaj pretekstem do przedstawienia powtarzających się jak echo u Dicka motywów: zwątpienia w prawdziwość rzeczywistości, wyobcowania, paranoi, moralności…

Czy jest bowiem moralnym zamykanie ludzi w więzieniach, zanim ci dokonają jeszcze przestępstwa (Raport mniejszości)? Jak czuje się człowiek z przeszłości w obcym i wrogim świecie połowy XXI wieku (Pająk wodny)? Jak psuje władza (Rezerwowy)? Jak chętnie, miast stawiać czoła rzeczywistości uciekamy w różne urojenia i wyobrażenia (Wesoła Pat)? Jak media kształtują społeczeństwa (Na modłę Yancy’ego)?… Pytań jest wiele i są one przeważnie ciężkie, co kontrastuje z nieraz zabawną, nieraz groteskową formą scenografią, w centrum jednak zawsze stoi opowieść i to, co się bohaterowi / bohaterom przytrafia.

Litery Dicka to świat w którego centrum zawsze stoi człowiek – zobaczcie tylko – jeśli ktoś cofa się w czasie, to po prostu się cofa, Dicka nie obchodzi wyjaśnienie tego, jak to działa. Podróż w czasie to jedynie pretekst do opowiedzeniu o człowieku. Dick pisze o Świble, ale nie martwi się opisami, bo Świbeł ma służyć tutaj tylko do opisu tego, jak sami pozbywamy się wolności. Monopolistka przejeżdża przez tunel czasowy, ale jego działanie jest nieważne, ważna jest psująca pazerność bohaterki… Dla Dicka ważniejsze jest napisanie, że jego bohater sprzedaje ubezpieczenia, albo że jeździ takim a takim samochodem bo rzeczy te w jakiś sposób kształtują daną postać. U niego człowiek jest jedynym stałym, szczegółowo opisanym elementem. Reszta bywa jedynie naszkicowana, chyba że, tak jak pisałem, służy do wzbogacenia obrazu danej postaci.

Jak to dobrze, że PKD dał się ponieść swojej wyobraźni, że odszedł od pewnej ponurości i ciężaru, od maniakalnego powtarzania jednego i tego samego motywu na rzecz wielkiej świeżości, jaką zalewają nas opowiadania pisane między październikiem 1955 a majem 1963. To jest czysta zabawa, lekkość i przyjemność, nie pozbawiona jednak tego, co u Dicka najważniejsze – głowienia się nad dopasowaniem człowieka do rzeczywistości. Może ta lekkość trochę przez to, że od 1955 Dickowi udawało się już wydawać powieści, opowiadania pisał więc (być może) z większym spokojem, bez tego szaleńczego sprintu, który towarzyszył mu w pierwszej połowie lat pięćdziesiątych.

Wasz Paweł M.
PS – ilustrację pozwalam sobie zatytułować „You came to the wrong neighborhood”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *