Type and press Enter.

Andrzej Kijowski / Dziecko przez ptaka przyniesione

Kto w literaturze najlepiej zmierzył się z fenomenem polskości? Do tej pory sądziłem, że uczynił to Kazimierz Brandys w „Wariacjach pocztowych”. I choć „Dziecko przez ptaka przyniesione”, starsze o cztery lata, nie zmieniło mojego sądu, to jest w tym nurcie pozycją wyjątkową, odrębną, brawurową i – jak sam autor – bezczelną.

Oto jest Dziadek. Dziadek jest właścicielem podupadającego biznesu, czyli luksusowej wypożyczalni powozów, zaprzęgów itd. Okresowo bywa przy tym podobny do innego Dziadka, również wielką literą, czyli do Piłsudskiego. Ma też wnuczka, czyli Dziecko. Dziecko, jak to dziecko, ma na rzeczywistość poglądy nieco od Dziadka odmienne, choć zarazem niepokojąco chwiejne. W opozycji zaś do tego duetu, bo to powieść, którą rozrysowano według ostrych dychotomicznych podziałów, pozostają baby, czyli reszta domowników. Do bab zaliczają się również np. wujkowie, a grupę tę charakteryzuje skłonność do inercji czy też oportunizmu.

„Dziecko przez ptaka przyniesione” to proza poetycka, bardzo rytmiczna, mocno symboliczna i nie mniej porąbana. Stylizacja, celowo jako nawiązanie do dziedzictwa romantyzmu przeszarżowana, trochę mimo wszystko razi i nawet mocno wrośnięta w strukturę dzieła, obficie utwór i siebie samą objaśniająca metanarracja, nie stanowiła dla mnie lekarstwa na to odczucie.

Tyle że estetyczne (czy formalne) wątpliwości schodzą na drugi plan, gdy autor tak pysznie oddaje (bo nie tłumaczy) nasze polskiego ducha porywy. Tragiczną historię narodu obrazuje przy pomocy bohatera oraz jednego z narratorów powieści – Dziecka, bo też porywom często brak dorosłego wyrachowania, a historia (uosabiana przez sąsiadów) wciąż od nowa nie dawała kwiatowi polskiej młodzieży doczekać dojrzałości.

Jest to jednak rzecz dość hermetyczna, bo bez znajomości polskiej historii i (przede wszystkim) historii polskiej literatury czytać by ją trudno. Ja również miałem podczas lektury gorsze momenty, za co nieostrożna dieta część jedynie winy ponosi. I trzeba się zgodzić ze Stanisławem Lemem, iż nie da się „Dziecka” sprowadzić do jednej wykładni, wieloznaczność wmontowana jest w jego strukturę, bo i rzeczywistości nie sposób przyszpilić na wyłącznym znaczeniu.

A jednak można w „Dziecku” odnaleźć i bardziej uniwersalne, wykraczające poza polski grajdołek odwzorowanie centralnego w literaturze modernistycznej konfliktu między starym porządkiem, zbudowanym wokół wartości, transcendencji, zasady porządkującej, jedności „ja”, a nowoczesnym brakiem porządku, szeroko pojętą wolnością, manifestującą się w chaosie, chwiejności czy wreszcie usunięciu władzy rozumu.

I jednak, wbrew niemałym zastrzeżeniom, jest to chyba powieść wybitna, mierząca się z mitem narodowym na nowy sposób, trawestująca sposoby stare i wytarte. Szał romantyczny i szał narodowy stapiają się tu w jeden nadszał, a sekunduje im rozedrgana treść „Dziecka”, pulsująca do tego wszystkiego hipnotycznym rytmem. Polskość jest zjawiskiem pięknym i zjawiskiem strasznym i taka jest też ta powieść, a zatem Kijowskiemu udał się ten eksperyment literacki, nawet jeśli miejscami mieli on czytelnika ciut za mocno.

utracjusz

Grafikę przysposobił niesławny p na podstawie zdjęcia pochodzącego ze strony kijowski.pl.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *