Type and press Enter.

Lemowe solo / „Niezwyciężony”

Podobno gdy raz sięgnie się po Lema, lektura dzieł innych pisarzy nigdy już nie będzie taka sama i rzadko będzie się odtąd kończyć bez lekkiego skrzywienia, uśmiech satysfakcji wywołując od prawdziwego święta. W odniesieniu do pisarza, który dokonał żywota przed jedenastu laty, a fikcję przestał tworzyć przed trzydziestu, jest to tyleż fascynujące, co smutne. Smutek odłóżmy dziś jednak na bok, by zmierzyć się w dużym skrócie z dziełem w powszechnym mniemaniu zajmującym poczesne miejsce w dorobku Mistrza.

Fabuła „Niezwyciężonego” została już opisana w tylu miejscach, że nie widzę potrzeby, by jeszcze raz ją przytaczać. Nie ma zresztą wątpliwości, która z warstw powieści jest dla Lema istotniejsza: fabularna czy filozoficzna. A jednak ta pierwsza wciąga niesamowicie, łatwo zapada też w pamięć, dzięki czemu można „Niezwyciężonego” czytać małymi fragmencikami bez ryzyka pogubienia się.

Przy tym liczne wypowiedzi o tym, że rzecz nie trąci myszką, nabierają obecnie nowego wymiaru, dziś wydaje się ona bowiem jeszcze bardziej aktualna. Konfrontuje dwie wizje, dwie strategie istnienia: jedna każe zdobywać, druga poznawać. Pierwsza z nich owocuje prostym mechanizmem, najlepiej wyrażonym sekwencją: spotkanie z nieznanym – niezrozumienie – strach – agresja, zdobywającą sobie ostatnio coraz większą popularność pod naszym wycinkiem nieba.

Poprzez zbiorowy antropocentryzm swoich bohaterów znakomicie naświetla Lem cywilizacyjny problem o charakterze indywidualnym, czyli egocentryzm, stawiający bariery nie tylko mentalne. Skala jest inna, ale perspektywa pozostaje ta sama i tak samo ograniczona; ja (my) jako centrum wszechświata to postawa poznawcza bardzo wprawdzie naturalna, ale właściwa wczesnej fazie rozwojowej. Większość ludzi nigdy tej granicy nie zdoła przekroczyć. Lem stawia pytanie, czy przejście takie pozostaje w zasięgu zbiorowości złożonej z podobnych jednostek.

Co ciekawe, wykryłem w narracji pewną drętwość. Takie odczucie zdarzyło mi się w związku z Lemem po raz pierwszy. Zdolny do najwymyślniejszych językowych hołubców, tym razem obrał ton prosty i suchy, nad wyraz precyzyjny, ale nieszczególnie atrakcyjny. Co zaś jeszcze ciekawsze, ten sztywny język, pospołu z całą fabułą, widzi mi się jako dowcip autora, szyderczy ukłon do pasa złożony swym równie co język sztywnym ziomkom. Trudno nie zgodzić się z Mistrzem, iż wypełniony bardzo już złym powietrzem balonik należy przynajmniej próbować przekłuć.

Dlatego na końcu dnia, jak mawiają ze oceanem, na placu mojego boju z „Niezwyciężonym” ostaje się jeden tylko zarzut. Brak mi mianowicie jakichkolwiek postaci kobiecych, wykreowany świat okazuje się nie tylko antropo-, ale i androcentryczny.  Wiadomo, bez kobiet źle, a z kobietami niedobrze. Ale chyba jednak ciut mniej niedobrze.

utracjusz

Zdjęcie: www.spidersweb.pl/rozrywka/2013/04/17/sepulki-po-dychu-stanislaw-lem/

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *