Type and press Enter.

Łupieżcza wyprawa na PGA / bede grał w gre

Wszystko zaczęło się od wyjątkowo wczesnej pobudki, budzik dzwonił jeszcze przed szóstą, co, jak na sobotę, jest porą barbarzyńską. Ciąg kolejnych wydarzeń, które pamiętam jak przez mgłę, zawiódł mnie aż na dworzec kolejowy. Pociąg spóźnienia nie miał, kolej jednak najwyraźniej nie przygotowała się na dodatkową falę pasażerów. Podróż dość tłoczna, ale towarzystwo radosnej młodzieży, dobrze wpłynęło na marudne odruchy mej zgrzybiałej duszy. Ani się obejrzeliśmy i już Poznań witał nas, mnie i siostrę, deszczową pogodą. Po napełnieniu brzuszków smażonymi kurczakami w pewnej znanej restauracji, pośpiesznie (deszcz) dotarliśmy do celu naszej tułaczki: POZNAŃ GAME ARENA, nasze pierwsze targi gier. Rozległy pejzaż zabawy, roztoczył się przed nami.

Pierwsze kwadranse były czasem przejściowym: przyzwyczajeniem się do gwaru, nauką poruszania w ścisku i tłoku, zdobyciem orientacji w gęsto zabudowanej przestrzeni. Był to też czas, w którym zdałem sobie sprawę, że nie jestem targetem dla wielu, toczących się tam widowisk.

Najwyższa jednak pora przejść do szczegółów. O ich ułożeniu zadecydowały założenia, z jakimi wybieraliśmy się na imprezę.

GRY
Bede grał w gre, hasło przewodnie wyjazdu do Poznania, zrealizowane zostało w stopniu raczej umiarkowanym. Najpierw zebrałem siarczysty wpierdol od jakiegoś dwunastolatka w bijatyce, której nazwy poznać nie zdążyłem, musiałem się bowiem salwować ucieczką, aby zminimalizować poniesione już i tak upokorzenie. Grało się jednak fajnie, zwłaszcza, że gra oferowała możliwość wcielenia się, między innymi w bohaterów Marvela. Grałem Spidermanem. Gdzie, pytam się, były takie gry, gdy miałem dziesięć lat i o nich marzyłem!?

Las stanowisk do grania w jakąś grę wyścigową (to była któraś Forza, zdaje się) ominąłem szerokim łukiem, gdyż jako wierny fan Sony, mam alergię na gry Xboxowe, ruszyłem więc dalej. Na wielkim telebimie obejrzeć udało mi się rozgrywkę z Gwinta, tytułu zakorzenionego w słynnej, trzeciej części multimedialnego Wiedźmina. Wyglądał świetnie, w dodatku akurat Gwint u mnie „ruszy”, patrzyłem więc z podwójną ciekawością. Szerokim zaś łukiem przyszło mi omijać wszystkie stanowiska promujące gry sportowe, które nie fascynowały mnie nigdy (być może przez traumę, której nabawiłem się w dzieciństwie na wf-ie).

Tak czy inaczej dotarłem w końcu do stanowiska Nintendo, ciekawego głównie przez wzgląd na nową konsolę – Switch – debiutującą przed kilkoma miesiącami. Kolejka do nowej Zeldy (sądząc po opiniach, gra zdobędzie przytłaczającą ilość tytułów gry roku) była niestety za długa, więc nie pograłem, trochę się jednak poprzyglądałem, wygląda pięknie! Dopchać nie udało się też do nowej gry z Mario (nadrobiłem to, fotografując się z wielką maskotką słynnego hydraulika). Przepędziwszy grupę dzieci, udało mi się finalnie dopchać do pada i po raz pierwszy w swoim życiu na Switchu pograć. Gra to Splatoon, całkiem ciekawa i kolorowa strzelanka. I tutaj jednak czekała na mnie sromotna klęska: odwrócona oś Y sprawiła, że nie byłem w stanie się poruszać, ta rozgrywka musiała wyglądać jak moja pierwsza jazda na rowerze bez kółek. Pozostała jedynie ucieczka – panie oprowadzające zwiedzających na stoisku Nintendo były zdecydowanie zbyt piękne, by móc sobie pozwolić na ośmieszanie się w ich oczach!

Ciekawą okazała się wizyta w pawilonie z tzw. grami indie. Mali wydawcy, często polscy, prezentowali tam owoce swojej pracy, można było porozmawiać z twórcami, dopytać o szczegóły dotyczące gier, pograć w nadchodzące tytuły, jednocześnie dzieląc się uwagami z ludźmi zaangażowanymi w produkcję. Najciekawszą grą do jakiej się dopchałem była, mająca wyjść w przyszłym roku strategia czasu rzeczywistego Driftland. Świetny wygląd, ciekawa mechanika i pomysł na uniwersum bardzo przyciągają uwagę. Grało się przyjemnie, zwłaszcza przez wzgląd na ciekawą rozmowę z twórcami na bieżąco komentującymi kolejne rozwiązania.

Niestety nie udało się zagrać w żadną z gier od 11bit studios, firmę, która jakiś czas temu podbiła świat (chyba spokojnie można tak powiedzieć) swoją fenomenalną This war of mine. Na szczególną uwagę zasługuje ich nadchodzący tytuł Frost punk. Gra z pewnością mnie nie ominie, mimo zapału nie zagrałem – statyczny charakter rozgrywki sprawia, że wypróbowanie (a zatem i oczekiwanie na swą kolej) trochę trwa, a ja jestem człowiek niecierpliwy. Klimat będący hybrydą Syberii i dukajowego Lodu, porywa!

Wspomnieć muszę też o tytule Mad Age and This Guy, już sama nazwa mnie do gry przekonała. To dość prosta gra z 8bitową grafiką i mechaniką nawiązująca do słynnej serii o Bombermanie, umieszczona w steampunkowej stylistyce, robiącej ciekawe wrażenie. Naszą uwagę przykuło także Echo od studia Ultra Ultra, gra zbierająca dobre oceny, przyciągnęła mnie zwłaszcza estetyką i ciekawym – zdaje się podejściem do skradankowej rozgrywki. Więcej, w całym tym gwarze, nie zapamiętałem.

INTERAKCJE MIĘDZYLUDZKIE
Wspominałem już o tym, jak ciekawym doświadczeniem było jednoczesne granie w dany tytuł i słuchanie uwag jego twórcy. Ludzie, na których się natknąłem, okazali się być mili i otwarci, kilka razy szarpaliśmy się przez zasieki bariery językowej, każdorazowo jednak spotkanie było miłe i obfitujące w informacje. Dobrze jest jechać w takie miejsce, chociażby tylko po to, by móc mieć kontakt jednocześnie z grą i z jej autorem.

Miałem cichą nadzieję na spotkanie osób z „branży”, prowadzących kanały na YT (bo to najważniejsze, jak dla mnie, medium dzisiejszego gamingowego dziennikarstwa), jakieś przybicie piątki, trzy zamienione zdania i tak dalej, na nikogo się jednak nie natknąłem. W sumie złowienie kilku osób w kilkutysięcznym tłumie wymaga chyba sporo szczęścia, czego wcześniej nie brałem pod uwagę. Siostra dostrzegła kilku, podobno znanych letsplayerów, to jednak grupa, której nie darzę zbyt wielką estymą, żadnego więc nie rozpoznałem.

Całkiem dobrze przebiegały natomiast spotkania z cosplayerami, a raczej cosplayerkami, to raczej w nie celowałem, kilka wspólnych zdjęć zrobić się udało. Mimo, że owoce są, jestem zaskoczony ilością przebierających się osób. Było ich mało, spodziewałem się, że na każdym kroku będzie można natknąć się na kolejne wcielenia znanych postaci. Jeśli chodzi o rozpoznawalność, to zidentyfikować udało mi się tylko dwie figury, w przypadku kolejnych, znów musiałem polegać na wiedzy siostry. Na szczęście ta ignorancja nie przeszkodziła mi w robieniu sobie zdjęć z kolejnymi skąpo ubranymi paniami (choć na zdjęcia z tymi w największym negliżu śmiałości mi nie starczyło).

Złoty medal ląduje jednak w rękach grupy młodych ludzi, odzianych w tubylcze słowiańskie stroje – dresy, futrzane czapki, wskazujące na naszych wschodnich sąsiadów. Cała grupa, w rytm prostego techno wyczyniała niezgrabne wygibasy, co było rzeczą doprawdy wspaniałą, śmiałem się w głos!

https://www.youtube.com/watch?v=kl9gV976x_g

TARGI
Targi okazały się być miejscem wyjątkowo tłocznym i chaotycznym. Przynajmniej dla mnie – nie wyposażyłem się wcześniej w wiedzę na temat rozkładu poszczególnych wydawców w pawilonach i na kolejne tytuły wpadałem metodą na chybił trafił. Zakładam, że wydarzenie to byłoby dla mnie czymś znacznie ciekawszym, gdybym miał mniej lat i / lub fascynował się sceną e-sportową, życiem związanego z graniem Youtuba. Wydarzenie obfitowało w mnóstwo turniejów, starć wyświetlanych na wielkich telebimach i tak dalej i tak dalej, my jednak przechodziliśmy obok nich obojętnie.

Na licznych stanowiskach, w ramach promocji, można było otrzymać różne gadżety, kolejki były jednak długie, a ciskane w tłum fanty trafiały w ręce tych, którzy sięgali najwyżej. Miałbym szansę – pomyślałem – na sięgnięcie w zasadzie każdego trofeum, w tych tłumach nastolatków… jednak i takie stanowiska omijaliśmy. Morze konkursów i różnych aktywności – jeśli tylko ktoś miał śmiałość i ochotę na odrobinę ruchu / zmagań / grania, zabawa i nagrody czekały. Ja, rzecz jasna nie miałem.

Po trzech i pół godzinach, znalazłszy spokojne miejsce, uznaliśmy, że widzieliśmy już chyba wszystko, co zobaczyć chcieliśmy, oraz że to wystarczający czas na aktywne i obfite uczestnictwo w takim wydarzeniu. Czy pojadę jeszcze kiedyś na podobny event? Pewnie tak. Z pewnością dokładnie poznam wówczas rozkład pomieszczeń i stanowisk przed, nie zaś w trakcie wydarzenia, udział będzie wówczas bardziej owocny. Odbyć trzeba też będzie niezbędne ćwiczenia, tak, by nie zbierać batów w pojedynkach z dwunastolatkami…

Miejsce jest ciekawe, tak jak pisałem, najlepszym (poza półnagimi cosplayerkami) doświadczeniem było spotkanie się z „branżą” jakby od środka. Z ludźmi dumnymi ze swojej pracy, opisującymi kolejne szczegóły i mechanizmy, z tym błyskiem w oku, który chyba nieczęsto się zdarza w większości zawodów.

Zmókłszy i ponownie nażarłszy się w restauracji z kurczakiem w nazwie, szczęśliwie (bo z miejscami siedzącymi) wsiedliśmy w zatłoczony pociąg, który sennie kołysząc i brzmiąc nastoletnim gwarem, niósł nas do domu.

Wasz Paweł M
Na głównym zdjęciu grupa hultajów wybiera się na plądrowanie. Zdjęcie zostało wykonane na targach, pozwoliłem sobie nie maskować jednej z pań, zamaskowała się sama. Tło to grafika z gry Bloodborne.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *