Type and press Enter.

Człowiek z Bogiem w imieniu; poeta.

„Dzisiaj większość wierszy to utwory Benna” – napisał jeden z krytyków w 1958 roku, dwa lata po śmierci poety, którego Zdzisław Jaskuła, autor przedmowy do wyboru Nigdy samotniej i inne wiersze, przywołuje w swoim wstępie. Streszczając pokrótce tekst polskiego tłumacza, wyciągając z niego esencję, wydaje się ważną pozycja, jaką Gottfried Benn, urodzony w 1886 roku w Brandenburgii, zajmuje dzisiaj. Recepcja jego twórczości była niebagatelna; może tylko Rainer Maria Rilke, pisze Jaskuła, cieszyć się taką sławą wśród krytyków niemieckojęzycznych, poetów, pisarzy, filozofów, ale także, co ciekawe, socjologów. Benna nie sytuuje jego tłumacz na polski jako „fenomenu czysto poetologicznego”, znajduje go również w innych, wymienionych wyżej, rejestrach.

Benn zaczynał w 1912 od ekspresjonistycznego tomu o tytule Morgue (co tłumaczy się z francuskiego jako „pycha” lub jako… „trupiarnia”). Niemiecki poeta wykorzystał w nim swoje doświadczenia medyczne – tom zapełniony jest scenami z sal lekarskich, a stylistyka niedaleka jest od turpizmu, grawituje w rejonach obrzydliwości i weryzmu.

Jak wielu kolegów po piórze, tak i Benn został wciągnięty w –to co się stało- w Niemczech czwartej i piątej dekady XX wieku. Ten epizod poeta starał się usprawiedliwić w swoich tużpowojennych tomach; ich elegijny i niemal żałobny nastrój doskonale sprawdził się jako (tylko, jak sądzę) ersatz panaceum na udrękę przeszłości.

Linijki z wiersza Co jest złe:

[…] Podróżując, słyszeć nocami uderzenia fal
i mówić sobie, że robią to od zawsze.
Bardzo źle: zostać zaproszonym,
mimo że w domu pokoje są cichsze,
kawa lepsza
i nie trzeba rozmawiać.

Najgorzej:
nie umrzeć latem,
kiedy wszystko jest jasne,
a ziemia lekka dla łopaty.

(przeł. Sława Lisiecka)

Czy jednak, żadną miarą nie posiadając mocy, aby cokolwiek zmienić w państwie rządzonym totalitarnie, jest nadzieja dla poezji? Jest chyba najżywsza, trwa poszukiwanie jej źródła, do którego nie dociera się nigdy. Tragiczne, zbrodnicze czasy, w których przyszło Bennowi, ale też i Celanowi, żyć, zawsze komponują najpiękniejsze poezje. Strach i bliskość śmierci, „mistrza z Niemiec”, prowokują pisarzy tamtej straszliwej doby do wydobywania ze skały poezji jej pierwiastków najczystszych, największą okupionych torturą.

Gottfried Benn zmarł na raka kości w roku 1956 w Berlinie. Zostawił trochę poezji.

Kto jest samotny
Kto jest samotny – w kręgu jest też tajemnicy,

i w powodzi obrazów trwa nieporuszenie,
w ich płodzeniu, rodzeniu stale uczestniczy
ich żar dźwigają nawet jeszcze cienie.

A co się wciąż nawarstwia, to jest mu brzemieniem,
Lecz wypełniony myślą, na chwilę swą czeka,
władny temu, co ludzkie, przynosić zniszczenie,
wszystkiemu, co się parzy na obraz człowieka.

I niewzruszony patrzy, jak inna ta ziemia,
niż kiedyś dana jemu – i co się z nią stało,
bo teraz już ani Zgiń, ani Stań się nie ma,
cichą nań tylko formą patrzy doskonałość.

(przeł. Zdzisław Jaskuła).

Ancel

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *