Type and press Enter.

Wizja całościowa / Isaac Asimov – Fundacja

Do świata „Fundacji” powróciłem po dłuższej przerwie, ale siła jego wewnętrznej logiki wraz z potęgą wizji Asimova sprawiły, że był to powrót bezbolesny. Nawet jeśli w umyśle zatarły się pojedyncze szczegóły, to doskonale pamiętałem, o co toczy się gra i jakie są jej reguły.

Tym razem nareszcie pojawia się funkcjonująca Fundacja, pod którą przygotowywało grunt pięć pierwszych tomów cyklu. Hari Seldon, jej spiritus movens, występuje już tylko przez chwilę, w prologu powieści, który odgrywa ponownie epizod z „Fundacji i chaosu”. Oczywiście, w istocie jest dokładnie odwrotnie, wewnętrzna kolejność chronologiczna poszczególnych tomów zupełnie nie odpowiada bowiem kolejności ich powstawania. To „Fundacja” została napisana jako pierwsza i dała początek całemu cyklowi oraz światowi, stąd kusi mnie, by kiedyś przeczytać całość właśnie w porządku, w jakim Asimov (a w trzech przypadkach inni autorzy) je stworzył.

Sama „Fundacja” przypomina zaś tyle razy dowiedzioną przez historię, a jednak wciąż lekceważoną prawdę: dzieje ludzkie to ciągły proces, którego zasadą jest zmiana; nie ma w nim stałości, są tylko jej pozory. Ta sama prawda ma zresztą zastosowanie i do skali znacznie mniejszej, czyli indywidualnej: procesem jest też każdy pojedynczy człowiek. Tyle że to nie pojedynczy człowiek jest obiektem zainteresowania Asimova.

Kolejne epizody powieści pooddzielane są mianowicie kilkudziesięcioletnimi interwałami, co pozwala autorowi zbudować fascynującą, pełną rozmachu wizję psychohistorii jako narzędzia precyzyjnej inżynierii społecznej. Na tym odejściu od szczegółu tracą jednak postaci, których charakterystyki są pobieżne, a motywacje niekiedy dość niewiarygodne. Taka jest uroda tego cyklu i nie jest to bynajmniej uroda przejrzała, mimo niekłamanego wieku Starej Damy, że posłużę się futbolową analogią.

W tym tomie podejmuje Asimov również bardzo zaawansowaną polemikę z twierdzeniem, że najlepszą obroną jest atak. Gdy wziąć pod uwagę datę wydania „Fundacji”, czyli krótko po zakończeniu II wojny światowej i w środku wojny koreańskiej, czytelną staje się jej wymowa pacyfistyczna. Amerykański pisarz odwołuje się zresztą nie tylko do współczesnej sobie sytuacji politycznej, ale i do historii; śledzenie paralel między Imperium Galaktycznym i Fundacją a Cesarstwem Rzymskim i chrześcijaństwem może przynieść sporo satysfakcji.

A skoro to nie siła powinna być pierwszym argumentem, do kierowania zbiorowością predestynowane są jednostki wybitne, zdolne już w okresie prosperity dojrzeć zalążki upadku. A jako że nie wszystkie kryzysy da się przewidzieć, konieczna jest również umiejętność odpowiedniego na nie reagowania i nietuzinkowego myślenia. I „Fundacja” przynosi przykłady zastosowania nieszablonowych rozwiązań w praktyce, co przypomina mi trochę utwór z innego słynnego cyklu SF, czyli „Taktykę błędu” Gordona R. Dicksona. 

Mam jednak przykre wrażenie, że w rzeczywistości wszystkie nietuzinkowe umysły już od dawna trzymają się z dala od polityki.

 „Fundacja” to przy tym powieść krótka, ale bardzo filmowa. Sam tytułowy tom z powodzeniem wystarczyłby na zmontowanie pełnowartościowej serii dobrego serialu; cały cykl można by przerobić na machinę, której kultowość i komercyjne powodzenie wcale nie musiałyby się wzajemnie wykluczać. I aż dziw bierze, że nikt tego do tej pory nie uczynił. Wprawdzie George Lucas inspirował się podobno światem Fundacji przy tworzeniu swego legendarnego dzieła, ale myślę, że cykl Asimova zasługuje na hołd bardziej bezpośredni. Być może rewolucja w kinematografii, która dokonuje się w tej chwili za sprawą Netfliksa, zmieni coś w tej materii.

utracjusz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *