Type and press Enter.

Najwspanialsza kobieta świata / lektury cotygodniowe

O autorce.

Na pierwszych stronach swojej opowieści Nadieżda Mandelsztam pisze: „W epokach przemocy i terroru ludzie chowają się w skorupie i ukrywają swoje uczucia, ale same uczucia nie dadzą się wyplenić i żadne wychowanie ich nie usunie” – gdzieś dalej z kolei napisze, że tylko urojony system radziecki mógł za zadanie wziąć sobie nie „kształcenie”, a właśnie – „wychowywanie” narodu. I że skrajnie niedorzeczne myślenie o narodzie doprowadziło do jego skarakanienia, bo faktycznie wychowano sobie szpicli, łajdaków, donosicieli, łapówkarzy, płatnych morderców i nocnych grabarzy z sierpem i młotem w głowie.

Następnie Nadieżda pisze, dlaczego serce człowieka – nawet serce martwe – więcej znaczy od wystrzelonego pocisku.

W swoim drugim poetyckim tomie z 1957 r. zatytułowanym Hermes, pies i gwiazda Zbigniew Herbert dyktuje poetycką prozę Mur. Pierwsze fragmenty brzmią: „Stoimy pod murem. Zdjęto nam młodość jak koszulę skazańcom. Czekamy”.

Być może to literackie nadużycie, czytając Wspomnienia Nadieżdy, widzieć jej męża, największego rosyjskiego poetę XX wieku, kiedy wychudzony i z oczami pełnymi dumy i strachu, jak oczy każdego Żyda w czasie ostatniego potwornego stulecia, stoi przed lufami karabinów. Pod murem. Młodości dawno zapomniał – jak pisze jego żona, miewał napady unieruchamiającego strachu. Zaczynał słyszeć głosy. Cholernie się bał, powoli przygotowywał się na najgorsze. Popadał w omroczenie serca. Czekał.

Co jest w tym człowieku najwspanialszego? Może wiara w poezję jak monolit? To, że wyrok na niego wydał osobiście Stalin, a Osip Mandelsztam z tą świadomością żył i nie przestawał tworzyć. I jeszcze to: że raz tylko spróbował popełnić samobójstwo. A potem napisał w wierszu:

Skok. I zdrów. I już po strachu”. I swojej żonie zabronił nawet o tym myśleć, choć wydaje się to całkowicie normalne wiedząc, czego ludziom przysparzał stalinizm. A na każdą jej wzmiankę o wspólnym samobójstwie, najpierw mówił: „Skąd wiesz, co będzie potem? Życie to dar, którego nikt nie powinien się wyrzekać”. A potem dodawał jeszcze: „Dlaczego wbiłaś sobie do głowy, że powinnaś być szczęśliwa?”.

A Nadia była mądra, szczęśliwa – chyba również, ale nie wolno o tym powiedzieć tak głośno, trzeba wyczytać między słowami Wspomnień.

Ta książka to jedno z najwspanialszych świadectw tego przykrego (jakże przymiotniki są małe i niewiele znaczące wobec świadomości tego, że można zniszczyć człowieka…) czasu, ale też szerokie spojrzenie na literacki światek Rosji trzeciej i czwartej dekady XX wieku oraz na życie urodzonego w Warszawie Mandelsztama. W każdym zachowaniu, w tak zwanej codzienności Nadia dostrzegała poetycką predestynację swojego męża. Napisze: „Myślę, że dla poety halucynacje słuchowe są czymś w rodzaju choroby zawodowej” – jak często taka „choroba” powtarza się w życiorysach poetów. Miłosz dał słowa: „Spojrzy w twarz swoich wielkich braci:/ W ich słowach była prawda szczera,/ Powinien wiedzieć jak się płaci,/ Kto z młodu zawód ten obiera” – wyobrażam sobie ten moment, który przeżył chyba również Miłosz, kiedy pierwszy raz otworzył karty księgi i za niedługo cały strach świata zebrał mu się w sercu, bo wiedział, bo już wiedział, że jego powinnością jest zostać poetą.

Co jest niedorzeczne samo w sobie, ale przy tym nieodwołalnie piękne.

Powracając do Muru Herberta, dalsze słowa tej prozy: „Zanim tłusta kula usiądzie na karku, mija dziesięć, dwadzieścia lat. Mur jest wysoki i mocny. Za murem jest drzewo i gwiazda”. Mandelsztam był akmeistą – była to modernistyczna tendencja w rosyjskiej literaturze, która uformowała się i rozwijała w drugiej i trzeciej dekadzie ubiegłego wieku – stała w kontrze do przede wszystkim symbolizmu. Osip bardzo przyjaźnił się z poetką Anną Achmatową, mieli nawet własny język, jak język każdego dzieciństwa, w którym wymyślamy słowa i posługujemy się specyficznym kodem językowym, faktycznie zrozumiałym tylko dla przyjaciół. Tacy byli w czasie terroru – potrafili się śmiać. To niesamowite, że można tak klinem, dbając o uczucia, wchodzić w zasady gry decydentów, aby zapamiętane zostało to, co czyni nam miłość, a nie nienawiść.

Bo honorowane wówczas były, jak w każdym szczurzym świecie, przede wszystkim smród i fałszywe uśmiechy zdradzieckich mord. O jednym z takich skunksów Nadia wspomni: „To jedynie nędzny robaczek, który musiał żyć w strasznym czasie. Czyż człowiek istotnie odpowiada za siebie? Nawet jego czyny, jego charakter – wszystko tkwi w łapskach epoki. To ona ujmuje człowieczka w dwa palce i wyciska z niego kroplę dobra albo zła, taką, jaka jest jej akurat potrzebna”.

O Wspomnieniach.

Osip Mandelsztam został objęty zakazem drukowania, przysporzono mu również wielkich kłopotów w związku ze znalezieniem jakiejkolwiek pracy dla literata, a wszystko przez jeden wiersz – niedrukowany oczywiście, w którym Stalina określa mianem „kremlowskiego górala”, na którego „osetyńską pierś” „miodem kapie każda nowa śmierć”.

Na przesłuchaniu Osip ten wiersz wyrecytował. Musiało dziać się to tak, kilka dni wcześniej: nerwowe poruszanie ustami. Spojrzenie na żonę – jest obok; jest cisza i spokój; w takim momencie nie powstanie wiersz. Potrzeba samotności, ruchu (Osip zawsze chodził, tworząc). I już za moment wsłuchiwał się w daleki głos wiatru, który słyszą tylko poeci. Potem wypowiedział do żony słowa nowego wiersza, które polecił zapisać.

Nadia zbladła, jej serce już wiedziało, że zostanie wdową.

Wyrok zabrzmiał: „izolować, ale zachować”. Pojechała z nim na zesłanie do Woroneża i to jest scena jak ze Zbrodni i kary, kiedy Sonia jedzie za Raskolnikowem na katorgę. Tyle, że Osip nikogo wcześniej nie skrzywdził, a jego kara była niezasłużona. Nadia jest prawdziwą Sonią rosyjskiego świata – niejedyną zapewne z „najwspanialszych”.

Zresztą, ten tytułowy przymiotnik może okazać się nieco fałszywy – ktoś powie, że każdy terror wyolbrzymia uczucie, ponieważ w czasie terroru uczucia w ogóle nie przystoją, są czystą abstrakcją, nie tym, co ma według demiurgów systemu, zostać zapamiętane.

A one na przekór, jak te wszystkie kobiety, którym my, mężczyźni, zawdzięczamy swój szczęśliwy los, idą na katorgę i zawsze pójdą, bo je kochamy i chyba tylko dlatego, choć to dla nas zbyt wielkie dobro. Matki-kariatydy; narzeczone i żony, które „umieją cierpliwie znosić wielkie idee, plany zmieniania świata, wiarę w genialność”; nasze wiecznie objęte troską siostry – na które patrzysz i nieustannie martwiąc się, widzisz: „kruchość, ranliwość, śmiertelność”, a całe ich postaci w mgiełce tendresse – czułości.

I strach staje w gardle, że mogłoby ich nie być, kiedy każde źdźbło ich jest zasługą.

O tym, czym dla mnie są Wspomnienia.

Księgą mądrości, którą napisała niezwykła kobieta. W spojrzeniu na klincz czasu, z którego nie sposób się wydobyć; w spojrzeniu na faktyczne istnienie poety i potrzebie tego anormalnego zjawiska. „Dlaczego ludzie się dziwią, że poeci tak przenikliwie przepowiadają swój los i wiedzą, jaka śmierć ich czeka? Przecież śmierć to najmocniejszy element konstrukcji, któremu podporządkowany jest cały bieg życia. Nie chodzi o żaden determinizm […]”. Ale są Wspomnienia również historią dbałości o drugiego człowieka – o próbach, staraniach, trosce, rzeczach rzadko spotykanych dzisiaj. I o nadziei.

Proza Herberta kończy się słowami: „Drzewo podważa mur korzeniami. Gwiazda nadgryza kamień jak mysz. Za sto, dwieście lat będzie już małe okienko”.

Żaden, żaden, żaden pocisk wystrzelony w czasie kolejnej wielkiej wojny nie powstrzyma Nadziei.

Marcin

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *