Type and press Enter.

UPIÓR OPERY / GASTON LEROUX

Gdy sięga się po Upiora Opery, ma się to dziwne wrażenie, które zjawia się zawsze, ilekroć spotyka się tytuły podobnego formatu. Książka Gastona Lerouxa wpłynęła na wyobraźnię swojej epoki, powtarzana w kilkudziesięciu adaptacjach filmowych i telewizyjnych, w niezliczonych spektaklach i odniesieniach literackich, odbijała się echem przez cały wiek dwudziesty, wciąż wznawiana i wydawana na nowo, dźwięczy do dziś.

Czytanie takich książek odbywa się na nieco innych zasadach niż zwykłe czytanie. Zazwyczaj, gdy dostaję do ręki tytuł, traktuję go jak coś, co musi mnie do siebie przekonać, kupić mnie, zdobyć. Czytanie „dużych” tytułów, albo „dużych” nazwisk, wygląda zupełnie odwrotnie – tytuł musi się obronić, tak jak bokserski mistrz musi bronić tytułu tłukąc kolejnych nieboraków. Jeśli przegrałby zbyt łatwo, byłoby to szalenie rozczarowujące, o co tyle szumu?, można potem pytać. A jak w ringu poradził sobie sztandarowy tytuł Lerouxa?

Piorunujące wrażenie robi tutaj przede wszystkim sama opera – gdy autor opisuje ciemne, kręte korytarze, wijące się gdzieś w jej wnętrzu, ciężko nie wyobrazić sobie trzewi jakiegoś gigantycznego stwora! A w środku młode baletnice, przebiegające na paluszkach z garderoby do garderoby, szczebioczące plotki o cieniu przemierzającym korytarze, gdy nikt nie patrzy. A w środku wpisane w ściany historie zazdrości, konkurencji, zdrad i zawiści wybrzmiewających pomiędzy kolejnymi muzykami. Tajemne przejścia, całe morze szkarłatnych kurtyn, dywanów, zasłon, złote lampy rozjaśniające półmrok niby gwiazdy, białe rąbki spódnic i sukien tancerek i śpiewaczek, jakby zjawy unoszące się w tych w połowie zbudowanych, w połowie wyśnionych korytarzach. To jest niesamowita rzecz, Opera jest tutaj stale obecna a jej gęsty nastrój stale sprawia, że mamy poczucie przebywania w brzuchu wieloryba (i jest to wieloryb niezwykle piękny, trzeba dodać!).

Wielka siła z jaką niespodziewający się niczego czytelnik zostaje powalony na łopatki pochodzi nie tylko z samych opisów, książka jest bogato ilustrowana obrazami Anne Bachelier, majaczącymi gdzieś na granicy jawy i snu, doskonale oddającymi nastrój opowieści, świetnie balansujący gdzieś między ciepłym światłem a nieprzeniknioną ciemnością.

Upiór Opery to opowieść dziejąca się właśnie na tym pograniczu, tam gdzie światło powoli zaczyna blaknąć i rozlewa się ciemność. W tych miejscach może wydarzyć się wszystko – i wydarza się! Gdy autor zaprosi nas już do swojej opery, gdy spędzimy już w niej kilka rozdziałów, nawykniemy do tych barw i cieni, gdy podsłuchamy już przestraszone baletnice, podejrzymy tajemniczą śmierć jednego z pracowników, jednym słowem, gdy się już rozgościmy i sami poniekąd zamieszkamy któreś z operowych pomieszczeń, wówczas można zacząć opowiadanie!

I to opowiadanie porwało mnie bez reszty – może to kwestia tego, że z ochotą w te ciemne podziemia wrosłem, ich historie nie były mi więc obojętne. Opowieść o niemal nadnaturalnie utalentowanej śpiewaczce, o młodym i porywczym (a przy tym zabawnie szlachetnym i naiwnym) arystokracie starającym się o jej serce i o pewnym ponurym i niebezpiecznym widmie zamieszkującym operę, które najwyraźniej także obrało sobie to serce za cel, może brzmieć nieco sztampowo, zwłaszcza, że kultura i popkultura podobne motywy przerobiły już mnóstwo razy, robiąc z nimi to samo co sto prań robi ze swetrem. Ale niezwykłość całej tej opowieści tkwi w jej umiejscowieniu, w tym organicznym połączeniu z murami budynku, w tym, że zdobiona jest ona mnóstwem powtarzanych szeptem plotek, że dzieje się gdzieś na granicy cienia, pośród wszystkich tych ilustracji, balów maskowych, pełnych złota i przepychu występów! Dzięki kompletnemu zanurzeniu w ten jednocześnie ponury i rozmigotany od piękna i sztuki świat, historia porywa i fascynuje.

Leroux jest do tego pisarzem szalenie zręcznym – pomijając już to, jak bogatym światem obudował swoją opowieść – samo opowiadanie jest tutaj zaskakująco dobre. Już we wstępie autor wspomina o dramatycznym porwaniu pięknej śpiewaczki i choć na samą scenę czekać będziemy przez dwie trzecie książki, wiedza o tym, co ma się wydarzyć ciągle wisi nad wydarzeniami książki, tyka jak Hitchcockowska bomba. Z podobnego wyprzedzania faktów i zmian perspektyw autor będzie korzystać przez cały czas, czyniąc całą narrację tworem nader żywym i bogatym.

Co wrażliwszy czytelnik znajdzie tutaj zapewne mnóstwo materiałów do przemyśleń na rozmaite, związane z miłością tematy. No bo czy miłość widmowej szkarady jest w czymś gorsza od miłości pięknego pana wicehrabiego? Bliższe poznanie tajemniczego monstrum to rzecz szalenie ciekawa – ból i rozpacz zrodzone z odrzucenia, paradoksalnie łączą się z pewnymi, wcale nie małymi przymiotami ducha zamaskowanego jegomościa, trzeba o tym pisać oszczędnie, niczego nie zdradzać. Ale sama postać Upiora jest szczęśliwie bardziej skomplikowana, niż można by się spodziewać – a przecież odrzucona miłość i pęknięte serce szlachetnego szkaradztwa byłyby cudownie prostą i wzruszającą opowieścią, łatwym sposobem na przemycanie emocji i wzruszeń. Autor szczęśliwie nie poszedł tym tropem i z tajemniczego, tytułowego bohatera swojej książki uczynił postać złożoną, pełną blasków i cieni, jaśniejszych i ciemniejszych zarazem niż te, którymi namalowano innych bohaterów. Ta mieszanka litości, odrazy, sympatii, niepokoju, ciekawości i gniewu, jakie w czytelniku wywoła spotkanie z zamaskowanym bohaterem, jest rzeczą wyjątkową!

Spotkanie na ringu z dziełem Lerouxa jest doświadczeniem pięknym, choć wychodzę z niego sponiewierany, tytuł broni swoją pozycję bez większych problemów, mimo tego zalewu treści przesyconych grozą i romansem, od których popkultura dziś aż się świeci. Te opowieści, wyblakłe od ciągłych powtórzeń i przystosowane do niezbyt wygórowanych oczekiwań współczesnego czytelnika, widza, albo słuchacza, blakną jeszcze bardziej, gdy zestawimy je z tym ponad stuletnim klasykiem grozy i ponurego romansu! Silnie rekomenduję!

niesławny paweł m, syn Marka i Wiesławy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *