Type and press Enter.

Prawda ku prawdzie / Dukaj / Córka Łupieżcy

Części mają skłonność do całości, każda część zmierza do całości po kryjomu, dąży do zaokrąglenia, poszukuje dopełnienia, doprasza się reszty na obraz i podobieństwo swoje.
Gombrowicz, Ferdydurke.

1.
Jest taki moment w mojej młodości, w którym najmocniej chyba jak dotąd poczułem się uczestnikiem dziejów. Działo się to niemal dekadę temu. Z kolegami, przyszli historycy, dostaliśmy wówczas zadanie: przepisać pewien szesnastowieczny rękopis. Każdy z nas otrzymał skany kilkunastu stron i musiał jakoś sobie z nimi poradzić. To było wejście w zupełnie obcy świat. Przemierzanie kolejnych stron, linijek, słów, próby zrozumienia. Próby ciężkie i wymagające, pełne błądzenia. Jednak coś tam było, coś znajomego, coś wołało.

2.
Córka Łupieżcy
Dukaja. Opowieść o Zuzannie Klajn i jej spotkaniu z dawno zapomnianą przeszłością zostawmy jej samej, niech zostanie na papierze. Wszystko tutaj, również opowieść bohaterki, stoi w cieniu Miasta. A czym jest to Miasto? Właśnie. W tym cały ambaras. Nie wiadomo. Dukaj pomyślał sobie taki konstrukt, czy też twór, który przemierza wszechświat, kopiuje zorganizowane w przestrzeni formy materii (urbanistykę) i płynie dalej. Zupełnie obce i zupełnie znane jednocześnie.

Miasto – okręt z milionem kotwic ciśniętych w czarną noc wszechświata. Idziesz ulicą, skręcasz w prawo i nagle znajdujesz się w innej dzielnicy, w wycinku pochodzącym z drugiego końca wszechświata. Nad głową masz trzy księżyce i obce niebo, wkoło zaś budynki jak z kubistycznych płócien. Tak to wygląda, spacer po tym Mieście. Proszę sobie wyobrazić, dobrze?

Dostałem tutaj to, czego zawsze oczekuję od wszelakiej maści fantastyk: zetknięcia ze światem niestworzonym, zaskakującym na każdym kolejnym kroku. Spotkanie z tajemnicą – po to czyta się takie rzeczy! Sześć lat temu, przy pierwszej lekturze książki uznałem, że to rzecz doskonała. Dziś na kilka rzeczy kręcę nosem, ale sam koncept Miasta czyni z Córki książkę nadal ocierającą się o doskonałość (przynajmniej w warstwie fantastycznej).

3.
Ale całej tej eksploracji towarzyszy głębsza myśl, coś więcej niż stałe zaskakiwanie niestworzonymi krajobrazami i wydumanymi konceptami. Miasto okazuje się być wielkim skansenem. Świadectwem miliardów lat kolejnych historii niezliczonej liczby cywilizacji. Człowiek wkraczać musi w nie z pokorą – nie jest tu pierwszy. Byli inni. Nie jesteśmy zatem aż tak wyjątkowi.

Na tej scenie, raz na jakiś czas zjawiają się kolejni aktorzy przekonani o swej wyjątkowości. Koniec końców jednak natrafiają na ślady swych poprzedników. Na ich architekturę, na ich myśli i – z przerażeniem odkrywają: nihil novi!

d.

To jest opowieść też o nas. Bliźniacze przerażenie i zachwyt (na raz) czułem ślęcząc przed dziesięciu laty nad starym rękopisem wyrwanym z innego, zupełnie obcego świata. Ktoś już był na tej scenie. Ktoś jadł z mojej miseczki.

A ten człowiek, ten z którego pismem musiałem się zmagać, on także patrzył w przeszłość i zdruzgotany odkrywał, że ktoś już tu był. Cały świat, którego niby nie rozumie, ale tak naprawdę rozumie doskonale. Koniec końców każda opowieść mówi o miłości i śmierci. Opowieść ciąży ku opowieści, myśl ku myśli, prawda ku prawdzie.

4.
Ale zejdźmy jeszcze niżej, albo raczej bliżej, należałoby napisać. Staję przed lustrem i patrzę i widzę w sobie ślady mojego ojca. Nie jestem pierwszy. Ktoś już tutaj był. Da Gama, Magellan, Kolumb, On. Odkryto już Amerykę, okrążono Ziemię, zdobyto kobietę, wydeptano ścieżki. Patrzę w lustro i myślę sobie: przecież pamiętam Ojca mającego tyle lat, co ja teraz. On sam rośnie we mnie, napisze Herbert i doda jeszcze jemy nasze klęski / wybuchamy śmiechem / gdy mówią jak mało trzeba / aby się pojednać. Idziemy tymi samymi ścieżkami, powoli, dzień po dniu, coraz więcej w nas z braci. Życie ku życiu, prawda ku prawdzie.

To odarcie z wyjątkowości, choć druzgocące (bolesne jest wyjście z centrum świata, choćby tylko tego własnego), jest także w pewien sposób kojące. Przypomina o wspaniałej rzeczy: nie idziemy sami. Nie idziemy sami. Opowieść ku opowieści.

Wasz Paweł M
Grafika: Giorgio de Chirico, „Zagadka i Melancholia ulicy”, fragment.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *