Type and press Enter.

Otwarte okno / Wierność / Romaniuk

mozaika

Sięgając po Wierność, mieć trzeba na uwadze rzecz jedną: to nie jest biografia. Nie da się, nie sposób z tej książki wyłowić czegoś, co można by uznać za chociażby mglisty kontur pełnej sylwetki Zbigniewa Herberta. Książka, złożona z ponad sześćdziesięciu wspomnień, przedstawia raczej mozaikę, archipelag rozrzuconych wysp, z których każda stara się opowiedzieć tę samą historię w swoim własnym języku.

Jedna historia w sześćdziesięciu czterech ustach, to tak naprawdę sześćdziesiąt cztery historie. Do postaci poety docieramy przez cały zastęp pośredników. Każdy z nich był świadkiem i uczestnikiem różnych okresów, w różnych miejscach, w różnych latach i w różnych okolicznościach się z Herbertem spotykał. Od osób najbliższych, żony, siostry, przyjaciół, przechodzimy przez tłum współpracowników, towarzyszów podróży i kolegów, kończymy zaś na ludziach, którzy zaledwie go mijali, zamieniali kilka zdań, kilka listów. Rozmaite są to wspomnienia.

 

co to jest Prawda?

Nie jest to zatem obraz spójny. Książka spięta w całość przez Annę Romaniuk, nie ma ambicji by stawać się biografią, czy choćby nawet jej próbą. To jest mozaika. Z resztą mozaiką jest każde patrzenie w przeszłość. Nie mamy bezpośredniego dostępu do rzeczy minionych – nawet w badaniu tych rzekomo najbliższych, pośredniczyć musi pamięć, ta zaś jest niepewna. Są jeszcze źródła, zapisy, pamiątki. Te, choć pewne, bywają jednak mnogie, często sprzeczne, często konkurujące o to, które najcelniej i najdosadniej odda prawdę. A co to jest Prawda?

Najbardziej chyba cenię w tej książce to, że jej autorka miała tę świadomość stania na dwu różnych nogach (jak dwie nogi Pana Cogito). Z jednej strony pamięta o niedoskonałości ludzkiej pamięci, z drugiej zaś o niepełności i fragmentaryczności źródeł. Do Herberta, centrum tych wspomnień, możemy się zatem jedynie zbliżać, pamiętając przy tym, że to nie jest droga prowadząca bezpośrednio do niego.

Wiele wspomnień powtarza się, przedstawia tę samą, zabawną, pełną życia, humoru i werwy postać, człowieka otwartego i wygadanego. Choć w trakcie lektury te skrawki wydawały się być najbardziej prozaiczne, zawierały bowiem niewiele szczegółów, czasem jakąś zabawną, wartą uwagi anegdotę, ale niewiele więcej, w końcowym obrazie robią coś ważnego: wydobywają poetę z marmuru. Moje wrażenia z lektury tych fragmentów, zgadzają się z zaskoczeniem wielu wspominających. Idąc na spotkanie z Herbertem, oczekiwali prawdziwego posągu, podniosłego, wielkiego i nieskazitelnego. Spotykali zaskakująco ciepłego, energicznego i zabawnego człowieka. A to niespodzianka!

Są też wspomnienia, które wchodzą głębiej. Dzieciństwo opisane przez siostrę, młodzieńczy romans w ustach uwiedzionej kobiety, kilka opisów kłótni z Miłoszem, kilka wyjątkowo ciepłych zetknięć (głównie z innymi poetami). Jest kilka ciężkich sprawozdań – wszak Herbert w ramach swego radykalizmu (tytułowej wierności) różne sądy wygłaszał, zrażając do siebie nieraz wieloletnich przyjaciół. Jest w końcu najdłuższe z wszystkich wspomnienie (jednocześnie warte największej uwagi), słowa wdowy po poecie, Katarzyny Herbertowej.

Jaka jest końcowa prawda tej książki? Nie ma takiej. Dostałem w ręce sześćdziesiąt cztery zeznania. Często sprzeczne, momentami gorzkie (choć ta gorycz zdarza się tu niezbyt często). I tak, jak pisała we wstępie autorka, chyba spina je wszystkie słowo „Wierność”. Osobiście najbardziej cenię sobie słowa pani Katarzyny i kilku poetów tutaj piszących, jest to jednak mój własny wybór tego, jaki obraz chcę widzieć. Na pewno nie ma tu zbyt wiele obiektywności.

otwarte okno

Pisałem wcześniej o tych mniej i bardziej głębokich wspomnieniach. W żadnym jednak momencie nie zostaje przekroczona ostatnia granica, granica najważniejsza: sam Herbert, oraz to, co Herbert miał w głowie.

O dzieciństwie nie opowiadał prawie nigdy. Podobnie o swoim pisaniu. Mimo, że żona przyglądała mu się, ba, współuczestniczyła w tworzeniu, będąc pierwszym krytykiem, przepisującym później kolejne wiersze, ślizgała się jedynie po powierzchni. To była dla niej tajemnica. Kilka osób wspomina jego notatniki, kilka nawet do nich zaglądało, ktoś towarzyszył mu w wyprawach, ktoś rozmawiał z nim o poezji… Ale to wszystko powierzchnia. Nikt tam nie napisał, jak to się działo, że ten chłopak, a później mężczyzna, taki rezolutny, taki zabawny, z przeszłością raczej ciemną i charakterem ciężkim jak kamień… jak to się działo, że siadał przy biurku i pisał czystą jak kryształ harmonię? O tym nikt opowiedzieć nie umie.

Z każdym tekstem zbliżamy się więc, coraz bliżej, coraz bliżej. Gdy w końcu dociera się na miejsce i myśli, że to już tutaj… otwiera się drzwi, wchodzi do środka i zastaje pusty pokój i firankę powiewającą w otwartym oknie.

Wasz Paweł M

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *