Type and press Enter.

Miłości głos / Maciej Hen / Beatlesi w Polsce

„Beatlesi w Polsce” to rozbudowany reportaż, składający się z grubsza z czterech elementów. Pierwszy i najbardziej odpowiadający tytułowi stanowią opowieści polskich fanów Beatlesów. Bohaterami tych inicjacyjnych kawałków są w większości osoby o znanych nazwiskach, a ich wspomnienia, zazwyczaj zajmujące, obok oczywistych walorów historyczno-edukacyjnych, niosą dodatkową wartość poznawczą, pozwalają bowiem skonfrontować bardzo rozmaite ego. Mianowicie nie każdy z rozmówców Hena, mówiąc o Beatlesach, potrafi istotnie mówić o Beatlesach. Nader sympatycznie wypadł za to na przykład Lech Janerka, którego muzyka bynajmniej mnie nie zajmuje.

Na drugi segment, powiązany blisko z pierwszym, składa się historia PRL, bo właśnie na czas rozkwitu tego chybionego tworu przypada większość opowieści o pierwszych fascynacjach polskich bohaterów książki. Hen przywołuje chociażby kłopoty z zaopatrzeniem i dostępem do tak luksusowych dóbr jak płyty, ale przede wszystkim wykorzystuje węzłowe momenty w historii Polski Ludowej, a nawet Układu Warszawskiego jako siatkę, na którą nakłada elementy trzeciego segmentu książki.

A ten konstytuuje historia samej Czwórki z Liverpoolu, dynamiczne wzloty i przedwczesny upadek najbardziej wpływowego zespołu muzycznego XX wieku. Zahacza Hen o życie osobiste jego członków, pojawiają się nawet elementy plotkarskie, ale najważniejsza pozostaje muzyka i związane z nią okoliczności. Autor zabiera nas więc do źródeł inspiracji Beatlesów, opowiada o tajnych muzycznych pokrewieństwach, wreszcie odsłania proces coraz większej komplikacji twórczości sympatycznych (przynajmniej na zdjęciach) kudłaczy.

I stąd płynnie przechodzimy do ostatniego segmentu, czyli opisów kolejnych płyt Beatlesów. Opisów szczegółowych. Bardzo szczegółowych. Hen daje tu dowody swej rozległej wiedzy muzycznej, poddając analizie i rozkładając na czynniki pierwsze poszczególne utwory i proces ich powstawania. Wrażenie robi na mnie nawet niesłychane bogactwo branżowych metafor i idiomów, którymi żongluje ze swobodą i humorem.

Ale to nie swoboda i humor są kluczową kategorią tej nietypowej monografii, tylko miłość. Podobno książki napisane z miłości są trochę lepsze, a miłość Macieja Hena do muzyki Beatlesów jest niepodważalna. Miłość tę podzielają jego rozmówcy, choć nie wszyscy z jednakową gorliwością. Do tych rozmówców muszę zresztą jeszcze na chwilę powrócić, bo budzą oni rozmaite uczucia, niektórzy wręcz antypatię – jak pan, który ze zmarłej byłej żony uporczywie czyni bezimienną zjawę, czy pani z syndromem wiecznej ofiary.

Nie wiem, czy to celowe zagranie Hena, ale ta galeria ludzkich charakterów jest naprawdę fascynująca i bynajmniej nie stanowi najpośledniejszego elementu książki. Można się w tych osobowościach przeglądać jak w zwierciadle, niekiedy dość krzywym, a zwrotne wizerunki wykorzystać do namysłu, i to nawet nie nad rolą pasji w życiu, choć „Beatlesi” opowiadają przecież o pasji, tylko raczej nad własnymi niedoskonałościami i towarzyszącą im naiwną wiarą, że pozostają one zakryte.

Nie do końca potrafię może tę książkę uczciwie ocenić, bo nie czytuję w ogóle takiej literatury i brak mi skali odniesienia. Mogę tylko mówić o wpływie, jaki na mnie wywarła – a ten jest spory. Uświadomiła mi mianowicie ogrom mojej ignorancji – mnie, który zaskorupiałem w samozadowoleniu i progresywnych klimatach, Beatlesów – podobnie jak Jeffa Lynne’a – mając jedynie za utalentowanych kompozytorów chwytliwych melodii. Książka Hena wywołała we mnie zdrowe poczucie wstydu, które niechybnie zmusi mnie do systematycznego zapoznania się z ich dorobkiem. A to już chyba niemało.

utracjusz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *