Type and press Enter.

Bardzo krótko / Flaubert i „Salambo”

Po raz kolejny muszę obnażyć swą ignorancję: za arcydzieło Flauberta uważa się powszechnie „Panią Bovary”, tymczasem „Salambo”, jak mnie pouczono, to ledwie „’Ogniem i mieczem’ w starożytności”. Ale nic nie poradzę – odnajduję w tym dziewiętnastowiecznym blockbusterze spore wartości artystyczne.

Historia buntu najemników przeciw Kartaginie, rozgrywająca się w III wieku przed naszą erą, rozpisana jest na kilka głosów. Właścicieli tych głosów różni perspektywa, w oczywisty sposób zależna przede wszystkim od pozycji społecznej, łączą zaś niepohamowane namiętności, skutkujące wiecznym niepokojem i pchające do szalonych czynów.

Do tych namiętności dostosował Flaubert narrację: miejscami jest ona sucha i stonowana, szczególnie w naturalistycznych opisach wyszukanych okrucieństw, by rozpalić się wielkim płomieniem w ustępach oddających gwałtowne choć nieskomplikowane życie wewnętrzne bohaterów. Niczym w starożytnych eposach są oni bowiem naczyniami wypełnionymi po brzegi wrzącymi uczuciami i stanowią ledwie igraszkę w rękach bogów. Ci nie pojawiają się tu wprawdzie we własnej postaci, ale ich obecność jest przez cały czas wyczuwalna.

Struktura powieści opiera się na przeciwieństwach: zaznaczona jest nie tylko opozycja między sacrum a profanum, przede wszystkim mocno i po mistrzowsku zarysowuje Flaubert nieustanny konflikt między pierwiastkiem żeńskim, życiotwórczym, uosabianym przez boginię Tanit, a męskim i destrukcyjnym, przedstawionym w postaci Molocha. Nieustanność konfliktu wiedzie zaś automatycznie do wniosku o cykliczności dziejów, wynikającego z naprzemiennych tryumfów przeciwstawnych żywiołów.

Starcie nieubłaganych sił i burzę namiętności trzeba zaś było oddać stosownym językiem. I język ten, piękny, pełen smakowitych określeń, znakomicie oddany przez tłumacza Wacława Rogowicza, istotnie jest podniosły, epicki, bombastyczny, przerysowany. Ten ton wydaje się bardzo adekwatny do czasów, kiedy bohaterowie byli prawdziwymi herosami, bez wsparcia technologii, farmakologii czy budżetów marketingowych.

Warto przy tym przypomnieć, że termin „epicki” nie jest synonimem słowa „rozdęty”; Flaubert mieści się na trzystu stronach z okładem, mimo że nie stroni od bogatych opisów. Te portretują nie tylko sceny batalistyczne, ale i codzienne życie Kartagińczyków, dzięki czemu czytelnik łatwo znajduje się wewnątrz powieści, oddychając jej specyficzną atmosferą.

„Salambo” okazuje się zatem uniwersalną opowieścią o potędze namiętności i gryzącym, niewyrażalnym niepokoju, całkowicie obezwładniającą swą siłą ekspresji. Z tym wszystkim jest to również historia szaleństwa; bo każda wojna jest szaleństwem.

utracjusz

Obraz: Henri Adrien Tanoux, Salammbô, olej na płótnie, 1921

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *