Type and press Enter.

2952 tygodnie na orbicie, czyli Perry Rhodan, nasz człowiek w kosmosie

Kiedy 21 lipca 1969 roku, o godzinie 2:56 uniwersalnego czasu koordynowanego, Neil Armstrong postawił stopę na pylistej powierzchni Morza Spokoju, na Ziemi doszło do globalnego incydentu – do znaczącego kwantowego rozszczepienia odnóg rzeczywistości.

Większość ludzkości, zajęta relacją telewizyjną misji „Apollo 11” lub innymi ważnymi sprawami, nawet nie zauważyła, że jej stosunkowo niewielka, zaledwie kilkumilionowa grupa będzie musiała poczekać na pierwsze lądowanie człowieka na Księżycu jeszcze równe 23 miesiące. Otóż dopiero 20 czerwca 1971 roku podzespoły nawigacyjne amerykańskiej rakiety „Stardust” zostaną celowo zakłócone przez emisję arkońskiego statku badawczego „Aetron”, co zmusi dowódcę misji, majora Perry Rhodana, do rozpoczęcia procedury lądowania awaryjnego na Księżycu. Nie będzie milionów ludzi przed telewizorami, nie będzie podniosłych sentencji – tylko twarda walka o przetrwanie w zabójczym lunarnym otoczeniu.

Jak to możliwe, spytacie? Aby odpowiedzieć na to pytanie, muszę cofnąć się w czasie do 8 września 1961 roku. Tego piątku w kioskach i dworcowych księgarniach Republiki Federalnej Niemiec pojawił się pierwszy zeszyt nowej serii science fiction pod dumnie, aczkolwiek nieco enigmatycznie brzmiącym tytułem, „Perry Rhodan – spadkobierca Uniwersum” (dalej „PR”). Dla większości przechodniów i podróżnych był to zapewne zwyczajny letni poranek. A jednak był to dzień Wielkiego Wybuchu – dzień, w którym powstało Perryversum…

Oczywiście nie tworzy się całego nowego wszechświata bez przygotowań. Zaczęły się one już rok wcześniej w Monachium. Dla dwóch popularnych niemieckich autorów SF, Karla-Herberta Scheera i Waltera Ernstinga, spełnia się marzenie: wydawnictwo Erich-Pabel-Verlag zamawia u nich zeszytową serię fantastyczno-naukową. Zarówno Scheer jak i Ernsting są nieodrodnymi dziećmi złotej ery pulpowej amerykańskiej SF i znają niemiecki rynek od podszewki. Ernsting, początkowo tłumacz z angielskiego, debiutował jako autor poprzez „podrzucenie” swojej własnej powieści jako rzekomo przetłumaczonego dzieła Amerykanina Clarka Darltona (niemieckich autorów SF wówczas w RFN prawie wcale nie publikowano). I pod tym właśnie pseudonimem poznają go przyszli fani. Scheer zostaje redaktorem głównym serii – według jego wytycznych, zawartych w tak zwanych exposé, powstaje niemiecka space opera – barwna, pełna dramatycznych przygód historia ekspansji ludzkości w kosmos.

Marzenia Scheera i Darltona nie są zbytnio wygórowane: jeśli uda się wydać 30 zeszytów, czyli przetrwać na rynku 30 tygodni, będą zadowoleni. W kolejnych numerach opisują więc historię pierwszego lądowania na Księżycu (wtedy to jeszcze odległa przyszłość), podczas którego major Rhodan i jego trzej koledzy mają bliskie spotkanie trzeciego stopnia – napotykają Arkonidów, przedstawicieli jednej z najpotężniejszych ras Galaktyki, którzy utknęli wskutek awarii na ziemskim satelicie podczas poszukiwań tajemniczego „świata wiecznej młodości”. Rhodan, pozyskawszy obcych badaczy jako sprzymierzeńców, startuje w drogę powrotną ku Ziemi.

9055Tylko gwoli przypomnienia: rok 1961 to środek zimnej wojny. Lęk niemieckiego społeczeństwa przed wojną atomową ma bardzo realne podstawy a świat zdaje się być bardzo czarno-biały – jesteśmy my i są ci, za nowo zbudowanym murem berlińskim. Scheer umiejętnie wykorzystuje ówczesne fobie – powrót amerykańskiej rakiety ze zdobyczną arkonidzką technologią na pokładzie prowadzi nieuchronnie ku eskalacji. Jego bohater robi jednak coś, czego się raczej po amerykańskim astronaucie nikt nie spodziewa. Rhodan, świadomy znaczenia odkrycia, którego dokonał na Księżycu, nie ląduje bynajmniej na terenie USA, lecz… na chińsko-mongolskiej granicy. To oczywista zdrada i tak to widzą nawet jego koledzy. Dowódcy „Stardust” udaje się przekonać dwóch z nich o słuszności tak drastycznego kroku – Reginald Bull i dr Eric Manoli zostaną jego wiernymi współpracownikami w tworzeniu trzeciej, absolutnie neutralnej siły politycznej globu, której przyświecał będzie tylko jeden cel: pokojowe zjednoczenie ludzkości i poprowadzenie jej ku gwiazdom. Perry zapobiega przy pomocy Arkonidów trzeciej wojnie światowej i konsekwentnie buduje na miejscu lądowania „Stardust” podwaliny pod przyszłą stolicę zjednoczonej Ziemi. Od teraz nie będzie już Rosjan, Chińczyków, Amerykanów czy Niemców – od teraz wszyscy jesteśmy Terranami.

Seria trafiła szybko do serc czytelników. Z każdym kolejnym wydanym zeszytem rosło zainteresowanie przygodami Terran. Już wkrótce stało się jasnym, że „PR” to strzał w dziesiątkę. Powiększony w międzyczasie, czteroosobowy zespół autorski zrealizował bez większego wysiłku, zdawałoby się, awizowany cel i poprowadził Perry’ego i jego przyjaciół ku nowym przygodom. Seria pozostawiła za sobą liczbę 50, 100, 200 wydanych zeszytów – mikroskopijne początkowo Perryversum pączkowało i rozrastało się niepowstrzymanie.

Wraz z sukcesem przyszli i wrogowie. „PR” podziałał na podejrzliwych lewackich krytyków jak czerwona płachta na byka. Już wkrótce zarzucano serii kult przemocy, powrót do autorytatywnych wzorców wychowawczych a nawet tendencje faszyzujące. Uwzględniając fakt, że K. H. Scheer był w czasie wojny bosmanem Kriegsmarine a jego zeszyty obfitowały w militarne rozwiązania konfliktów, zorganizowanie odpowiedniej nagonki było proste. Niektóre elementy terminologii serii ułatwiały krytykom zadanie. I tak: neutralny blok, utworzony przez Rhodana na pustyni Gobi, nazwano Trzecią Siłą. Kto chciał, widział tutaj, zupełnie bezpodstawnie, Trzecią Rzeszę. Zjednoczona Ziemia jest rządzona demokratycznie, jednak wybory wygrywa… Rhodan. Do tego jego stanowisko w rządzie to… Großadministrator, co można tłumaczyć (nieco nieudolnie) jako Wielki Zarządca. Nowsze badania literaturoznawców wskazują jednak na to, że zarzuty pokolenia 1968 były nieuzasadnione. „Perry Rhodan” to przygoda, to sensacja, to właśnie typowa space opera, z faszyzmem nie mająca nic wspólnego.

Można oczywiście dyskutować o jej literackiej jakości. Znam głosy z niemieckiego fandomu, twierdzące, że „PR” to najgorsza rzecz, jaka mogła się przydarzyć niemieckojęzycznej SF. Seria od samego początku skutecznie zabiegała o swoich fanów, odciągając ich być może od ambitniejszej literatury. Z biegiem czasu powstała nawet specjalna strona (potem nawet kilkustronicowy załącznik) kontaktu z czytelnikiem. W czasach bez internetu „PR” był jedyną formą beletrystyki, która mogła prawie na bieżąco dyskutować z fanami. Dopiero system forum internetowego zredukował wpływ tego kanału – tym niemniej stał się on nieodłącznym elementem każdego zeszytu. Niejeden czytelnik przyznaje, że od tych właśnie stron rozpoczyna cotygodniową lekturę.

Aktywna wymiana zdań z redakcją i innymi czytelnikami miała błogosławienne skutki dla „PR”. Kilku późniejszych autorów serii stawiało pierwsze literackie kroki właśnie na łamach stron kontaktowych. Najpierw były to po prostu listy, potem jakiś fanfik lub grafika – pierwsze sukcesy motywowały do kariery pisarskiej tak znanych dzisiaj autorów jak Andreas Eschbach, Uwe Anton, Michael Nagula, Willi Voltz czy Thomas Ziegler. Te nazwiska nic Wam nie mówią? A gdy powiem: Erich von Däniken („Wspomnienia z przyszłości“) lub Christopher Franke (ex „Tangerine Dream“)? Däniken, wielki przyjaciel serii, pisał w 1968 do redakcji z więzienia – a fani słali petycje z prośbą o ułaskawienie. Franke poświęcił postaci Perry Rhodana cały album („Pax Terra”). Sam Forrest J. Ackermann, zwany „Mr. Science Fiction”, stał się wielkim fanem „PR” a jego żona Wendy – tłumaczką zeszytów na potrzeby amerykańskiego rynku. Wśród graficznie uzdolnionych wymienić można Olivera Johanndreesa, (późniejszy rysownik serii) czy Olivera Scholla (również rysownik, zrobił karierę jako designer filmowy w Hollywood).

Ach, właśnie! Rysunki w Perryversum to kolejny inteligentny sposób na skanalizowanie aktywności fandomu. Każdy czwarty zeszyt „PR” posiada rysunek techniczny. Zazwyczaj są to statki lub bazy kosmiczne, czasami budowle, urządzenia lub całe scenki rodzajowe z życia przyszłych generacji. Czasami zdarza się mapa ważnego dla aktualnej akcji terenu lub sektora gwiezdnego. Osobiście miałem możliwość obejrzenia takiego sektora w trójwymiarze za pomocą specjalnie wygenerowanej mapy. Fantazja fanów nie ma granic!

Następną metodą związania czytelnika z serią był sprytny zabieg literacki K. H. Scheera. Od samego początku serii jasnym było, że upływ czasu w Perryversum (nie inny niż w realnym świecie) musi w naturalny sposób doprowadzić do wymarcia jego protagonistów. Perry Rhodan i jego ferajna to mimo wszystko tylko śmiertelnicy. Aby zatem główny bohater serii i jego przyjaciele mogli równie energicznie interagować w dalekiej przyszłości i cieszyć tym samym czytelników, należało oczynić ich… nieśmiertelnymi!

Tak, Perry jest nieśmiertelny. Ale tylko względnie. Przy pomocy tak zwanego „aktywatora komórkowego”, produktu niezmiernie zaawansowanej technologii obcych, możliwym jest pozostanie dowolnie długo w tym wieku biologicznym, jaki się miało przy pierwszym jego założeniu. Istnieje jednak zawsze niebezpieczeństwo utraty przyrządu – a wtedy to sprawa kilkudziesięciu godzin i były nieśmiertelny obraca się w wyschniętą na wiór mumię. Oczywiście, nasz Perry zręcznie ominął wszelakie czyhające nań niebezpieczeństwa i cieszy się dobrym zdrowiem w prawdziwie biblijnym wieku 3202 lat.

Uwolnieni od skutków upływu czasu, Rhodan i spółka konsekwentnie pracowali nad urzeczywistnieniem ich wielkiego marzenia. Ziemianie osiedlali się coraz dalej od rodzinnej planety, co nie przebiegało bezkonfliktowo. Imperium Solarne nie było mianowicie pierwszym tego typu tworem w Galaktyce. Wręcz przeciwnie, Terranie to dla wielu innych ras kosmiczne „buraki”, przybyli z zabitej dziurami prowincji wieśniacy, gramolący się w uwalanych gnojem łapciach na polityczne salony Drogi Mlecznej. Konflikty z „zasiedziałymi” sąsiadami stały się nieuniknione i tworzyły główny wątek kilkuset pierwszych zeszytów serii.

9048Czas biegł jednak nieubłaganie do przodu. W realnym świecie nastały lata 70-te, powoli zmieniały się paradygmaty. Zmiany nie ominęły i „spadkobiercy uniwersum”, gdzie do głosu doszła druga generacja autorów z Willim Voltzem na czele. Stary konzept K. H. Scheera, czyli odkrywanie coraz dalszych obszarów wszechświata i torowanie sobie drogi ku kosmicznemu przeznaczeniu ludzkości, przestał być nośny. Potrzebne było nowe podejście do tematu, aby Perryversum uniknęło grawitacyjnego kolapsu.

A Voltz miał takie nowe podejście. „Nasz człowiek w kosmosie”, jak poufale zwą fani Rhodana, został wtajemniczony w prawdziwą rolę ludzkości w odwiecznej grze przeciwstawnych, niezwykle potężnych sił Perryversum. Okazało się, że Terranie to rasa, której zadaniem jest wspierać Superinteligencję ES (po polsku: TO), walczącą po stronie tak zwanych Kosmokratów z mrocznymi siłami groźnych Chaotarchów. Warto dodać, że to właśnie ES wyposażyło Rhodana i kilkunastu jego przyjaciół w aktywatory, aby Terranie mogli sprostać postawionymi przed nimi zadaniami pod egidą długowiecznej elity. Seria otrzymała więc elementy religijno-ezoteryczne, starannie wbudowane przez Voltza w już istniejące struktury dramaturgiczne.

Na tym młody redaktor naczelny nie poprzestał. Dobrze wiedząc, że czytelnik bardziej kibicuje polubianym bohaterom, gdy ostro obrywają cięgi, Voltz rozsadził znany Rhodanowi świat na strzępy. Imperium Solarne upadło, atakowane zarówno z zewnątrz, jak i przez wewnętrznych oponentów. Sam administrator znalazł się miliony lat świetlnych od jego byłej rezydencji w Terrania City. Jego powrót i uwolnienie się Terran spod okowów wiekowej okupacji oraz powolne poznawanie skomplikowaych zależności między Kosmokratami a Chaotarchami to historia na następne kilkaset zeszytów serii.

Ten okres w rozwoju Perryversum był różnie oceniany, jednak nie można zaprzeczyć, że powiew świeżych pomysłów umożliwił serii przetrwanie do lat 80-tych, gdy trzecia generacja autorów chwyciła za ster. Kolejne zmiany społeczne w realnym świecie oddziaływały na rosnące nadal Perryversum – Rhodan stał się osobą prywatną, wprawdzie nadal bardzo wpływową, ale już bez bezpośredniej władzy. A Terranie stali się jedną z wielu ras Galaktikum – podobieństwa do rozrastającej się Unii Europejskiej nie są tutaj przypadkowe. Na byłego majora US Air Force czekały nowe wyzwania, nowe egzotyczne kulisy, nowi przyjaciele i wrogowie. Z nowym wiekiem odrzucił on narzucone mu w erze Voltza wiernopoddańcze uzależnienie od Kosmokratów i obrał ryzykowną, własną drogę. Gdzie go ona zaprowadzi? Któż to wie?!

W ten oto sposób powstał produkt, którego nie da się porównać do niczego innego. Jest to jedyne w swoim rodzaju połączenie brazylijskiej telenoweli z niezwykle rozbudowanym universum SF, którego kulisami jest całkiem spory kawałek znanego uniwersum, sięgający miliony lat świetlnych poza granice Grupy Lokalnej Galaktyk, z odpowiednim bestiariuszem, tysiącami różnych ras i zamieszkałych planet, niezliczonymi protagonistami, z misternie utkaną siatką wzajemnych powiązań i szczegółową historią, sięgającą miliony lat w przeszłość. Autor Andreas Eschbach napisał, że „PR” osiagnął objętość 560 tomów „Harry´ego Pottera“ lub 120 tomów „Wojny i pokoju” i przedstawia sobą najdłuższą opowiedzianą historię świata. „Star Trek” to w porównaniu gwiezdne podwórko.

Autorzy serii planują obecnie nowe zeszyty z rocznym wyprzedzeniem i zatrudniają pracowników wydawnictwa, którzy odpowiadają za profesjonalny research w celu przygotowania przyszłych cykli przygód Perry´ego. Sam twórca nie jest już praktycznie w stanie sprawdzić kanoniczności swoich nowych tekstów i musi zdać się na pomoc rozbudowanej bazy danych. Powstała już przed laty Perrypedia demonstruje wyraźnie, jak potężnie rozrósł się w ciągu 57 lat ten świat.

Perryversum nadal ekspanduje. Zarówno redakcja jak i fani już od miesięcy mają „zaklepany” kolejny termin: dokładnie 14 lutego 2019 pojawi się jubileuszowy zeszyt numer 3000. A nasz człowiek w kosmosie orbituje w międzyczasie niezmordowanie ku nowym przygodom.

Mission week 2953… 2954… 2955… 2956…2957… 2958… 2959…

Andreas „Zoltar” Boegner

wp_neo_156_1920x1080_0

_____________________________________________
www.perry-rhodan.net
www.perrypedia.proc.org
Okładki numerów 2905 i 2906: © Pabel-Moewig Verlag KG, Rastatt, autor grafiki: Swen Papenbrock.
Grafiki główna i zamykająca tekst: © Pabel-Moewig Verlag KG, Rastatt, Autor grafik: Dirk Schulz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *