Type and press Enter.

Głód, dom i bajki / Pan Lodowego Ogrodu / Grzędowicz

Po co są marzenia? Nie chodzi wcale o rzeczy, które da się zrealizować, po które da się sięgnąć: dom, syn i drzewo, nowe auto, wymarzone wakacje. Po co nam marzenie abstrakcyjne? Dlaczego naiwnie, jak dzieci wciąż fantazjujemy?

To jest pytanie o całą fantastykę, z naciskiem na fantasy. Science fiction zwykłem uważać ze pewien rodzaj terapii, którą sami sobie fundujemy, rozładowanie napięć, wyrażenie niepokojów związanych ze współczesnym, ale i przyszłym światem. Fantasy, choć także pełne dodatkowych warstw i komentarzy odnośnie rzeczywistości, stawia raczej na samą opowieść i przygodę, na fantazję, do której tęsknimy.

O ile science fiction zajmuje się tym, kim jesteśmy i dokąd idziemy, o tyle fantasy, jako gatunek, przygląda się raczej archetypom, tutaj ważne jest to, skąd przychodzimy i jak wypływa z tego pochodzenia nasza obecna kondycja. Fundamentem, na którym stoją wszystkie książki z gatunku z którymi się spotkałem, są podstawowe zagadnienia: odwaga, bohaterstwo, przyjaźń, honor, ale także zło, zdrada i niegodziwość z drugiej strony. Właśnie te zagadnienia grają tutaj pierwsze skrzypce, decydują o przygodowym, złośliwi powiedzą: efekciarskim charakterze gatunku.

Ale ten rodzaj opowieści towarzyszy człowiekowi przez całą jego historię! Tam, gdzie zaczynają się dzieje, w Sumerze, najpierw opowiadano sobie, potem zaś odciskano w glinie historie o wielkiej przyjaźni Gilgamesza i Enkidu. Ile tu przygód! Pokonanie potwora Humbaby (prawdopodobnie pierwsze w dziejach wyobrażenie smoka) a potem wielkiego Niebiańskiego Byka! A ileż dramatyzmu i niepewności widzimy w uzbrojonym w samą tylko procę Dawidzie stającym naprzeciw Goliata? Herkules ze swymi pracami, Roland i jego walka, święty Jerzy ubijający smoka, Guliwer ze swoją podróżą, Verne wystrzeliwujący ludzi na księżyc i w końcu XX wiek ze swoją fantastyką, którą czytamy do dzisiaj. Wszystko to jest odpowiedź na wielki, palący nas od zawsze głód: głód bohaterstwa i głód przygody!

Dobrze o tym głodzie pamiętał Tolkien, wprowadzając fantazjowanie w nową epokę, w której trwamy do dziś. O, jakie mieliśmy szczęście, że dokonał tego człowiek obdarzony tak kolosalną wiedzą i tak ogromną wrażliwością! On doskonale wiedział, że marzenie leży w naszej naturze i w naszej historii. Znawca mitów i legend, kleił swoje epokowe dzieła z porażającą świadomością i celnością. I tym wysiłkiem ukierunkował fantastykę, którą czytamy do dziś. To zawsze jest opowieść o człowieku i o tym, że człowiek musi przekroczyć swoje granice, sięgnąć do większych niż on sam wartości, bo człowiek to jest coś więcej niż suma składających się nań elementów. Skąd się bierze to coś więcej? Skąd ten głód za tym co dobre i szlachetne?

Pora w końcu zająć się Grzędowiczem i czterema tomami jego cyklu o Panu Lodowego Ogrodu. Zauważmy, jak bardzo opowieść o Nocnym Wędrowcu wpisuje się w te tory, które towarzyszą nam od zawsze, a które Tolkien dla współczesnych pogrubił. Bo właśnie w tym rodzajowym pokrewieństwie tkwi to, co w historii Grzędowicza jest najlepsze.

To jest opowieść o człowieku w bardzo podstawowym znaczeniu tego zdania. O tym, jak dobro, konsekwencja i sumienie, biorą górę nad nikczemnością i okrucieństwem. Dobro u Grzędowicza jest walką i trudem. Nie leży ono w naturze człowieka – ten musi tę naturę dopiero pokonać, stanąć ponad nią, żeby dobro mogło zatryumfować. Również zło nie bierze się samo z siebie. Okazuje się być owocem ucieczki, idealizmu, albo nadmiernie dobrych chęci (dobrze wiemy jak to jest z budowaniem „nowego, lepszego świata”).

Świat Lodowego Ogrodu nie jest jednak miejscem jednoznacznym. To świat pełen półcieni, mgły i migoczącego, niepewnego światła. Tutaj wybór bardzo często ogranicza się do zła i większego zła. Opisana przez autora rzeczywistość jest brudna, ciemna i bezkompromisowa, w pewnym momencie napięcia stają się nie do zniesienia. Zwłaszcza drugi z czterech tomów zdaje się być w dużej mierze poświęcony zagadnieniu sumienia. Tego, jak wielkim naciskom i naprężeniom ono ulega w miejscu, w którym przetrwanie bardzo często jest równoznaczne z bezwzględnością. Wojna jest zwycięstwem konieczności, kilkakrotnie przeczytamy na kartach kolejnych tomów.

Historia Ulfa, to historia człowieka, który sam jak palec trafia w obcy i zupełnie nieprzychylny świat; świat, który przyjdzie mu naprawić. To zatem sporych rozmiarów opowieść o stopniowo przezwyciężanej samotności. Zaskakująca jest rozbieżność z jaką bohater rozumie słowo „dom” na początku i na końcu tej wyprawy. Bycie w obcym świecie, wśród ludzi, nad którymi ma się przewagę wiedzy i świadomości, to także kusząca okazja do ruszenia przez te dzikie tereny w stronę Jądra Ciemności. Nawiązania do Conrada są tutaj bardziej niż wyraźne (autor zresztą otwarcie się na nie powołuje).

Ale wejście w ten obcy i nieprzychylny świat, tylko z pozoru jest twarde i nieprzyjemne. Kolcami na tej róży są rzekomo przyjazne, ziemskie elementy. Sam świat w który wkracza bohater, świat stylizowany na nordycką kulturę, jest swego rodzaju wytchnieniem, obrazem pełnym tęsknoty. Oto Vuko, zwany także Ulfem i kilkoma innymi imionami, wyrwany z Europy przyszłości, trafia do miejsca, w którym słowo honoru jest słowem honoru, w którym czarne jest czarne a białe białe, miejsce, w którym nieporozumienia wyjaśnia się dając sobie po mordzie, a potem idzie się ze śmiechem do karczmy i na zgodę wypija dzban piwa. I za tym też, zdaje się, podskórnie tęsknimy.

Wojna to zwycięstwo konieczności. Fantastyka zaś jest zwycięstwem przygody i opowieści. To one, siłą rzeczy muszą być tutaj na przedzie, wiele zależy od tego, czy będą fascynowały i trzymały w napięciu, od tego, jak wyraźni będą bohaterowie, jak wiele emocji wywołają w czytelniku ich przygody. Nie wiadomo dlaczego, ale opowieść o zwycięstwie dobra, zawsze musi być pełną przeciwności przygodą i właśnie w takiej postaci, jak już wcześniej pisałem, fascynuje nas od samego początku.

Pan Lodowego Ogrodu odnosi tutaj zwycięstwo. I chociaż kilkakrotnie zdarzało mi się przewracać oczami nad tym, albo tamtym wątkiem (tu wskazać muszę niemal cały tom drugi, z naciskiem na jego finał), to pełen obraz, cała mapa tej opowieści jest piękna i satysfakcjonująca. Obydwie historie: Ulfa i Filara, choć tak różne (jedna jest pogonią, druga ucieczką) świetnie spełniają swoje role. Grzędowicz, zdaje się, wyciągnął maksimum tego, co dało się z fantasy w początkach XXI wieku wyciągnąć. Warto było brnąć przez kolejne tomy!

A zatem raz jeszcze: dlaczego marzymy? Bo jakiś głód nam każe. Może dlatego, że nasze serce jest tam, gdzie nasz skarb. Tego zaś skarbu nie ma tutaj. Ale jest, musi być, skoro coś nakazuje nam tęsknić.

I jest jeszcze jeden głód obok bohaterstwa, szlachetności i odwagi, być może najbardziej pocieszający: głód dobrego zakończenia. Pamiętajmy o nim!

Wasz Paweł M

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *