Gra w odrębność jest w literaturze grą ryzykowną, w której łatwo się zbłaźnić. A jednak Jáchym Topol zdecydowanie w nią wygrywa, choć pierwsze wrażenie zdaje się kierować ku konkluzji, że czeski pisarz istotnie błaznuje, traktując Holokaust czy w ogóle ludobójstwa jako pretekst do niezupełnie stosownych żartów.
Ale drugie wrażenie mówi co innego. Topol unaocznia mianowicie, że w czasach dyktatu pieniądza i technologii każde, najbardziej nawet tragiczne zjawisko można skutecznie, pomysłowo oraz atrakcyjnie skomercjalizować. Wystarczą sprzyjające okoliczności i brak zahamowań, a także potencjalni odbiorcy takiego produktu, gotowi niskim kosztem uporać się ze zbiorowym poczuciem winy.
Tylko że tym razem jest jeszcze miejsce na wrażenie numer trzy. A pojawia się ono po nieco szerszym spojrzeniu na „Warsztat diabła”. Okazuje się wówczas, że i Topola dręczy koszmarne dziedzictwo XX wieku, ale zamiast, wzorem innych, wprost dyskontować niesłabnącą modę na Holokaust, próbuje on to dziedzictwo rozpatrywać w dzisiejszym kontekście, z użyciem nowoczesnych narzędzi i odwołując się do bardzo świeżych niebezpieczeństw.
Zastanawia się zatem, gdzie w dzisiejszym świecie jest miejsce tamtych zdarzeń i okropności, gdy pozornie hołdujemy tym samym, klasycznym wartościom, a jednak gdy trochę je poskrobać, to okazuje się, że istotnie je przedefiniowaliśmy i sami też jesteśmy już inni. Brakuje nam więc adekwatnych kategorii – współczesnych nijak nie da się przyłożyć do tamtego piekła, bo w międzyczasie wytworzyliśmy sobie nowe, a raczej w stare tchnęliśmy nową treść, odzwierciedlającą zupełnie nowy świat.
Tak więc ostatecznie jawi mi się „Warsztat” jako minitraktat o zagubieniu człowieka w labiryncie współczesności, w nieposkromionym potoku coraz szybciej zmieniających się zjawisk, ideologii, narracji, z których niemal nie sposób już wyekstrahować prawdy i rzeczy wartościowych.
I ostatecznie jest to jednak trochę zabawne, że właśnie kiedy wydaje nam się, iż już całą tę środkowo- i wschodnioeuropejską traumę przepracowaliśmy oraz oswoiliśmy, przychodzi Topol i każe kopać głębiej, dosłownie i w przenośni.
Bo „kopać głębiej” w ogóle wydaje się uniwersalną, choć niezbyt modną formułą.
utracjusz
Obraz: Peter Booth – Diabeł i śmiejący się człowiek