Type and press Enter.

Powiedz jeszcze o domu, George / Myszy i ludzie

Scena pierwsza

Jest już ciemno, gdzieś w pobliżu szumi potok, płonie ognisko, przy ogniu siedzi dwu mężczyzn. Po lewej stronie łagodny olbrzym z wyrazem tępej naiwności na twarzy, prosi tego drugiego, drobnego, zniecierpliwionego, z błyskiem sprytu w oku, żeby opowiedział mu to, co zawsze. Tamten niecierpliwi się i wykręca przez chwilę ale w końcu ustępuje.

Są lata dwudzieste albo trzydzieste XX wieku, jest Ameryka, trwa kryzys, a ci dwaj to sezonowi robotnicy, pracujący to tu, to tam, jak wielu mężczyzn w tamtym czasie. Amerykański sen to dopiero melodia przyszłości. Póki co każdy śni tam swój własny, mały sen o normalności, o tym, jak to, być może, będzie. To brudny i beznadziejny świat, składający się tylko z pracy, picia i wizyt w burdelach. Można więc sobie śnić, nic z tego nie będzie.

Ale ci dwaj, George i Lennie są inni:

My mamy przyszłość. Mamy do kogo otworzyć gębę, mamy kogoś, kto się choć trochę nami przejmuje (…) ja mam ciebie, a ty masz mnie.

Oni mają swój sen – normalne życie – i jak mantrę go powtarzają. George, sprytniejszy, dobrze zdaje sobie sprawę, jak odległa to wizja, ale opóźniony w rozwoju, naiwny Lennie, wierzy w to wszystko z przejęciem dziecka i co chwila prosi przyjaciela, żeby tamten opowiedział mu, jak to będzie, jak już im się uda.

Więc zniecierpliwiony George, tam, przy ognisku, w końcu opowiada to, co zawsze. O tym, jak w końcu kupią sobie dom, jak założą farmę z kurczętami, prosiakami i królikami (Lennie będzie ich doglądał), będą mieć trochę swojego zboża, trochę swoich warzyw i będą wieść normalne, spokojne życie, z dala od tego, które znają teraz. I będzie pięknie.

Dajmy na to, do miasta przyjeżdża cyrk albo będzie jarmark, mecz czy inne cholerstwo… Wtedy po prostu sobie pójdziemy. Nie będziemy nikogo pytać o zgodę. Powiemy tylko: „Idziemy, chłopaki”, i pójdziemy. Wydoimy krowę, podsypiemy kurczakom trochę ziarna – i jazda.

Ta scena, scena bajania o pięknej przyszłości, o wspaniałym życiu w czasie przyszłym, powtarza się w krótkiej książce Steinbecka trzykrotnie, za każdym razem wybrzmiewając w nieco innych barwach. Każda z tych scen jest wyjątkowa i głęboko zapada w pamięci. Bo i my za takim życiem, za sielanką taką albo inną, tęsknimy. I czasem roimy sobie ją jako odległe marzenie, czasem wiemy, że jest na wyciągnięcie ręki, czasem zaś, myślimy o niej już tylko z cierpką goryczą. Znamy to.

Scena druga

Z okazji zniszczenia jej nory przy orce w listopadzie 1785
Maleńki, cichy, bojaźliwy stworze,
Ileż popłochu w piersi twojej gorze!
Cóż się tak zrywasz, czemu w swojej norze
Dalej nie drzemiesz?
Myślisz, że życie twoje też rozorze
Morderczy lemiesz?
Przykro, iż na tej człowieczej przewadze
Cierpią Natury jednoczące władze,
Iż, kiedy pługiem o norkę zawadzę,
Nie zauważysz,
Żem też śmiertelny i twój w każdej pladze
Ziemski towarzysz!

Jest druga połowa XVIII wieku, szare niebo nad Szkocją, jest jesień, młody rolnik orze pole. To Robert Burns, szkocki poeta. Gdy był młody, biedni rodzice jakoś wysupłali pieniądze na jego naukę i wszystko było piękne, jakby we śnie. Edukacja, pierwsze wiersze, entuzjastyczny odbiór, wydanie tomiku, świetlana przyszłość. O, jak pięknie musiało to wyglądać z perspektywy pochodzącego z ubogiej rodziny chłopca!

Ale wszystko poszło nie tak. Okazało się, że bogactwo i sielanka nie idą w parze z poezją, nawet tą popularną, tak to już wygląda. Sen o pięknym i dostatnim życiu ucieka, los układa się inaczej. Jest szare niebo nad Szkocją, jesień, młody rolnik orze pole.

Właśnie tam zrodził się jeden z ważniejszych wierszy Burnesa, Do myszy. Podczas swojej pracy zniszczył małą, mysią norę. I to, jakże błahe zajście, skłoniło go do porównania losów: mysiego i własnego. Burns napisze o tym jak gryzoń dzielnie przygotował się do zimy, jaki był pracowity i jak czekał na przyszłość. Ale w to wszystko weszła zimna stal pługu, ciągnionego po jakimś polu, nie po to przecież, by psować mysie mieszkania. A mimo to katastrofa, mała, ale jednak katastrofa.

W Do myszy Roberta Burnesa splatają się losy człowieka i zwierzęcia. Zaskakująco (ale także przerażająco i zabawnie jednocześnie) podobne. Wielkie przygotowania do wielkiej przyszłości chłodzi zimna stal. Nagle mysie sprawy wydają się ważne i wielkie. Nagle ludzkie sprawy stają się błahe.

Przemyślne plany i myszy, i ludzi
W gruzy się walą,
Nasze zapały zawód zwykle studzi
Zwątpienia stalą.

Poeta, którego niedawno ominęło jego piękne życie ze snu, może znajduje w tym dziwnym braterstwie jakąś pociechę. Może myśl, że ta stal zwątpienia nie jest w nas wymierzona z premedytacją, że może i tam nad nami, jakiś niebieski rolnik pracuje na swoim niebieskim polu, od czasu do czasu burząc czyjeś bezpieczne plany.

Scena trzecia

Wszystkich nas (i myszy i ludzi) łączy braterstwo tych snów i planów, które ze sobą niesiemy, normalnych żyć, które gonimy. Ja za swoim bardzo tęsknię. Powiedz jeszcze o domu, George.

PawełM

Więcej prac autora głównej ilustracji, tutaj: https://www.pexels.com/@pixabay

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *