Type and press Enter.

Lektury uzupełniające #21 Miasto pizzy z pummarolą

autor: Maciej Hen; książka: Solfatara

Maciej Hen przenosi nas do roku 1647, do Neapolu -cierpiącego już od ponad 150 lat pod hiszpańskim jarzmem. Cała akcja powieści obejmie 9 dni ludowego powstania rybaka Masaniello  (czyli Tomasza Anioła, bo to skrót od dwóch imion: Tomasso Angelus). I jest upalny lipiec. Ale że to powieść szkatułkowa, rozpisana na wiele głosów, tak naprawdę wędrujemy po Europie, po dużo dłuższym odcinku czasu, od samych początków siedemnastego wieku, towarzysząc w przygodach międzynarodowemu, artystycznemu i często arystokratycznemu towarzystwu. I nie dziwimy się, że ostatecznie, wszystkie drogi wiodą do Neapolu, bo ten cierpiący i pod jarzmem Neapol był w połowie wieku nie tylko miejscem społecznych fermentów ale i kwitnącym miastem, i ostoją sztuk wszelakich. 

640px-vue_de_metz_et_descente_de_croix_barra_26_de_nomc3a9 

Bo wszystko tu zostało zmyślone lecz poza tym to sama prawda. Plejada postaci historycznych uczestniczy w prawdziwych wydarzeniach. Czytamy o miejscach, które nadal istnieją, o namalowanych naprawdę obrazach i rzeczywiście skomponowanych utworach. Można spokojnie czytać Solfatarę bez pomocy internetu -zwłaszcza gdy posiada się wiedzę czym jest pummarola – ale, zapewniam, odrobina dociekliwości jedynie zwiększy przyjemność lektury.

Pierwszy głos w tej opowieści należy do Fortunata Petrelliego – wydawcy neapolitańskiej gazety, dziennikarza, drukarza, twórcy własnego formatu czcionki (piękny motyw i nie udało mi się sprawdzić czy w całości przez Macieja Hena wymyślony – zachwyca jak gładko w powieści przenikają się fakty ze zmyśleniem). Ale w Solfatarze dzieje się tak wiele, że właściwie głównego bohatera możemy sobie wybrać. Dla mnie (i z pewnością nie jestem w tym odosobniona) postacią centralną całej historii jest François de Nomé -malarz z miasta Metz. Powiązane z tym bohaterem wątki, spajają Solfatarę w całość i  sprawiają, że wbrew pozorom chaosu, wszystkim tym opowieściom w opowieściach, cała historia ma bardzo silny szkielet. (Ogromnie się zdziwiłam, gdy przeczytałam w wywiadzie, że Maciej Hen pisał Solfatarę 9 lat – właśnie dlatego, że odbieram tę książkę jako niezwykle spójną.) Tajemniczy lotaryński artysta jest też chyba głównym powodem dla którego warto w internecie poszperać. Żeby obejrzeć obrazy i poznać fakty, z których ukuł bohatera Hen, bo wymyślił do tych fantastycznych wedut (czy kaprysów)  i całego dzisiejszego zamieszania związanego z atrybucją obrazów, genialne charaktery i spektakl. (Dwaj bohaterowie opowieści François de Nomé i Didier Barra nie dość, że często malowali wspólnie, to posługiwali się też tym samym pseudonimem. Nic dziwnego, że po śmierci zaczęli  w końcu być postrzegani jako jeden twórca. Dopiero dwudziestowieczne badania rozdzieliły ich na nowo. A żeby dopełnić zamieszania, w wielu ich pracach widać współuczestnictwo dodatkowych artystów.)

607px-franc3a7ois_de_nomc3a9_-_head_of_saint_john_the_baptist_presented_to_salome_-_walters_37329

Trzeba powiedzieć, że Solfatara to naprawdę gruba powieść (900 stron, ale nie przekracza jeszcze tego progu niewygody, kiedy to zbyt grube powieści same się zamykają i wymuszają na nas nienaturalną, nieleżącą pozycję przy czytaniu  – któż nie pamięta tej denerwującej właściwości Lodu?). Od razu też podkreślę, że bardzo szybko nieprzeczytane jeszcze strony zaczęły mnie cieszyć, bo Solfatara to jedna z takich przygód, przy których żałujemy, gdy dobiegają końca.

Podobnie jak ulubionego i najważniejszego bohatera, możemy sobie też wybrać, co jest tak właściwie głównym tematem powieści. Może krwawa rewolucja? Ten wciąż powtarzający się moment dziejów, w którym cynizm i egoizm władzy spotykają okrucieństwo i głupotę tumów. W Solfatarze jest kilka prawdziwie wstrząsających scen. Może Neapol? Ukazany barwnie, wnikliwie, rzetelnie. I jednocześnie, w wielu epizodach, będący żartobliwym pogłosem naszych współczesnych wobec tego miasta oczekiwań (spontaniczny i pełen życia – zwanego też hałasem, bogaty sztuką, z górującym nad krajobrazem Wezuwiuszem i można tu pysznie, i tanio zjeść. Choćby pizzę z pummarolą.). Może tematem jest wiek siedemnasty? Ściślej – pierwsza połowa – z jej politycznymi fermentami, podziałami społecznymi, wojnami i wojenkami, ale i codziennością zmierzającą wielkimi krokami ku epoce oświecenia, w blask rozumu i nauki. Ten siedemnasty wiek jest zresztą bardzo u Macieja Hena współczesny i z pewnością został tak potraktowany świadomie, kto szuka w powieści historycznej mentalnych przepaści, dowodów na nieustający postęp historii i ewolucję ludzkości, ten może się zawieść. (Jednocześnie język Solfatary jest lekko stylizowany, nie w formie, wiec czyta się łatwo, ale w zawartości. Cieszy pięknymi, dziś zakurzonymi słowami). Może tematem przewodnim są artyści?  Ci spełnieni  – jak kompozytor madrygałów i morderca żony Carlo Gesualdo, genialni lecz wiecznie niezaspokojeni – jak de Nomé; ci, żyjący w cieniu cudzego talentu – jak Didier Barra; sprytni i zapracowani – jak Vittoria Basile. Ci, którzy zrezygnowali – jak nasz narrator i ci, którym nawet do głowy nie przyszło, że ich życie to pogoń artysty za wolnością i pięknem – jak Donna Sveva.

nomc3a9_landscape

Bez wątpienia zawiera Solfatara potężny ładunek melancholii. Przyczyny jej znajdziemy i w Macieja Hena braku złudzeń co do spectrum definicji człowieczeństwa i w silnej w powieści świadomości/samotności przemijania  -jest ona jeśli nie wiodącym motywem, to na pewno silnym pogłosem opowiadanych historii. Ale przede wszystkim znajdziemy tu piękno, przygodę i wiarę w życie. Bo w ogólnym rozrachunku, wspomnieniu, które zostaje z lektury, to książka otwarta, chwaląca drobne i większe życia radości, pozbawiona cynizmu i składająca hołd prawie dziecięcej naiwności (przeciw „prawdom szpicli przyczajonych w wychodkach”). No i last but not least, jest też Solfatara po wielokroć bardzo zabawna (z fenomenalną historią pierwszej miłości młodego Fortunata okraszoną spotkaniem z panem Liguin-Za).  

Bardzo też podobało mi się poetyckie zakończenie. Naiwność Forunata mnie urzeka, jest zwieńczeniem jego życia artysty.  

Agnieszka Ardanowska

Recenzji towarzyszą obrazy. Kolejno:

Powstanie Masaniello na Piazza Mercato, Michelangelo Cerquozzi i Viviano Codazzi, Galeria Spada, Rzym

Widok Metz ze wzgórza Bellecroix, François de Nomé i Didier Barra, kolekcja prywatna

Salome oglądająca głowę Jana Chrzciciela, de Nomé i Barra, Walters Art Museum, Baltimore

Pejzaż z fantastycznymi ruinami, de Nomé, Muzeum Narodowe w Warszawie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *