Type and press Enter.

Nieboskie figle Makuszyńskiego / Perły i wieprze

Na Perły i Wieprze trafiłem zupełnym przypadkiem: wpadłem do jakiejś bookcrossingowej budki, myląc ją niefortunnie z publiczną toaletą. Zbawiennie, widok ustawionych na półkach książek zahamował kolejne pomyłki. Żeby wyjść z całego ambarasu z twarzą, postanowiłem dla niepoznaki chwycić pierwszą z brzegu książkę, że niby po to tu przyszedłem i czem prędzej oddalić się w poszukiwaniu ratunku.

Po tygodniu, zdziwiony, znalazłem w torbie małą, różową książeczkę z nazwiskiem i portretem Kornela Makuszyńskiego na okładce. Zamiast tracić czas na łatanie dziur w pamięci, postanowiłem zapoznać się z jej treścią i, jak stałem, padłem, powalony nieprzebranym ładunkiem błyskotliwości i humoru, wręcz wylewających się spomiędzy kolejnych stron!

Książka podzielona jest na dwie części, gromadzące w sumie cztery opowiadania. Pierwsza część, o perłach, mieści tylko jeden tekst, krótkie opowiadanko historia sznura pereł, rzecz rozkosznie zabawną, opowieść o szczęśliwym znalazcy wielkiego majątku, o jego małżeństwie, planach na przyszłość i ich realizacji. Rzecz niezwykle zabawna, zamknięta zaskakującym finałem, więcej o niej napisać się nie da. Z pewnością warto przeczytać.

Prawdziwym miodem tego zbiorku są natomiast trzy kolejne opowiadania, spięte cyklem o wieprzach. Są one ze sobą powiązane, wszystkie bowiem opowiadają historię życia niejakiego Szymona Chrząszcza, malarza, łaydaka i nicponia. Już tytuł pierwszego z nich (Szymon Chrząszcz znieważa sakrament małżeństwa) zapowiada znajdujące się w środku wielkie skarby. Ale choćbyśmy spodziewali się rzeczy najlepszych, humor, zadziorność i błyskotliwość Makuszyńskiego i tak nas zaskoczą!

Trzy opowiadania o Szymonie Chrząszczu zatopione są w jakiejś odrealnionej, groteskowej wręcz rzeczywistości. To świat wspomnień o wspólnym mieszkaniu z przyjaciółmi i niekończących się przygodach w młodości. Nie ma tam rutyny codziennego życia, żyje się z tego, co przyniesie szczęście, co uda się namalować i sprzedać, albo napisać i sprzedać. To ciąg anegdot o kolejnych hultajstwach, opisanych tak żywo i barwnie, że – Bóg mi świadkiem – nagłymi wybuchami śmiechu straszyłem współpasażerów (część czytałem w pociągu).

Na myśl, jako żywo, przychodzi Hrabal, u którego także, choćby w Czułym barbarzyńcy znajdujemy podobne konstrukcje. To ogromnie zabawne ciągi kolejnych historii, spojone biorącą nad wszystkim górę tęsknotą, tak opowiada się tylko o tych rzeczach, które już nie wrócą. Bal, tak gorszący, że publicznie domagano się ekskomuniki dla organizatorów; próba wyłudzenia pieniędzy od bogatych krewnych; nocne schadzki i przyprowadzanie do domu nieznajomych (bo przecież pijany człowiek śpiący na ławce w parku to bez dwu zdań persona szlachetna!)… każda z tych historii żyje i dźwięczy. Tak samo wspominam hultajstwa czasu studiów.

Makuszyński stawia tutaj pomnik archetypowi artysty-szelmy, wiecznie głodnemu, wiecznie pijanemu (Chrząszcz: wody zaś rzadko używał zewnętrznie, nigdy zaś wewnętrznie, co mu dawało pogodę ducha i napawało ochotą do życia) i nierobiącemu sobie zbyt wiele z norm społecznych. Taki awanturniczy żywot, który niby gorszy, ale tak naprawdę fascynuje. Istne korsarstwo życia codziennego, pełne życie w przejaskrawionych kolorach opowieści o łajdactwach. To jest pieśń o życiu hultajskim, prostym i przezabawnym, ale jakże pełnym, jakże pięknym!

No i Szymon Chrząszcz. Prawdziwy i namacalny, jakby z krwi i kości, we wszystkich swoich szelmostwach, jednak zarazem tak przerysowany, że wydaje się być postacią mityczną. Jak wszyscy inni tutaj zresztą. I ja mam podobne opowieści (choć brak mi iskry do odpowiednio żywego opisania ich), ma je zapewne każde z nas. Każde z nas miało w swoim życiu okres wesołej mitologii, złoty wiek, który nie wróci. Swoich Chrząszczy i Szczygłów, jak u Makuszyńskiego. Cieszmy się nimi, mimo tęsknoty. A książka to jest miód, proszę wierzyć mi na słowo, proszę w ciemno się w nią wyposażać!

Wasz Paweł M

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *