Type and press Enter.

Moskwa-Pietuszki/ Jerofiejew

Niniejszy tekst nie ma na celu obrazić kogokolwiek. Wyraża jedynie przemyślenie na temat niepojętych, metafizycznych tematów objawionych w skądinąd prostym, szczerym, bardzo przyziemnym człowieku, którego spotykam – różniącego się fizjonomią i doświadczeniem – stale, w każdym mieście i miasteczku naszej fantastycznej krainy. “Ironia jest ostatnią fazą rozczarowania”, mawiał Anatol France, czasem jednak jedynym sposobem myślenia o stałych własnej rzeczywistości.

Jest zatem poranek, dzień po dniu, godzina 6.45 i codzienna droga pokonywana w celach zarobkowych. Kiedy mijam sklep, on już tam krąży; serce jego codzienności, pulsująca najpierwsza myśl po przebudzeniu jest na wyciągnięcie ręki; a kiedy w ręku drobne – jaśnieje niedalekim zwycięstwem. Zatem złocista ciecz i papieros spożywane ku udręce ciała i ukojeniu duszy w mijającym czasie. Cóż jest tu potrzebą, a cóż pragnieniem; czy my, którzy dostrzegamy, jakkolwiek ciemno, rozróżnienie pomiędzy tymi pojęciami, nie błądzimy, próbując wytyczyć granicę między nimi? W osobie przysklepowego konesera trunków mało wykwintnych pragnienia i potrzeby zbierają się w jedność i fascynująca jest szczerość postawy konesera. Oto on: niewstydliwa obecność w obrębie sklepu narażona na wzgardliwe spojrzenia ludzi zwyczajnych, pogarda wyrażowa ruchem ramion i splunięciem w ziemię na propozycję pracy za piętnaście złotych za godzinę. Nie, nie jest to istota zwyczajna. Wiecie, ktoś napisał, że Dostojewski nawet z wizyty u kurwy robił doznania metafizyczne, no ale jak było z Marmieładowem? To jedna z najszczerszych postaci – ciągle kochając, nie potrafił kochać zwyczajnie; płakał nad losem chorej żony i córki z “żółtą książeczką” i było w tym płaczu wielkie dostojeństwo i wielka tragedia. I nie odrzucaj głowy z pogardą widząc człowieka w niskości jego, bo nie znasz jego historii. Cóż nam po kpinie i szyderstwie, zostawmy je za sobą, a weźmy delikatność i zrozumienie, a najsampierw: dobroć; może tego trzeba światu.

Zatem sięgam po Wienię Jerofiejewa, który w całości oddał nam zwyczaje swojego ciała i niezwyczaje swojego ducha w poemacie pijackim, bardzo skądinąd kunsztownym i kontynuującym piękną tradycję bełkotu literackiego, zwanym Moskwa-Pietuszki. Podobnoż – poznał kobietę i do niej zdąża każdego piątku, a tym razem jest to trzynasty piątek, kiedy do niej zdąża, lecz to najprawdopodobniej się nie uda.

Skąd w ogóle pomysł na człowieka metafizycznego w osobie konesera? Rozmyślania nad tym prowadzą w niebezpieczne, bluźnierczo świętokradcze rejony, w których opalizuje taka jędrna, wyprodukowana z próżności własnej i chwili wolnego czasu, myśl: otóż koneser jest niby Bóg w niebiosach. Tyle że bliższy jest ludziom, bo – choć od ziemi oderwany – z ludzi wzięty. Bo dokądkolwiek nie pójdę, a zwiedziłem kawał naszej pięknej ojczyzny – i czy było się szczylem, czy podrostkiem – zawsze się go widziało. Czas płynął pomimo niego; nie miał antenatów i spadkobierców, nie miał króla; sami sobie był wszystkim, jak Cyganie albo bogowie.

Kto bardziej rozmyśleć może czas i jego nieprawdopodobieństwa – np. takie: dlaczego wszystkie struny przypadków i napięcia konieczności sprawiły, że oto złoty trunek pije o 6.45 ten pan, z którym dzielę imię i jak to się dzieje, że w poczuciu takiej pozornie bezsensownej czynności odnajduje on sens; słowem: czy przeczuł na wskroś i czy na nice odwrócił swoją prywatną wieczność doczesną, by oddać się bezcelowemu błogostanowi? Czy rozważył on – bezwiednie – słynne, otwierające zdanie Mitu Syzyfa? I czy odpowiedzią nie jest ten trunek, tak błogo w dłoni mało spracowanej dzierżony? Pije. On, Diogenes naszych czasów z darem glosolalii, który literami każdego języka wyryje na kartonie: “na piwo/ for beer/ cerveza/” itd…

Fantastyczne to są istoty, aniołowie przyziemności, którym bywa, że zazdroszczę. Jeforiejew daje temu taki wyraz: “Wszak człowiek to nie tylko aspekt fizyczny, lecz także duchowy, a oprócz tego istnieje również aspekt mistyczny – ponadduchowy. Tak więc z minuty na minutę oczekiwałem, że na środku placu zacznie mnie mdlić we wszystkich trzech aspektach.”

“O, gdyby cały świat był taki jak ja teraz, gdyby każdy na tym świecie był łagodny i zalękniony, a także niepewny niczego, ani siebie, ani wagi swego istnienia na ziemi – jakże byłoby dobrze! Żadnych entuzjastów, żadnych osiągnięć, żadnych nawiedzeń! Zgodziłbym się żyć na ziemi całą wieczność, gdyby mi przedtem pokazano jakiś zakątek, gdzie niekoniecznie zawsze trzeba osiągać sukcesy”.

Prawdę mówiąc, nie pamietam, o czym traktuje poemat Moskwa-Pietuszki. Coś o naprawie świata szczyptą wrażliwości, coś o prezydentach porwanej Europy, trochę o wykresach układających się w piękne panoramy i niedosiężne szczyty. Nie pamiętam, o czym traktuje poemat Moskwa-Pietuszki, sam, prawdę mówiąc, trochę łyknąłem podczas tej pięknej opowieści. Chcieliśmy z Wienią dotrzeć na Kreml, ale zawsze na drodze stawał dworzec Kurski. A na dworcu tyle natchnień i ponęt. Zatem jeśli to jedno zdanie o łagodności dobrze udało się mi zapamiętać: to ja przy nim zostaję i ukontentowani jesteśmy razem z Wienią, choć jemu odbija się jeszcze porannym różowym wzmocnionym za jeden trzydzieści siedem.

“Porzućcie swoje zajęcia. Stańcie obok mnie i uczcijmy minutą milczenia to, czego nie da się wyrazić słowami. Jeżeli macie koło siebie jakąś syrenę, to niechaj zaraz zaryczy”.

 

Za grafikę ukłony dla don Pablo.

Marcin

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *