Type and press Enter.

O SPOTKANIU / TISCHNER, INNY, ROBINSON

Owładnął mną ostatnio obraz Robinsona Crusoe żyjącego samotnie na wyspie. Najważniejszym momentem całej tej opowieści jest dla mnie moment, w którym głodny jakiegokolwiek spotkania, Robinson znajduje na plaży odcisk cudzej stopy. I ta scena była przy mnie podczas lektury Innego księdza Tischnera, przez jej pryzmat na jego pracę patrzyłem. Ta z kolei wniosła dużo nowego światła w scenerię bezludnej wyspy.

Zatem odcisk stopy na plaży. Nie mówię tylko o tamtej plaży robinsonowej, mówię o wszystkich naszych plażach. Dwie rzeczy czynią to znalezisko absolutnie niezwykłym. Po pierwsze obcość. To nie jest odcisk stopy bohatera, ten ślad w piasku wytłoczył ktoś obcy, inny, różny. Owocem tej różności są przeciwieństwa: strach i radość. Poza obcością, w śladach innych, dostrzegamy też podobieństwo, tożsamość. To zawsze jest ludzka stopa, przytwierdzona do ludzkiej nogi, ta z kolei zazwyczaj ma na końcu do człowieka. Podobnego!

Cudowność śladu stopy na plaży bezludnej wyspy, wynika ze zderzenia tych dwu przeciwstawnych właściwości. Ona jest jednocześnie obca i podobna. Tak właśnie ksiądz Tischner definiuje INNEGO. Inny to nie-ja, ale podobny. Żeby mogło dość do spotkania, zaistnieć musi spotykany i spotykający; podobni i różni. Rzecz o spotkaniu to jest rzecz o przeciwieństwach, zatem ustawione w pary, muszą się tutaj powtarzać jak refreny.

Obie te rzeczy muszą trwać jednocześnie, jeśli chcemy mówić o spotkaniu, o relacji. Sama różnica zrodzi przepaść, której przeskoczyć się nie da. Z kolei bycie takim samym, to trwanie w jednym punkcie. Bez dwu punktów – nie ma spotkana. Zatem nawet jeśli chce się spotkać siebie samego, dopowiedzmy, należy się wychylić, na moment pod obcym kątem przyjrzeć się innemu sobie. Sobie z przeszłości, sobie w konkretnym, odrębnym kontekście. Trzeba uciec od bycia takim samym, jeśli chce się siebie poznawać. Na wyspie doskonale widać to spotkanie, gdy lata odosobnienia i przemiana natury pozwalają na trzeźwą, przenikliwą i mądrą ocenę własnej przeszłości.

Jeśli chodzi o spotkanie z innym rzeczy mają się odwrotnie. Tutaj obcość jest punktem wyjścia. Rodzi odwrotną konieczność – dążenie do podobieństwa, jedności, poznania. Przykład z powieści Defoe, jest szczególnie jaskrawy, bo przecież inność rozbitego Anglika i Piętaszka jest porażająca, tak samo jak zapał i siła z jakimi później dążą do bycia podobnymi. To dążenie do poznania, wypływa z nas jakby podskórnie, jakby było zapisane w naszej naturze. Kiedy ostatnio ktoś chadzał po naszych plażach? Gdy ostatnio znalazłem czyjś trop, badałem go z wielkim niepokojem, uszykowałem nawet broń, na wszelki wypadek. Ale mimo to, pojawienie się innego powitałem z radością.

Narzędziem, za pomocą którego ma miejsce spotkanie i poznanie, jest słowo, dialog. Tischner kilkakrotnie powtarza, że ważniejszym od treści mowy, jest właśnie sam fakt jej zaistnienia, wydarzenie mowy. Poświęca tej tematyce trzecią cały esej. Milczenie jest stanem nienaturalnym, zastępuje spotkanie mijaniem się. To mowa umożliwia poznanie, to „zbliżenie się”, upodabnianie się innych, ale i dostrzeganie ich różności.

Mówieniu do innego towarzyszy pewne napięcie, jakie powstało między mną a innym. Napięcie to wynika z nieprzewidywalności jego reakcji. Nieprzewidywalność nie jest zwykłą niewiedzą. Jest raczej wiedzą o wielu różnych możliwościach, nad którymi nie mam władzy (…) nie wiem co inny zrobi.

Podobnego napięcia nie ma w obcowaniu z rzeczami i przedmiotami. Kolejna scena na bezludnej wyspie. Czy Piętaszek jest zły, czy dobry? Groźny, a może łagodny? I co w nim wygra? Czy chrześcijańskie wartości zaszczepiane przez Robinsona, czy też barbarzyńska natura dzikusa? Anglik mierzy weń z broni, zamyka go w zagrodzie, długo bada i studiuje, zanim z gąszczu wszystkich możliwości wyłoni prawdę o chłopcu. Bo poznawanie, o tym też pisze Tischner, polega z jednej strony na poszerzaniu wiedzy, a z drugiej na odrzucaniu możliwości, znajdowaniu jednej prawdy. …wszelkie poznanie jest „zubożeniem”. Spośród wszystkich możliwości, Piętaszka-barbarzyńcy, Piętaszka-dzikusa, Piętaszka-okrutnika, Piętaszka-przyjaciela, Robinson wskutek poznania wyłowi tylko jednego, pozwalając innym odejść i zniknąć.

Poznanie innego, spotkanie z nim, ożywia całą przestrzeń i wyspa nie jest już bezludna. Tak Tischner napisze o Robinsonie i Piętaszku: Jak długo Robinson jest sam, drzewa mają jedynie tę stronę na którą Robinson patrzy. Dopiero gdy pojawia się Piętaszek, „powstaje” inny świat – świat widziany oczyma innego.

Nie jesteśmy tutaj sami, nie żyjemy osobno. Wiem, zobaczyłem ślady, na wszelki wypadek wziąłem strzelbę i ruszyłem za nimi między drzewa, by choć na chwilę spotkać. I bać się i dziwić i cieszyć.

Niesławne p.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *